To trudny rok. Chleb podrożeje?
Zbiory zbóż i rzepaku będą gorsze niż w latach ubiegłych. Zawiniła susza na jesieni, wiosenne przymrozki i ostatnie lokalne gradobicia. Teraz żniwa opóźnia kapryśna pogoda.
Minęły czasy, kiedy żniwami żyła cała Polska, głównym tematem w mediach był brak sznurka do snopowiązałek, a rolnikom w pracach polowych pomagało wojsko. Postanowiliśmy sprawdzić, z czym nasi rolnicy borykają się dziś, co z tegorocznymi zbiorami i jaka jest lubuska wieś.
Po wejściu Polski do Unii Europejskiej w naszym rolnictwie zaszły ogromne zmiany. Poprawiła się efektywność gospodarowania, pojawiły się nowoczesne maszyny, w niektórych dziedzinach dorównujemy już Europie. Do lamusa odeszło określenie „zacofana wieś”, a przecież jeszcze dwie dekady z okładem miało ono rację bytu.
- Nie mamy czego się wstydzić - mówi Stanisław Myśliwiec, prezes Lubuskiej Izby Rolniczej. - Dziś powinni do nas przyjeżdżać rolnicy z zachodniej Europy i patrzeć, jak potrafiliśmy wykorzystać szansę na modernizację.
Z całą pewnością możemy powiedzieć, że w Lubuskiem mamy najlepszych specjalistów w hodowli bydła mlecznego.
- Mimo, że jesteśmy najmniejszym producentem mleka w kraju, mamy najlepsze wyniki, jeżeli chodzi o wydajność
- podkreśla S. Myśliwiec. - Nasze obory zajmują trzy pierwsze miejsca w kraju, a w Kalsku mamy krowę - rekordzistkę Europy. Bardzo dobrze stoimy też w produkcji warzyw. Upraw nie ma za dużo, ale gospodarstwa są zmechanizowane i wydajne.
- Siłą lubuskiego rolnictwa, chociaż osłabioną skutkami ptasie grypy, nadal są drobiarze.
- dodaje prezes LIR. - Niektórzy hodowcy mogą mieć jednak problem ze wznowieniem produkcji. Ponieśli niesamowite straty, a późne wypłacanie rekompensat sprawiło, że zalegali z ratami kredytów. Teraz muszą szukać pieniędzy na odsetki.
Atut regionu, ale też przekleństwo?
W ostatnich dwóch dekadach z krajobrazu lubuskiej wsi prawie całkowicie zniknęły małe gospodarstwa. Dziś średnia powierzchnia gospodarstwa to nieco ponad 20 ha, ale sporo jest takich, które mają po kilkaset ha. Specjaliści twierdzą, że o opłacalności produkcji roślinnej można mówić dopiero przy 100 ha.
Z tą opinią zgadza się Adam Gabryelewicz, który od 20 lat prowadzi gospodarstwo w Starym Stawie. Na około 120 ha zajmuje się głównie produkcją roślinną. - Na pewno łatwiej gospodarować większym areałem, dlatego jestem zwolennikiem okazalszych gospodarstw. Wtedy sprawdza się mechanizacja - uważa.
Leszek Glezer, hodowca danieli z Pławina jest zdania, że duże gospodarstwa to wręcz atut naszego regionu. - W takie gospodarstwa inwestujemy, rozwijamy je z korzyścią dla rolników i konsumentów. W małych, produkcja przeznaczona jest przede wszystkim na własne potrzeby.
Niestety, dziś większości lubuskich rolników czuje się mocno rozczarowana, czy wręcz rozgoryczona systemem podziału pieniędzy z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich 2014-2020.
- Obecny PROW to dziś największa bolączka naszych rolników. System podziału pieniędzy jest dla nich bardzo niekorzystny. W tym rozdaniu preferowane są małe gospodarstwa, a tych u nas jest niewiele. Niestety nie możemy skorzystać z tych pieniędzy - ubolewa prezes LIR.
- Dlatego wystąpiliśmy do ministra o regionalizację. Chcielibyśmy, aby województwo otrzymało pulę pieniędzy, którą mogłoby dysponować wg uznania - tłumaczy.
Taki mamy klimat...
- Największym plusem gospodarowania w naszym województwie jest to, że Lubuskie położone jest przy granicy. Jesteśmy sąsiadami dużego rynku, a to dobrze wpływa na rolnictwo, mamy większe możliwości - uważa Leszek Glezer.
- Jednak, to, co jest dla nas plusem jest też minusem. Bo to, że jesteśmy blisko granicy powoduje, że nie mamy rąk do pracy. Młodzi zatrudniają się za granicą, bo jak wiemy, są tam nieporównywalne zarobki.
Marek Szron, właściciel około 200 ha sadów w Solnikach i producent soków owocowych podkreśla, że plusem gospodarowania w naszym województwie jest łagodniejszy klimat.
To prawda. Lubuskie należy bowiem najcieplejszych regionów Polski. Okres wegetacji roślin przekracza 225 dni. To nawet o 70-90 dni więcej w porównaniu ze wschodnimi i południowymi krańcami Polski.
- Nie nękają nas tak często kataklizmy, przymrozki i gradobicia, jak w innych rejonach kraju. Zasługą lasów jest to, że powietrze nie jest zanieczyszczone. Minusem może być brak wody do nawadniania roślin, częste susze oraz brak siły roboczej - zauważa M. Szron.
Rolnik za biurkiem
Rolnikom przeszkadza też biurokracja. Korzystanie z unijnej pomocy, to nie tylko pieniądze, które wpływają na konto, ale konieczność wypełniania wniosków, prowadzenia dokumentacji i liczenie się z kontrolami. Jeszcze więcej formalności trzeba dopełnić w przypadku prowadzenia gospodarstwa ekologicznego.
- Dobijają nas kontrole. Jest ich więcej niż za komuny, a obostrzenia są takie, że mało kto jest w stanie im sprostać. Przez to sporo gospodarstw upadło - uważa, Jan Gajda, rolnik, który od 40 lat prowadzi niewielkie gos¬podarstwo w Olbrach¬¬towie. - Myślę, że gdyby nie sztuczne piętrzenie przeszkód, ludzie nadal utrzymywaliby się z rolnictwa.
Większym optymistą jest Adam Gabryelewicz ze Starego Stawu. - Najlepiej, gdy nie ma potrzeby załatwiania spraw urzędowych, bo to zabiera czas. Jednak, jeżeli istnieje konieczność składania różnego rodzaju dokumentów, to pozytywne relacje z urzędnikami przydają się. Na pewno urzędnicy nie utrudniają teraz życia rolnikom. W tej sprawie nie jest źle – przekonuje rolnik z powiatu nowosolskiego.
Sporym problemem i to nie tylko lubuskich rolników, są szkody spowodowane przez dzikie zwierzęta. Wiele kontrowersji budzi sposób szacowania strat, a na linii rolnicy - koła łowieckie często iskrzy.
- Te grosze, które uda się wywalczyć nie pokrywają szkód. Na swoich polach mam od groma saren i dzików. Korzystniej jest je odstraszać, niż prosić koła łowieckie o pieniądze. Często muszę spać na polu, bo zwierzaki w nocy żerują na uprawach - przyznaje J. Gajda.
Dariusz Gembara ze Starej Wody w gm. Lubsko, który od 30 lat prowadzi 70-hektarowe gospodarstwo rodzinne, zwraca uwagę na inny problem, a mianowicie wypłatę odszkodowań z tytułu klęsk żywiołowych.
- Warunki uzyskania wsparcia są tak wyśrubowane, że nawet średni gospodarz ich nie spełnia. Choć dookoła trąbi się o stawianiu na rozwój i wsparcie rodzinnych gospodarstw, to preferuje się duże spółki - uważa pan Dariusz. - Kiepsko jest też z informacją o dotacjach. Jak rolnik sam o siebie nie zadba, z inicjatywą nie wyjdzie ani gmina, ani instytucje doradcze. Rola gminy ogranicza się jedynie do rozpatrywania wniosków. Jednym słowem nie jest lekko, mały rolnik nie ma siły przebicia.
Opóźnienie na polach
W ostatnich latach rolnikom dokuczała susza, w tym roku jest więcej deszczu, ale zbiory wcale nie będą lepsze.
- Żniwa rzepaków i jęczmieni ozimych, które powinny zakończyć się około 20 lipca, w niektórych rejonach województwa jeszcze trwają - mówi Stanisław Myśliwiec. - Pojawiły się już porosty na pszenżytach, a to oznacza, że ziarno bardzo dużo straci na wartości. Wydajność też jest duża mniejsza. Wszystko przez suchą jesień. Rośliny nie zdążyły przed zimą rozbudować systemu korzeniowego. Swoje zrobiły też wiosenne przymrozki, a teraz lokalne ulewy i gradobicia.
Paweł Początek, rolnik z Kargowej mówi nam, że tegoroczne zbiory zapowiadały się dobrze, jednak ostatnie gradobicie zniszczyło część upraw.
- Na moich polach 20 proc. zbóż leży na ziemi. To już nie jest do odzyskania. Ucierpiały też uprawy kukurydzy, która ma zniszczone liście. Trzeba ją szybko skosić. Wcześniej w zbiorach przeszkadzały deszcze. Trudno było wjechać ciężkim sprzętem na pole. Kłosy zbóż są przerośnięte. One nadają się na paszę.
Jerzy Fabiś, burmistrz Kargowej, który prowadzi gospodarstwo rolne w Starym Jaromierzu przyznaje, że zbiory u niego będą wyższe niż w ubiegłym roku, choć mogło być lepiej, gdyby nie te przymrozki w maju. - Przez opóźnione żniwa z powodu deszczów zboże porosło. Nawet na polach porasta rzepak, który powinien być już zebrany. Zboże drożeje już od jakiegoś czasu i myślę, że będzie jeszcze droższe.
Pewne jest to, że będzie mniej zbóż konsumpcyjnych. Rolnicy zgodnie twierdzą, że chleb może podrożeć.
- W Lubuskiem jest zaledwie 23,5 tysiąca gospodarstw. To najmniej w całym kraju. Dla porównania w wojeództwie Mazowiecki gospodarstw rolnych jest 10 razy więcej nioooż u nas.
- Średnia wielkość gospodarstwa wynosi prawie 21 ha. Daje nam to trzecią pozycję w kraju.
- Powierzchnia gruntów w gospodarstwach rolnych wynosi około 500 tysięcy ha.
- 44 proc. gruntów rolnych to gleby słabe i najsłabsze. Średnie zajmują 36 proc., a dobre - 18,3 proc., a ardzo dobre to - 0,4 proc.. Gleby klasy najlepszej u nas nie występują.
- W 70 proc. gospodarstw uprawia się zboże, w 44,3 proc. hoduje zwierzęta (w tym bydło - 14,3 proc., trzodę chlewną - 12,5 proc, drób kurzy - 32,3 proc. ).
- W produkcji roślinnej dominują zboża: pszenica, żyto i jęczmień.