32-latek skatował psa swojego dziadka siekierą. Zwierzę cudem przeżyło. Dziś wyrok w tej sprawie.
Dziś w nowotomyskim sądzie ogłoszony ma zostać wyrok w sprawie 32-letniego mieszkańca Starego Tomyśla. Mężczyzna w kwietniu tego roku, znajdując się pod wpływem alkoholu zaatakował psa swojego dziadka siekierą, powodując u czworonoga poważne obrażenia głowy.
Zarówno prokurator, jak i oskarżyciele posiłkowi, czyli mecenasi Stowarzyszenia Pomocy Zwierzętom „Łapa” i Fundacji Mondo Cane zażądali w swych mowach końcowych wyroku 2 lat więzienia, czyli maksymalnej kary, jaką sąd może wymierzyć za znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad zwierzętami.
Ponadto oskarżony miałby wpłacić po 5 tys. zł na konta obu towarzystw, wyrok miałby też zostać opublikowany w prasie.
Czy sędzia przychyli się do tych wniosków? W ubiegłym tygodniu odbyła się rozprawa, podczas której zeznawali świadkowie - dziadek oraz ciotka oskarżonego, a także weterynarze. Sam oskarżony próbował tłumaczyć się, że pies był wobec niego agresywny i go ugryzł i że w samoobronie uderzył go raz - w nos.
Fakt ugryzienia (niegroźnego) potwierdzono, jednak pozostałych zeznań już nie. Ustalono, że gdy pies ukąsił mężczyznę, uciekł pod budę. Wtedy oskarżony miał wziąć siekierę i i dwukrotnie uderzyć go w głowę trzonkiem. To rodzina wezwała policję. Zatrzymany miał wtedy ponad 2 promile, a pies - jak mówiono - źle na niego reagował właśnie wtedy gdy był pijany.
Dodajmy, że w ub. tygodniu zapadł wyrok wobec 63-letniej mieszkanki Puszczykowa (gm. Kamieniec), której odebrano ponad 50 psów przetrzymywanych w skandalicznych warunkach. Niektóre z nich zmarły. Kobieta dostała 8 miesięcy w zawieszeniu na 3 lata, 10-letni zakaz posiadania psów i prowadzenia hodowli oraz grzywnę. Sąd uznał, że nie działała z premedytacją, co - jak podkreślono - nie zmienia faktu, że mając psy trzeba też mieć świadomość konieczności zapewnienia im odpowiednich warunków.