Od jakiegoś czasu rejon Usnarza Górnego stał się wydarzeniowym centrum Polski, a doniesienia z owej malowniczej okolicy, już kilkanaście dni okupują czołowe miejsca we wszystkich serwisach informacyjnych. O czym to świadczy? Prywatnie uważam, że rzecz cała daje nienajlepsze świadectwo naszej kondycji intelektualnej, ponieważ opinia publiczna dała się wmanewrować w nieistniejący konflikt.
Tak, wiem! Właśnie moi Czytelnicy zatrzęśli się z oburzenia po przeczytaniu frazy „nieistniejący konflikt” i już układają sobie w myślach cięte riposty mające mi pokazać, jak bardzo błądzę! Oczywiście, posypuję głowę popiołem i przyznaję Państwu rację, gdyż to ja pełnię rolę służebną w stosunku do Was, ale dokładnie takie samo zadanie mają żurnaliści przygotowujący materiały z miejsca fermentu. Oni spełniają obowiązek informowania o wszystkim, ale, skoro najbardziej chwytliwy jest idiotyczny rajd posła Franciszka Sterczewskiego, to wiadomo, że ów bieg będzie elementem intensywnie eksponowanym.
Przez telewizyjne i radiowe studia przewiną się dziesiątki ekspertów od niczego, przybiorą na swe nobliwe lica mądre miny i autorytatywnie stwierdzą, że tak powinno lub tak właśnie nie powinno dziać się w demokracji. Temat łatwy, lekki i przyjemny, z analiz którego nigdy nie będą rozliczeni. Co mądrzejsi zapodadzą wątek o wojnie hybrydowej, ale on zniknie w kakofonii innych bzdurek. Tym sposobem Alaksandr Łukaszenka, najprawdopodobniej nieświadomie, zaserwował nadwiślańskiej opinii publicznej swoisty środek na uspokojenie – takie „białoruskie relanium”.
„Białoruskie relanium” mogło zadziałać jedynie na polskim organizmie, ponieważ tylko w naszym kraju wolność swobodnie przenika się z anarchią. Jeśli ktoś ma wątpliwości co do prawdziwości moich słów, to zalecam analizę materiałów filmowych z protestu francuskich „żółtych kamizelek”, demonstracji hiszpańskich secesjonistów czy rozprawę niemieckich służb porządkowych z antyglobalistami dewastującymi Hamburg w roku 2017.
Jak Państwo sądzą – czy gdyby naszą rodzimą policję charakteryzowała choć cząstka tej brutalności, jaką zaprezentowały katalońskie czy paryskie pododdziały prewencji, to „aktywiści” zdecydowaliby się podjęcie próby przecięcia drutu żyletkowego? Osobiście nie widzę takiej opcji, gdyż oni jednak cenią sobie komfort życia i nikt nie chciałby spać na łokciach, chroniąc obite plecy przed brutalnym dotykiem satynowego prześcieradła. I na tym pseudo cyrku wszyscy skupili uwagę, pomijając grozę białorusko-rosyjskich strategicznych ćwiczeń wojskowych "Zapad-2021".
"Zapad-2021" ma być pokazem potęgi i sprawności połączonych sił zbrojnych Moskwy i Mińska. Aby wywołać zamieszanie pod Tatrami, Łukaszenka przywiódł w rejon przygraniczny grupę nielegalnych imigrantów, co miało spowodować napięcie na długo przed rozpoczęciem dynamicznej części ćwiczeń. Jednak nawet wyśmienite wschodnie służby specjalnie nie były w stanie przewidzieć bezmiaru głupoty polskiej opozycji i nie wzięły pod uwagę wariantu przykrycia manewrów wojskowych wrzaskami Klaudii Jachiry, której dzielnie sekundowała pewna holenderska stacja telewizyjna, racząc swoich widzów owym żałosnym widokiem. Jeśli spojrzeć tak na sprawę, to mamy porażkę wysublimowanej operacji zaplanowanej przez sąsiednie reżimy, ponieważ strach przed czołgami został zniwelowany przez „białoruskie relanium”.
Howgh!