Tak o Antonim Paciorko, założycielu Melioreksu, mówi Andrzej Szymulewski, wójt gm. Raczki. Ta rodzinna firma właśnie w Raczkach zaczynała działalność. Paciorkowie budowali ją od zera i w styczniu 2016 przenieśli się wreszcie do nowej siedziby w pobliskiej Szkocji. W styczniu br. pan Antoni zmarł.
Otwarcie nowego Melioreksu było pełne radości, dumy, satysfakcji i nadziei na nowe perspektywy, które brały się z ciężkiej pracy rodziny pana Antoniego i pracowników jego firmy. Niestety, choroba zabrała go nagle, ucinając plany.
- To była duża firma, zatrudniająca ponad 200 osób, co ma w takiej miejscowości jak Szwajcaria ogromne znaczenie - opowiada z trudem wójt Szymulewski. - Antoni Paciorko był moim kolegą od lat 90. Pozostanie w mojej pamięci jako dobry, ciepły kolega, normalny, fajny człowiek, a także jako przedsiębiorca, który był patriotą lokalnym i marzył, żeby w tych Raczkach dobrze się działo. Mobilizował mnie do wielu zadań.
Jak w każdym środowisku, i jak każdy człowiek, tak i Antoni otoczony był zarówno ludźmi, którym pasowało to, co robił, i takimi, którym to nie pasowało.
- To normalne - przyznaje Andrzej Szymulewski. - Ja go będę pamiętał jako osobę z ogromną wrażliwością na krzywdę ludzką, otwartego na wspieranie potrzebujących, działalność szkoły, organizację wycieczek. Jak mógł, wspierał ich finansowo albo organizował transport. Jeszcze ciągle brak mi słów po tej śmierci… Nie wiem, jak wyrazić to, co czuję…
Zaczynał w pokoju syna, a potem sypały się nagrody
28 stycznia ubiegłego roku firma Meliorex, założona przez Antoniego Paciorko, świętowała 25-lecie istnienia. Tego dnia oficjalnie otwarta została nowa siedziba firmy w Szkocji koło Raczek.
Zaledwie tydzień wcześniej na gali Gazel Biznesu w białostockiej filharmonii robiliśmy zdjęcia panu Antoniemu, gdy z uśmiechem odbierał laury dla najbardziej dynamicznie rozwijającej się firmy województwa. Melioreksowi przypadła także statuetka Super Gazeli, czyli firmy, która najdłużej w województwie, rok po roku bez przerwy, zdobywa tytuł Gazeli. W przypadku Melioreksu był to piąty rok z rzędu.
Ten tytuł nie był dla nas zaskoczeniem: na gali Podlaskiej Złotej Setki Przedsiębiorstw jesienią 2015 roku także wręczyliśmy Antoniemu Paciorko nagrodę Awans Roku potwierdzającą, że firma, której zarząd jest w rękach rodziny - żony, syna - złapała wiatr w żagle i idzie jak burza od przetargu do przetargu, od inwestycji do inwestycji.
Gdy na wiosnę 2016 wydawaliśmy kolejną specjalną Strefę Biznesu (ekskluzywne pismo o gospodarce regionu rozpowszechniane m.in. w Empiku) Antoni Paciorko patrzył na czytelników z okładki. Jak zawsze szeroko uśmiechnięty, serdeczny...
Robiliśmy to zdjęcie w jego gabinecie. Oczywiście w otoczeniu rodziny, już w tej nowej, wymarzonej siedzibie w Szkocji. Ale przypominając historię firmy byliśmy także w małej „kanciapce” w Raczkach, gdzie przez lata mieściła się siedziba Melioreksu. Pan Antoni i jego żona Maria sięgali w swoich opowieściach także do pierwszego lokalu, w którym zaczynali działalność na własny rachunek, czyli do bloku w Raczkach, gdzie biurem był pokój syna.
Meliorex
Firma powstała w 1990 roku. Ma na swoim koncie Diamenty Forbesa w kategorii przedsiębiorstw o obrotach 5-50 mln zł; Gazele Biznesu z tytułem Supergazeli włącznie; nagrody Newsweeka za czołową pozycję wśród podlaskich firm rodzinnych; tytuły Superfirmy w rankingach Gazety Współczesnej w dziedzinie CSR (społeczna odpowiedzialność biznesu). Za najwyższy skok w górę w Podlaskiej Złotej Setce Przedsiębiorstw w 2014 roku firma odebrała nagrodę w kategorii Awans Roku. W 2015 roku jej przychody sięgały prawie 80 mln zł, co plasowało firmę na 59. miejscu wśród największych przedsiębiorstw województwa. Ma na swoim koncie bardzo długą listę zrealizowanych kontraktów. Ostatnim była zakończona w grudniu 2016 budowa odcinka łączącego drogę krajową nr 8 z drogą wojewódzką nr 655 w Raczkach.
Fiacikiem po wertepach od urzędu do urzędu
- Jak przyszedł rok 1990, uznałem, że czas zwinąć chorągwie w państwowej firmie, gdzie byłem przewodniczącym Solidarności i wziąć się do pracy - wspominał wtedy Antoni. - Namówiłem więc trzech kolegów, żebyśmy założyli własną działalność. Trzech nas było operatorami sprzętu - ja pracowałem na spycharce, a jeden miał tytuł magistra melioracji. No więc jego wybraliśmy na dyrektora tego naszego interesu. To jednak okazało się strzałem w płot, bo po niespełna roku magister-dyrektor dał drapaka.
Przedsiębiorca, którego firma zatrudniała na początku ponad 160 osób i była w stanie obsługiwać równolegle kilka budów w Polsce, przypominał, jak - w czasach, gdy jeszcze nie było przetargów - śmigał po podsuwalskich wertepach małym, białym fiacikiem i w urzędach dobijał się o zlecenia. Bo chęci do pracy było w nich więcej, niż pracy na rynku.
- Ten fiacik dawał mi status najbogatszego w firmie - śmiał się Antoni Paciorko.
Śmiał się on, śmiał się syn Piotr wspominając: - Gdy miałem osiem lat, umiałem prowadzić samochód. Jak miałem kilkanaście, mogłem już wchodzić do wykopu i kłaść rury... Gówniarzem byłem, gdy jeździłem z chłopakami żukiem na budowy. W budzie było gorąco i piekielnie duszno, bo wszyscy palili. Podawało się rurki starym układaczom. Układało trelinkę, jakieś kostki. W szkole średniej prowadziłem już budowy: po lekcjach w technikum ochrony środowiska zakładałem gumowe buty i ganiałem z żeliwnymi rurkami.
Gdy tak na zmianę z ojcem i mamą (siostra akurat była nieobecna) opowiadali historię rodowej firmy, jej przekształcania się z przedsiębiorstwa stricte melioracyjnego w wykonujące roboty wodociągowe, związane z kanalizacją sanitarną, budową stacji uzdatniania wody czy oczyszczalni ścieków, w powietrzu aż furczało od emocji.
I ta niesamowita radość, gdy akurat przy nas odebrali telefon i okazało się, że wygrali przetarg, w którym konkurowali z zagranicznym gigantem! Duma, satysfakcja, ulga - wszystko w tym było.
I konstatacja ojca: - Każdemu pracownikowi tłumaczyłem i synowi ciągle powtarzam, że jeśli zrobimy coś dobrze, to nas zauważą. I to się udało.
Wójt Andrzej Szymulewski mówi, że Antoni Paciorko był dobrym duchem Raczek i lokalnym patriotą. Fakt - z tej właśnie małej miejscowości pod Suwałkami pochodził. Tu się uczył w podstawówce. Stąd dojeżdżał do szkoły zawodowej. To tu w 1993 r. kupili ok. 26 arów po dawnym SKR z kilkoma rozpadającymi się budynkami. Tam mieli warsztaty.
Ech, życie jest piękne...
Cała rodzina przyznawała, że wiele decyzji podejmują przy obiedzie.
- Jak jest potrzeba, to od razu z ojcem myślimy, jakie ruchy wykonać - śmiał się Piotr. - Szybkość działania bardzo często się nam przydała.
Chwalili sobie dwupokoleniowość zarządzania. Godzenie doświadczenia ojca z dążeniem syna do wprowadzania nowego sprzętu, podnoszenia wydajności.
- Już 16 lat pracuję w firmie, a ani razu żeśmy się z ojcem nie poróżnili - mówił Piotr. A pan Antoni dodawał, że jego marzeniem było, żeby powstawało jak najwięcej polskich firm.
W jego gabinecie stało kilka wizerunków marszałka Piłsudskiego, obok zdjęć rodziny, wnuków.
W zeszłym roku, po Wielkim Balu Biznesu, oglądał w naszych gazetach zdjęcia. Trzymał długo przed sobą to, na którym siedzi z panią Marią, swoją kochaną góralką u boku.
- Ja to mam szczęście - komentował z nieukrywaną dumą. - Ja taki jak ja, a żonę mam taką piękną i zawsze młodą. Ech, życie jest piękne.
W czerwcu tego roku skończyłby 60 lat.