Gdy jeden dyskont podnosi ceny masła, w drugim też od razu idą w górę. Ale, gdy Lidl proponuje klientom... Malediwy i Seszele, Biedronka milczy.
- Rano zabrakło mi masła i poszłam do pobliskiego osiedlowego sklepiku, w którym zapłaciłam 6,50 zł za kostkę - opowiada pani Anna, mieszkanka bydgoskiego Górzyskowa. - Pomyślałam: „Drogo, ale, gdy będę wracać z pracy wpadnę po jeszcze jedno masło, na zapas, do Biedronki, bo tam na pewno kosztuje mniej”.
„Mit, że w znanych dyskontach jest taniej”
- Niestety, w Biedronce zapłaciłam 6,45 zł, czyli niewiele mniej niż w małym sklepie, a jeszcze niedawno cena w dyskoncie wynosiła 5,90 zł - skarży się klientka i dodaje: - Od razu wsiadłam w samochód pojechałam również do Lidla, gdzie spotkała mnie równie przykra niespodzianka. Masło kosztowało 6,49 zł. Za to w Netto i Stokrotce wciąż można kupić 200 gramów za 5,99 zł. Nie wierzę już w mity, że najtańsze zakupy zrobimy w najbardziej popularnych dyskontach.
Nieoficjalnie ustaliliśmy, że najpierw to Lidl podniósł ceny masła, a następnie Biedronka oferując je minimalnie taniej.
Biuro prasowe Jeronimo Martins odpowiedziało „Pomorskiej”, że zmiana cen zauważalna w ostatnich tygodniach jest związana ze wzrostem cen surowca na rynkach: „Robimy wszystko, co w naszej mocy, by strategia naszej sieci, oparta na długofalowym planowaniu, trwałych relacjach z dostawcami oraz aktywnych działaniach promocyjnych, pozwalała zminimalizować wpływ wahań cen produktów i oferować atrakcyjne ceny naszym klientom”.
Wyprawa do SPA lub na Kilimandżaro
Z kolei Lidl odpisał nam, iż aktualnie masło kosztuje w sklepach tej sieci 6,49 zł: „Poziom cen na wskazany artykuł stanowi wypadkową bieżących tendencji rynkowych, zależy m.in. od cen surowców oraz gry popytu i podaży”.
Wojna między największymi konkurentami w branży handlu detalicznego trwa od dawna. Dotyczy m.in. cen, podnoszenia wynagrodzeń dla pracowników czy budzącej ogromne emocje oferty - Świeżaki kontra Lidlaki.
Jednak ostatni pomysł Lidla zapewne zaskoczył nawet Biedronkę. Dokładnie od wczoraj niemiecka sieć sprzedaje klientom ... wycieczki.
Mowa o usłudze „Lidl Podróże”. Najwcześniej, bo w 2006 roku, wystartowała ona w Niemczech pod nazwą Lidl-Reisen. Obecnie funkcjonuje również w Austrii, Szwajcarii, Holandii, Francji, Rumunii oraz we Włoszech.
W dostępnym od 12 września w Polsce katalogu sieci znajdują się zarówno wypady krajowe, jak i zagraniczne, czyli m.in. Seszele, Malediwy, Senegal, Wyspy Kanaryjskie, Włoskie Alpy dla narciarzy oraz regionalne polskie SPA.
Najtańsza oferta w pierwszej gazetce kosztuje 309 zł - jest to weekend w 4-gwiazdkowym Hotelu Belweder w Zakopanem, natomiast najdroższa propozycja to wyprawa na Kilimandżaro za 10 999 zł.
To ma być promocja regionalnej turystyki
- Wśród naszych wyróżników jest bogaty pakiet wycieczek po Polsce, pozwalających na poznanie różnych miejsc w kraju - od morza po Tatry. Naszym celem jest upowszechnienie i promocja regionalnej turystyki, co przełoży się na wzrost przychodów gmin, miast i miasteczek - twierdzi Aleksandra Robaszkiewicz z biura prasowego Lidla.
Czy Biedronka podąży śladem największej konkurencji i w wyniku presji rynkowej również zabierze nas na Seszele, Malediwy, Wyspy Kanaryjskie czy w Tatry?
- Nie udzielamy informacji w tej sprawie - odpowiedziało nam jednym zdaniem biuro prasowe Jeronimo martins.
„Wyborcza” przypomina, że Biedronka miała wcześniej kilka drobnych eksperymentów ze sprzedażą ofert turystycznych, ale nie odniosła pod tym względem większego sukcesu.