Terapeutyczne bajki pani Celiny, czyli jak przestać bać się ciemności i dentysty
Nie warto bać się ciemności, trzeba szanować innych, nie można dokuczać nawet tym, których nie lubimy. Czy są sposoby, by wstać wcześnie rano, nawet jak się bardzo nie chce? I jak zaakceptować siebie, jak polubić swoją inność… To sztuka, by przekazać dzieciom niektóre oczywistości i wartości tak, żeby nie przynudzać. Celina Zubrycka z Dobrzyniewa Dużego znalazła na to sposób. Pisze bajki terapeutyczne i relaksacyjne. – To nic trudnego – przekonuje. – Wystarczy wyobraźnia.
Tę wyobraźnię Celina Zubrycka miała od zawsze. Do tej pory wydaje jej się, że to nic wyjątkowego. Raczej dziwi ją, gdy okazuje się, że ktoś tej wyobraźni nie ma.– Wymyślanie historii… To przecież zupełnie naturalne – uśmiecha się. Ale przyznaje, że lubi nie tylko wymyślać, ale i czytać to, co powstało w wyobraźni innych. To m.in. dlatego wybrała studia polonistyczne. Potem, przez lata uczyła języka polskiego w szkole.
- Literatury, ale i teorii literatury oraz gramatyki – uściśla. No i była to również trochę nauka życia – uśmiecha się.
Zależało jej, by uczniowie umieli odróżnić dobrą literaturę od złej. By umieli czytać książki. By potrafili świadomie wybrać te, które im się naprawdę podobają, by wiedzieli, czy wolą poezję, opowiadania, powieści…
– Chciałam ich nauczyć takiej praktycznej umiejętności obcowania z dziełem literackim – wyjaśnia. I opowiada o codziennych dylematach szkolnego polonisty: - Często zmagamy się z literaturą, która nie trafia do ucznia. Takie właśnie są czasami lektury obowiązkowe, ale bywa, że uczniowie źle reagują też na ulubioną książkę nauczyciela. To bolesne, gdy omawia się na przykład swoją ulubioną książkę z dzieciństwa, a im się ona nie podoba. Ja tak miałam z „Anią z Zielonego Wzgórza” – wspomina.
Później pracowała już przede wszystkim w bibliotece i prowadziła lekcje z dziećmi z niepełnosprawnościami. To było zupełnie inne, nowe doświadczenie – spotkanie w cztery oczy z dzieckiem pozwalało na dobre poznanie drugiej osoby, jej potrzeb, marzeń, ale i lęków, jakie niesie życie. Jak przyznaje Celina Zubrycka, zdobyta w ten sposób wiedza o drugim człowieku dziś pomaga jej w… pomaganiu. Bo czym innym, jak nie pomaganiem, są bajki, które teraz pisze?
Bajka ma się stać pretekstem do rozmowy z dzieckiem, do wyjaśnienia, ale też wysłuchania małego człowieka, jego opowieści o strachach, obawach, o życiu…
Ale od początku…
- Poszłam na studia podyplomowe, na bibliotekarstwo – Celina Zubrycka opowiada, jak w pewnym momencie postanowiła nieco zmienić swoje życie.
Wtedy, na studiach, wszyscy dostali zadanie, do wyboru – albo napisać bajkę terapeutyczną, albo streścić artykuł naukowy. Oczywiście, że napisała bajkę. Jako jedyna z całej grupy!
- Zdziwiłam się bardzo. Byłam pewna, że napisanie bajki jest dużo łatwiejsze. Przecież do tego służy wyobraźnia… – wspomina.
Strach przed ciemnością
Ta jej pierwsza bajka była o lęku przed ciemnością. Napisała historię dziecka, które boi się zostać samo, gdy światło jest zgaszone. I o tym, jak ten lęk pokonało.
- Gdy czytelnik ma taki sam problem, czytając bajkę rozumie, że nie jest z tym swoim lękiem sam. Rozumie, że takie problemy się zdarzają, więc już jest mu łatwiej. Dzięki bajce umie ten swój lęk nazwać, wie, że są osoby, które reagują tak samo jak on, że też mają kołatanie serca, czerwone policzki czy spocone ze strachu ręce. A na koniec bajka ma przynieść rozwiązanie, czyli wytłumaczyć w dziecięcy sposób, że nie trzeba bać się ciemności.
Dlaczego? - No bo na przykład ciemność jest częścią naszego życia. Bo tak jak jest dzień, tak musi być i noc. Albo że każdy powinien mieć kawałek własnego cienia – uśmiecha się pani Celina.
Przyznaje, że tamta pierwsza bajka spodobała się i wykładowczyni, i studentom. A jej – spodobało się pisanie. Pisała więc, coraz więcej i więcej. Przynosiło jej to radość, ale też chciała, by bajki – przecież terapeutyczne! - czytały też dzieci. Nawiązała więc współpracę z portalem internetowym, który publikuje przede wszystkim bajki terapeutyczne i relaksacyjne. I znalazła tam swoje miejsce.
- Bajki terapeutyczne służą na przykład oswojeniu, pokonaniu jakiegoś lęku, zrozumieniu, z czego on wynika. W bajkach terapeutycznych porusza się problemy typowe dla dzieci i pomaga zwalczać lęki typowe dla wieku dziecięcego. To na przykład lęk przed ciemnością, wysokością, przed wizytą u lekarza dentysty. Są też bajki, które pomagają odnaleźć się w jakiejś trudnej sytuacji, na przykład po rozwodzie rodziców albo gdy ktoś bliski choruje albo umiera. Bajki terapeutyczne mają przynieść zrozumienie i ukojenie – tłumaczy Celina Zubrycka.
Bajki terapeutyczne powinny być krótkie, na jedną, góra dwie strony. Tak, by można je było przeczytać na raz, szybciutko, w kilka minut, by przy końcu nie zapomnieć tego, o czym historia opowiadała na początku. To ważne, bo bajka ma się stać pretekstem do rozmowy z dzieckiem, do wyjaśnienia, ale też wysłuchania małego człowieka, jego opowieści o strachach, obawach, o życiu…
– Dlatego przy pisaniu bajek terapeutycznych tak bardzo potrzebne są i wyobraźnia, i znajomość dzieci: ich potrzeb, oczekiwań i lęków – wyjaśnia Celina Zubrycka. - Poza tym ja lubię myśleć, lubię tworzyć, zmieniać… Lubię wokół siebie organizować rzeczywistość.
Słowa muszą płynąć
Przez ostatnich pięć lat powstało już kilkadziesiąt bajek. Również i nieco dłuższych, już nie terapeutycznych, tylko relaksacyjnych. O czym są?
– O tym, co usłyszę albo zobaczę i wyobrażam sobie, że to musi uspokajać. Mnie na przykład uspokaja przyroda, ale nasza rodzima: pory roku, kwiaty, drzewa, owady. Czasem słońce, czasem deszcz. Napisałam jedną bajkę relaksacyjną, gdzie cały czas pada deszcz. No ale wiadomo, że krople deszczu uspokajają, prawda? - opowiada bajkopisarka. I tłumaczy: - Bajka relaksacyjna to coś jakby poezja. Tu ważny jest rytm, poetyckość, słowa muszą płynąć, tworzyć obrazy. Podobnie zresztą jak muzyka relaksacyjna.
Szybko okazało się, że jej bajki są tak dobre, że można je publikować w wersji papierowej. I tak została wydana „Królewna na złotym wózku”. Pani Celina nie kryje, że historia powstała dlatego, że udało jej się dobrze poznać jedną z uczennic – właśnie dziewczynkę, która jeździ na wózku. Przez spotykały się na indywidualnych lekcjach.
Tę historię wysłała na konkurs, organizowany przez Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury (teraz to Podlaski Instytut Kultury). Konkurs wygrała, a nagrodą był druk książki. Taka radość! I dla niej, jako autorki, i dla dzieci, które tak chętnie bajek słuchają. Kolejne bajki wydała Książnica Podlaska: o ośle Mateuszu i lalce Lucy. Teraz przyszedł czas na „Tere fere, czyli bajki z dziecięcego pokoju”.
Bajki terapeutyczne pomagają zwalczać lęki typowe dla wieku dziecięcego: lęk przed ciemnością, wysokością, przed wizytą u dentysty
- To już dłuższa książka, ale z kilkoma opowiadaniami, w których bohaterami są wciąż te same postacie. Jest Mucha Adela, skrzat Borówka, Krasnal Poldek, pan Gustaw i oddział kaczek, które się nazywają SuPerBoHaTer – imię każdej z nich to jedna sylaba. Wszystko dzieje się w pokoju chłopca, który ma na imię Ignaś. Bohaterowie przeżywają różne przygody, dzięki którym zaczynają rozumieć życie i które doprowadzają ich do jakichś zmian w tym życiu. To historie o pracoholizmie, potrzebie wakacji, artystycznych duszach, kłótniach…
Jak się kończą te historie?
- Nie powiem – śmieje się pani Celina. - Dzieciom na spotkaniach autorskich nigdy nie mówię, to i gazecie nie powiem – żartuje.
I zaczyna opowiadać o spotkaniach autorskich. Bo tych w ostatnich latach ma bez liku.
- Bo je bardzo lubię – zapewnia. - Inaczej bym się z tymi dziećmi nie spotykała.
Opowiada na nich o tym, co robi, jak pisze, czasem przeczytają jakąś bajkę. A później są rozmowy… Ech, dzieci dopytują o wszystko. O pomysły, o sposób pisania, o bohaterów, ale też o to, jakim samochodem jeździ pani Celina!
- Grzegorz Kasdepke zawsze się śmieje z tego typu pytań – Celina Zubrycka wspomina innego, pochodzącego z Podlasia, autora bajek dla dzieci.
I zapewnia, że sama napisze jeszcze wiele terapeutycznych historii. Już siedzą w jej głowie i tylko czekają, aż słowa zostaną przelane na papier.
- Ale oczywiście nie powiem, o czym będą te historie – znów się śmieje. I zdradza, że marzy o kolejnych wydanych książkach: - Chcę wydać następną książkę, a potem następną… - planuje.
Przyznaje, że podczas pisania wraca myślami i uczuciami do czasów dzieciństwa.
- Przecież te teksty pisze się z punktu widzenia dziecka. Narratorem jest dziecko. Najczęściej bohater jest dzieckiem. Te bajki pokazują świat dziecięcej wyobraźni dziecięcych myśli, kłopotów, problemów, sposobu mówienia. Wszystko ma być dziecięce – podkreśla bajkopisarka.