Tomasz Biernat, SRS Czuwaj Przemyśl: Uważam, że nie zawiodłem
- Chciałbym zagrać w superlidze, a w przyszłości zostać trenerem – zwierza się Tomasz Biernat, szczypiornista SRS Czuwaj Przemyśl, tegorocznego wicemistrza 1 ligi.
Zostaje pan w Czuwaju na następny sezon, bo były pogłoski, że może pan odejść?
Na pewno będę nadal zawodnikiem tego klubu. Owszem, miałem chwile niepewności, ale nie ze względów sportowych, tylko rodzinnych.
Niestety, pański macierzysty klub – Olimp Grodków – nie zdołał utrzymać się w 1 lidze. Czego mu pan życzy?
Szkoda, że do tego doszło, bo Olimp organizacyjnie dobrze sobie radzi. Jestem pewien, że skutecznie powalczą o awans już w najbliższym sezonie, głównie swoimi wychowankami.
W minionych rozgrywkach, tak bardzo udanych dla Czuwaju, zdobył pan 97 bramek, co dało czwarte miejsce na klubowej liście strzelców za Kubisztalem, Puszkarskim i Kroczkiem. Jaki w sumie był dla pana pierwszy sezon występów w przemyskim klubie?
Trochę niezręcznie siebie oceniać, ale uważam, że nie zawiodłem i wniosłem „coś” do drużyny, skoro chcą, abym grał w niej nadal. Początki, jak zwykle, nie były łatwe. Musiałem dobrze poznać kolegów, znaleźć swoje miejsce na boisku, aby poczuć się pewnie. Myślę, że mi się to udało.
W składzie Olimpu Grodków natrafiłem jeszcze na dwóch zawodników o nazwisku Biernat. Ma pan coś wspólnego z nimi?
Tak! Marcin to mój kuzyn, ale już nie gra, teraz udziela się w zarządzie klubu. A Paweł to mój starszy, 32-letni, brat. Też już nie uprawia piłki ręcznej, wyjechał za granicę. Ale to nie koniec rodzinnych, sportowych tradycji. W szczypiorniaka, jeszcze W GKS Grodków, grał mój tata Mariusz.
Z kim w Czuwaju najlepiej współpracuje się panu na boisku?
Głównie z graczami pierwszej linii, czyli atakującymi, Maćkiem Kubisztalem, Mateuszem Kroczkiem i Pawłem Puszkarskim. Ale nie mam żadnych zastrzeżeń także do wszystkich pozostałych kolegów. Staramy się tworzyć dobrze rozumiejący się kolektyw nie tylko w szatni i na boisku. Wierzę, że podobnie będzie w nowym sezonie.
Jakie są pana nadzieje związane z następnymi rozgrywkami? Nie kusi, aby zagrać w superlidze? Tym bardziej, że Czuwaj jako wicemistrz, gdyby miał wystarczający budżet, mógł starać o „dziką kartę”…
Marzeniem każdego sportowca jest awans, gra w najwyższej klasie i krajowej reprezentacji. Chciałbym awansować z Czuwajem do superligi, ale klub musi być przygotowany do tego pod względem finansowym. Potrzeba mu mocnych sponsorów oraz odpowiedniej promocji na krajowych boiskach.
Jest pan absolwentem wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego, ale nie pracuje w wyuczonym zawodzie…
Tak, to prawda, ale nie zupełnie do końca. Skończyłem kierunek trenerski i, po zakończeniu kariery zawodniczej, chciałbym zająć się pracą szkoleniową. Ostatnio skończyłem kurs Polskiego Związku Trenerów Personalnych i zdobyłem uprawnienia do prowadzenia zawodników samodzielnie lub z innym szkoleniowcem. Zawodowo pracuję jako instruktor w fitness klubie „Diamond” w Przemyślu, co ma też coś wspólnego z trenerstwem.
Po ligowym sezonie pan wspólnie m. in. z klubowymi kolegami - Bajwolukiem, Kulką, Orłowskim i Puszkarskim - reprezentując AZS Uniwersytet Rzeszowski zdobył srebro Akademickich Mistrzostw Polski oraz złoto w kategorii uniwersytetów. Ale na ME w Hiszpanii z Czuwaju zagrali jedynie Puszkarski, Kulka i Orłowski. Dlaczego zabrakło pana?
Taki jest regulamin, który uwzględnia tych zawodników, którzy wygrali krajową rywalizację w poprzednim roku. Zgodnie z nim, za rok znajdę się już na europejskiej imprezie. W trzeciej dekadzie lipca czeka mnie urlop, a od sierpnia razem z kolegami rozpocznę przygotowania do nowego sezonu.