Pan Sylwester Latkowski, znany dziennikarz śledczy, w jednym ze swoich materiałów prasowych oskarżył niedawno gen. Mieczysława Bieńka o to, że w 2004 r. - kiedy ów oficer był dowódcą dywizji w Iraku - polscy żołnierze operowali tam w nieopancerzonych pojazdach marki Honker.
Wszystko się zgadza oprócz faktu, że gen. Bieniek nie odpowiadał za stan wyposażenia naszego kontyngentu, więc wskazanie jego osoby było nadużyciem moralnym popełnionym przez żurnalistę. Skąd to wiem? Ano stąd, że właśnie w tamtym czasie - od stycznia do sierpnia 2004 r. - byłem dowódcą niższego szczebla jednego z pododdziałów, który działał w miejscowości Karbala, świętym mieście szyitów. Dodatkowo, sam spędziłem wiele tygodni w przywołanym powyżej pojeździe, a, gdy na początku kwietnia 2004 r. wybuchło powstanie Muktady as-Sadra, wówczas opancerzałem wozy starymi blachami i kamizelkami przeciwodłamkowymi. Wiele można napisać o słabym przygotowaniu technicznym naszego kontyngentu do działań stricte wojennych, ale imienne wskazanie dowódcy związku taktycznego, jako odpowiedzialnego za takowy stan rzeczy, jest wielkim nieporozumieniem. Dobrze byłoby, gdyby pan Latkowski oparł swoje tezy na poważniejszym materiale, niż jakaś tam „gawęda ze szwagrem”.
„Gawęda ze szwagrem” ma to do siebie, że jest nieźle przyswajalna przez spragnionych sensacji odbiorców, ale niekoniecznie oddaje prawdziwość opisywanych historii. Honkery, których używaliśmy w Iraku, zostały tam przetransportowane latem 2003 r., czyli wtedy, kiedy gen. Bieniek służył w Turcji na stanowisku zastępcy dowódcy 3. Międzynarodowego Korpusu Armijnego NATO. I zmianą kierował, nieżyjący już, gen. broni Andrzej Tyszkiewicz, ale i jego nie można obwiniać o jakość wyposażenia, bowiem żołnierz walczy tym, co otrzyma od polityków. Innych samochodów w Polsce wtedy nie było, więc wojsko wysłano ze sprzętem, który był dostępny. Nie, nie usprawiedliwiam tej decyzji, ale wskazuję tych, którzy ją podjęli, a byli nimi politycy.
Politycy, nie żołnierze, uzgadniali na poziomie międzynarodowym siły i środki, które zostaną zaangażowane w Iraku, oraz zadania, jakie będą tam wykonywać. Gdyby pan Latkowski zapomniał, to służę informacją, że prezydentem RP - zwierzchnikiem Sił Zbrojnych - był wówczas Aleksander Kwaśniewski, tekę premiera dzierżył Leszek Miller, a resortem obrony zawiadywał Jerzy Szmajdziński. Ten ostatni zginął w katastrofie 10 kwietnia 2010 r., więc nie mieszajmy go do sprawy, ale - w ramach swojej dziennikarskiej roboty - proponuję panu Sylwestrowi ostre przesłuchanie żurnalistyczne pozostałych dwóch eksoficjeli. Jestem pewien, że pomimo upływu lat, obydwaj doskonale pamiętają kulisy negocjacji i chętnie podzielą się nimi z red. Latkowskim. Zobligowany jestem nadmienić, że nie darzę gen. Mieczysława Bieńka większą estymą, ani też nie postawiłem się w roli jego społecznego mecenasa, ale sądzę, że jako aktywny uczestnik wydarzeń sprzed lat mam prawo przeciwstawić się próbie jego obwinienia za nieswoje grzechy, jakiej dokonał red. Sylwester Latkowski. Czasem warto sięgnąć do źródeł faktycznych i nie opierać swoich przekazów na „gawędzie ze szwagrem”.
Howgh!
Autor jest emerytowanym oficerem wojsk powietrznodesantowych. Imię i nazwisko do wiadomości redakcji.