Bieganie. Jednym z uczestników biegu z okazji 65-lecia „Gazety Lubuskiej” będzie Paweł Czapiewski
Powodem naszego spotkania jest bieg, który 7 października „Gazeta Lubuska” organizuje w Pszczewie. Zdeklarował się pan, że będzie jednym z jego uczestników...
Zawsze marzyłem, żeby odwiedzić Pszczew (śmiech). Z chęcią się tam pojawię. Miałem akurat wolny termin i z reguły staram się brać udział w tego typu wydarzeniach. Tym bardziej, że z „Gazetą Lubuską” w trakcie kariery było mi po drodze. Chcę uczcić 65-lecie gazety na sportowo, nie może mnie tam zabraknąć.
Niemal każda większa miejscowość w Polsce ma w ostatnim czasie swój bieg. To już moda na bieganie?
Nawet nie moda, a bum na bieganie. Ostatnie pięć lat to ogromny wzrost frekwencji na wszystkich biegach, wysyp nowych imprez w całym kraju. W 2005 r. Maraton Warszawski ukończyło 300 osób, biegali gdzieś po parku. Teraz co roku startuje tam około 6 tys. osób. Coraz więcej ludzi zauważa pożytki z uprawiania sportu, a bieganie jest sportem najprostszym. Jest to też doskonała forma promocji dla miast.
W pana rodzinnym Choszcznie też odbywa się bieg, który Pan organizuje...
Tak. Za dwa tygodnie 20. edycja Choszczeńskiej Dziesiątki. Jestem z nim bardzo emocjonalnie związany. Jeszcze w podstawówce startowałem w jednej z pierwszych edycji jako nietrenujący zawodnik. Liczymy, że w tym roku będziemy mieli około 700 uczestników.
Dlaczego tak wiele osób wybiera bieganie?
Do uprawiania tego sportu nie potrzeba żadnej infrastruktury, można zacząć samemu, nie trzeba inwestować w sprzęt. Ale trzeba do tego podchodzić z głową. Wielu biegaczy amatorów się przeforsowuje i pojawiają się kontuzje.
Jak długo trzeba się przygotowywać, żeby przebiec 10-kilometrową trasę, jak ta w Pszczewie?
Jestem zdania, że każdy zdrowy człowiek przed 40 jest w stanie przebiec taką trasę z marszu, ale też nie o to chodzi. Jeśli wcześniej nie biegaliśmy, to wystarczy miesiąc treningów po dwa, trzy razy w tygodniu.
Spotkaliśmy się przed pańskim treningiem...
Tak, staram się trenować 3-4 razy w tygodniu. Przygotowuję się do maratonu w Poznaniu.
Łatwo się panu zmobilizować do treningów?
Mój problem polega na tym, że już się trochę w życiu nabiegałem i z tą mobilizacją bywa różnie. Zazdroszczę ludziom, dla których bieganie jest pasją. Ja jestem przykładem osoby, która powinna biegać. Po 20 latach uprawiania sportu takie zupełne zaprzestanie jest dla zdrowia niebezpieczne. Dwa lata po zakończeniu kariery ważyłem 20 kilo więcej, nie byłem w stanie przebiec 4 km. Stwierdziłem, że nie tędy droga. Mam już zaliczone trzy maratony, w tym jeden poniżej 3 godzin. Ja muszę sobie stawiać jakieś wyzwania. Liczę, że za rok, na 40 urodziny, przebiegnę maraton w czasie 2.40. To ogromne wyzwanie, ale liczę, że się uda.
A dla pana bieganie jest pasją?
Pod koniec kariery miałem przesyt biegania. Paradoks polega na tym, że ja nigdy nie lubiłem biegać. Na szczęście urodziłem się do biegania 800 metrów, a tam biegać za dużo nie trzeba. Co innego z maratonem. Tu minimalny trening to 12 km, a trenując 800 metrów, to 12 km było maksymalnym dystansem. Trening był inny, bardziej urozmaicony. Po dwóch latach przerwy stwierdziłem, że muszę biegać, że nie ma dla mnie innej drogi. Poszukuję motywacji. Ale jest fajnie, bo poznaję nowych ludzi.