Tak sucho u nas jeszcze nie było
Choć w powietrzu czuć wilgoć, na Kujawach i Pomorzu wciąż panuje ekstremalna susza. Lekarstwem byłaby budowa kolejnych zapór na Wiśle, ale na razie pozostaje nam mała retencja.
- Jest źle. W styczniu i lutym suma opadów w naszym regionie jest niższa niż w minionych latach. Z suszą mamy do czynienia już od kwietnia ubiegłego roku - stwierdza dr inż. Bogdan Bąk z Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Badawczego Instytutu Technologiczno-Badawczego. - Na południu kraju było więcej deszczu, a na Podkarpaciu i Wyżynie Lubelskiej leży jeszcze śnieg. Gdy stopnieje, będzie szansa na większą wodę na naszym odcinku Wisły. Jednak na dopływach tej rzeki i na polach nadal obserwować będziemy skutki suszy.
Jak dodaje Bogdan Bąk, rejon Dolnej Wisły i Kujaw jest jednym z najbardziej suchych w Polsce. Badania prowadzone od roku 1861 dowodzą, że w Bydgoszczy średni czas suszy meteorologicznej wynosi 2,4 miesiąca, zaś maksymalny stwierdzony wynosił 9 miesięcy.
Ten rekord został pobity w ubiegłym roku, i to w jednym z najgorszych z możliwych scenariuszy, bo mowa jest o suszy hydrologicznej - ostatnim stadium przed wymykającym się z oceny meteorologów stadium gospodarczym. To oznacza, że długotrwała susza hydrologiczna wpływa na osłabienie gospodarki narodowej. Znamiona suszy gospodarczej były widoczne ubiegłego lata, gdy temperatury były ekstremalnie wysokie, zabrakło wody w Wiśle, a używa się jej m.in. do chłodzenia turbin elektrowni konwencjonalnych (węglowych).
A to zapewne jeszcze nie wszystko, co będzie miała do powiedzenia natura. Do 2050 roku temperatura w naszym regionie ma wzrosnąć od 1,5 do 2,5 stopnia. Jeszcze bardziej nasilą się zjawiska ekstremalne - zatem susze i powodzie (wywołane gwałtownymi opadami deszczu), a także wiatry. Powiększać się będą straty w rolnictwie i w zwykłych gospodarstwach domowych, w infrastrukturze samorządowej i państwowej.
A jednak żaden rząd w najnowszej historii naszego państwa nie podszedł do tego problemu z należną uwagą. Owszem, coraz lepiej wyposażane są jednostki ratowniczo-gaśnicze straży pożarnej, coraz lepiej wyglądają systemy powiadamiania kryzysowego. Jednak od tego wody nie przybędzie.
W ubiegłym roku na skutek upałów i małych opadów straciliśmy mnóstwo wody.
- Znajdująca się w całości na terenie naszego parku Struga Siedmiu Jezior stanowiła do połowy XIX wieku, gdy działały na niej dwa młyny, zbiornik retencyjny. Niestety, od ubiegłego roku poziom na strudze spadł aż o 60 centymetrów - żali się Janusz Kochanowski, dyrektor Parku Narodowego „Bory Tucholskie” w Charzykowach. - W minionych latach spadek poziomu był nieznaczny. Osobliwie, najwyższy poziom wody na strudze był zwykle w czerwcu i lipcu, gdy spływała woda z topniejących śniegów. Teraz nie można na to liczyć.
- Już jesienią ubiegłego roku dopływy Zgłowiączki, największej rzeki wschodnich Kujaw, były suche - przypomina dr Arkadiusz Bartczak z Zakładu Zasobów Środowiska i Geozagrożeń Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. - Opada także poziom wody w Jeziorze Rakutowskim, które słynie z gniazdujących tam wielu gatunków ptaków.
Arkadiusz Bartczak uzmysławia, że kiedyś na rzekach było mnóstwo młynów i stawów młyńskich. Na ich miejscu w latach 90. zaczęły powstawać małe elektrownie wodne, dzięki czemu utrzymano pełniące ważną rolę w gromadzeniu wody stawy. Jednak nie wszędzie tak się stało.
- Problem deficytu wody zlikwidowałaby budowa stopni wodnych na Wiśle - uważa Kazimierz Ollech z bydgoskiego oddziału Stowarzyszenia Elektryków Polskich, emerytowany pracownik Okręgowej Dyspozycji Mocy. - Elektrowni wodnych nie buduje się, ze względu na wysokie koszty, wyższe od elektrowni cieplnych. Ale w przypadku tych pierwszych koszty szybko się zwracają i po kilku latach jest już tylko zysk. To przecież ekologiczna energia. A przy okazji zapora retencjonuje wodę, tak ważną dla życia człowieka, niezwykle ważną w obliczu zmieniającego się klimatu. I w krótkim czasie na sztucznym zbiorniku wodnym zaczyna kwitnąć życie, znacznie bogatsze niż w wysychającej rzece. Pojawia się mnóstwo ptactwa wodnego, ryb, roślinność wodna.
- Przygotowujemy plany zapobiegania suszy - informuje Kamil Wnuk, rzecznik prasowy Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej. - Będą one zawierać analizę sytuacji, wskazówki, co robić na danym obszarze w razie takiego zagrożenia, jak się przygotować do zmian klimatu. Niektóre miasta, jak Wrocław, Opole czy Nysa, już teraz czynią takie przygotowania, kierując deszczówkę na pola irygacyjne, na tereny zielone lub do zbiorników wodnych. Dzięki temu woda nie marnuje się, poprawia mikroklimat i w upalne dni mieszkańcy mogą tam wypocząć. Przy okazji zmniejsza się zagrożenie powodziowe, bo deszczówka nie zasila rzek, które mogłyby wezbrać.
- Są sposoby, aby zmniejszyć skutki suszy - zapewnia Janusz Szablowski, główny specjalista w Kujawsko-Pomorskim Zarządzie Melioracji i Urządzeń Wodnych we Włocławku. - W latach 2007-2015 realizowaliśmy w województwie program małej retencji, a teraz przygotowujemy go na kolejne lata. Nie wiemy jeszcze, jakie będzie finansowanie i z jakich źródeł. Planując te prace, bierzemy pod uwagę to, gdzie są największe straty w rolnictwie i gdzie są warunki do retencjonowania wody. Co z tego, że zbudujemy zastawki, jazy, jeśli i tak nie będzie wody?
Szablowski dodaje, że w dość prosty sposób - co robi zarząd melioracji - można ustabilizować poziom wody w jeziorach. W ujściu cieku z jeziora usypuje się kamienny próg, co podnosi poziom zbiornika o kilka centymetrów. Budowa jazu czy nawet zwykłej zastawki jest już znacznie kosztowniejsza i rodzi problemy, bo spiętrzona woda rozlewa się czasem na tereny rolnicze.
Specjalista radzi, jak łatwo można zatrzymać wilgoć na polu: orać w poprzek pochyłości terenu (wtedy woda nie spływa swobodnie), wykonywać płytkie orki (także w okresie wegetacyjnym), dzięki czemu przerywa się proces wędrówki wilgoci w górę i ogranicza parowanie. Warto pozostawić jak największe połacie bez upraw, choćby w postaci darni, i tworzyć, wzorem gen. Chłapowskiego (pocz. XIX w.), zadrzewienia śródpolne.