To nie prawnicy są winni złemu prawu [rozmowa]
Rozmowa ze STEFANEM MUCHĄ, radcą prawnym z Torunia, o efektach Kongresu Prawników Polskich w Katowicach.
Z jakimi oczekiwaniami jechał pan do Katowic?
Liczyliśmy na merytoryczną dyskusję dotyczącą wymiaru sprawiedliwości, w tym kwestii proponowanych przez rząd zmian ustawowych, dialogu ze środowiskami prawniczymi, poszanowania konstytucji i niezależnej władzy sądowniczej oraz dostępu obywateli do sądu.
W ciągu jednego dnia? Rozumiem, że miał to być również pokaz siły środowiska?
Tak można to określić, ale nie chodzi o siłę polityczną. Chodziło o różne spojrzenia - sędziowskie, radcowskie , adwokackie i akademickie - oraz o głosy zaproszonych gości, w tym polityków i gości z Europy. Dyskusja w takim gremium należy do rzadkości.
Rozesłano do uczestników prośby, by nie poruszać wątków afer sądowych oraz wynagrodzeń sędziów. O drażliwych sprawach nie chcieliście rozmawiać?
Do mnie taka prośba nie dotarła. Ale wiem, że część uczestników rzeczywiście takie sugestie otrzymała. Może dlatego że jest to tematyka warta szerszego omówienia, a nie tylko 20-minutowych wystąpień. Z tego powodu skupiliśmy się na głównych tematach.
Miało być forum dialogu, ale w sytuacji, gdy prawnicy wychodzą z sali , o dialog raczej trudno.
W trakcie przemówienia przedstawiciela prezydenta dezaprobatę dla treści prezydenckiego przesłania okazano poprzez podniesienie w górę Konstytucji RP. Masowe opuszczenie sali miało miejsce w trakcie wystąpienia wiceministra Warchoła, który dokonał bezpardonowego ataku na środowisko sędziowskie - swoistego sądu nad sądami. Do elementów jego wystąpienia nawiązywali później uczestnicy debaty merytorycznej. Wystąpienia strony rządowej były wystąpieniami gości, a nie uczestników debaty środowisk prawniczych. Ze strony rządowej spotkaliśmy się z konsekwentnym podtrzymaniem dotychczasowej linii zmian - a opór wobec niej stanowił jeden z głównych powodów zwołania kongresu - bo sądownictwo ma być niezależne. Daliśmy sygnał, że chcemy rozmawiać, ale na razie nadal jesteśmy w tym samym martwym punkcie. Mam nadzieję, że jednobrzmiący głos polskich i zagranicznych środowisk prawniczych będzie miał znaczenie dla strony rządowej, ale mój optymizm nie ma zbyt silnych podstaw.
Czy zastanawialiście się państwo, dlaczego zarzuty przeciwko środowisku prawniczemu okazały się skutecznym hasłem w kampanii wyborczej?
Wszyscy wiemy, że wymiar sprawiedliwości w Polsce wymaga zmian. Nikt tego nie kwestionuje, również organizatorzy kongresu. Ale chodzi o to, aby były to zmiany rozsądne i rzetelne. Przepisy prawa w naszym kraju, ciągle nowelizowane przez władzę ustawodawczą (często z powodów politycznych), przestają być już zrozumiałe dla profesjonalistów - dla zwykłego obywatela bywają czarną magią. Ale to nie sędziowie, radcy prawni i adwokaci uchwalają przepisy prawa. Nawet najlepszy sędzia czy radca prawny nie jest w stanie dobrze funkcjonować w złym prawie. Strona rządowa skoncentrowała się na zmianach, które mają zmienić zarządzanie sądownictwem. Ale - jak to pięknie ujął jeden z dyskutantów - gdy do sądu wchodzi polityka, wychodzi z niego sprawiedliwość. W trakcie kongresu pojawiły się konkretne i daleko posunięte sugestie i koncepcje reform wymiaru sprawiedliwości, które mogą szybko poprawić jego jakość i skuteczność.
Z pewnością część środowiska prawniczego przysłużyła się sytuacji, jaką mamy - poziom zaufania do wymiaru sprawiedliwości jest niski. To także odzwierciedlenie faktu, że generalnie poziom zaufania społecznego jest u nas na poziomie dramatycznym. Próba zrzucania winy za złe prawo, które jest w Polsce na porządku dziennym, na środowiska prawnicze, jest wygodna, ale nie jest rzetelna.