Nasi w Anglii jedzą polskie produkty. Po Brexicie mogą one podrożeć. Firmy boją się opłat celnych.
- Towary z naszego zakładu trafiły do Anglii za rodakami, którzy zatęsknili nie tylko za tradycyjnym polskim chlebem, ale także za wędlinami i mięsem - mówi Maciej Kwieciński, współwłaściciel niewielkiej rodzinnej firmy PPUH Kwiecińscy w Bożejewiczkach koło Żnina. - Brexit na razie nam nie przeszkadza. Nie sądzę, by po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej nie było eksportu, ale problemem mogą się stać różnice w kursach walut.
Lepiej nie martwić się na zapas
- Po piątkowym szoku jest zdecydowanie spokojniej - powiedział nam wczoraj pracownik kantoru Tessi w Bydgoszczy. - Złotówka jest słabsza, ale to nie są znaczące zmiany w stosunku do euro czy dolara. Za to funt traci cały czas. W piątek kupowałem go za 5,48 zł, a w poniedziałek za 5,32 zł. Jednak nie ma już kolejki, jak przed weekendem, gdy sporo osób sprzedawało brytyjską walutę. Klienci zareagowali bardzo emocjonalnie, ale widać, że powoli wszystko wraca do normy.
Duże obawy ma natomiast Zygmunt Arkuszewski, członek zarządu w firmie Damix (producent wózków sklepowych i transportowych). - Wielka Brytania jest dla nas wręcz idealnym rynkiem zbytu, dużo tam sprzedajemy i nie potrzebujemy żadnych zmian. Gdyby je wprowadzono, eksport na pewno ucierpi. Nie chcę się martwić na zapas, ale również taniejący funt nie jest dobry dla naszej wymiany z brytyjskimi partnerami. Oby Anglia została we Wspólnocie Europejskiej.
- Słaby funt to wzrost cen polskich produktów - twierdzi Tadeusz Buzała z Radłowa, niedaleko Pakości, który na Wyspach prowadzi 14 marketów spożywczych. Jego Delikatesy „Smaczek” działają w 10 tamtejszych miastach. - Inne rozliczenia, m.in. podatku VAT, mogą pogorszyć sytuację takich firm jak moja, które importują towary.
- Całe szczęście, jeszcze długa droga do wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Niektórzy mówią o dwóch, a inni nawet o pięciu - siedmiu latach - komentuje Mirosław Ślachciak, prezes Pracodawców Pomorza i Kujaw.
Norwegia nie jest w Unii, a łatwo w niej się sprzedaje
- Najgorsza wydaje się ewentualna zmiana polityki celnej, czyli wielka niewiadoma, jak to może być. Nie spodziewałbym się jednak rewolucji, bo na przykład Norwegia wcale nie jest w Unii, a prowadzi się z nią przyjazną wymianę handlową - twierdzi szef Pracodawców Pomorza i Kujaw.
Wprowadzenie ceł nie jest na rękę spółce Oponeo.pl w Bydgoszczy, która na Wyspach posiada sklep internetowy z oponami i felgami.
Co oznacza Brexit dla lokalnego zakładu mięsnego?
- Kluczowe dla naszego biznesu są niezmienione procedury logistyczno-transportowe - mówi Monika Siarkowska z Oponeo.pl. - Wszelkie utrudnienia w nich miałyby złe konsekwencje. Zagrożeniem są też zawirowania walutowe w relacji funt-euro oraz wprowadzenie opłat celnych i dodatkowych procedur związanych z eksportem poza UE.
Tymczasem niektórzy eksperci już zacierają ręce, że do polskich firm powrócą z Anglii wykwalifikowani fachowcy, których u nas brakuje.
- To bardzo możliwy scenariusz - uważa Joanna Wanatowicz z firmy pośrednictwa pracy Grafton Recruitment Polska
.
Powrót do Polski czy kierunek: Niemcy?
- Przez wiele lat zbierali doświadczenie i kontakty w międzynarodowych przedsiębiorstwach. Tacy ludzie są oczekiwani w Polsce. Można się spodziewać, że będą witani z otwartymi rękami. Oczywiście, konieczne będzie wsparcie ich. Dobrzy pracownicy muszą być dodatkowo zachęcani do powrotu. Trzeba zapewnić im odpowiednie wynagrodzenie. Jeśli nie będą mieć takiej perspektywy, zapewne wyjadą z Wielkiej Brytanii do Norwegii, Francji czy Niemiec. Z drugiej jednak strony, ci, którzy od dawna pracują na Wyspach na stałe i mają przyznane prawo do mieszkania, nie powinni specjalnie odczuć konsekwencji Brexitu. W krótkim okresie niewiele się zmieni. Pracodawcy brytyjscy cenią Polaków i na pewno nie zechcą się ich pozbywać. Zdecydowanie trudniej będzie osobom, które do pracy wyjeżdżają tylko sezonowo.