Czterech mężczyzn zarabiało na seksbiznesie w Szwecji. Ich ofiarą były też dwie Polki, dzięki którym zarobili 14 tys. zł. Panowie usłyszeli wyrok przed krakowskim sądem.
Bracia Piotr i Patryk H. pochodzą spod Wrocławia, a tak zwanym seksbiznesem zajmowali się w Szwecji. W interesie pomagał im Andrzej W. z Krakowa oraz pochodzący z Rabki Adam M., który wprawdzie miał legalną pracę w budowlance, ale nie wzgardził kolejnym źródłem dochodu - jego zadaniem było dbanie o dobór kadr do pracy. Czyli, pisząc prościej, wyszukiwanie dziewczyn chętnych do świadczenia usług seksualnych na terenie Szwecji.
Telefon do Polski
Adam M. przypomniał sobie, że w Polsce ma znajomych, których może poprosić o przysłanie dziewczyn zainteresowanych pracą w seksbiznesie na tak zwanych domówkach - czyli w wynajętych mieszkaniach.
Gdzieś na początku 2016 roku Adam M. wykonał telefon do Marcina T., który w Myślenicach przy ul. Daszyńskiego prowadził agencję towarzyską. Rozpoczęły się rozmowy o sprowadzeniu pań do Szwecji. Uczestniczył w nich też Krzysztof S., faktyczny twórca myślenickiej agencji Eden. Miał znajomości w tej branży, znał dziewczyny i słyszał, że niektóre mogłyby podjąć robotę za granicą, bo wiadomo: zarobki są tam wyższe. W Polsce dziewczyny brały 200 - 250 zł za godzinę, w Szwecji mogłyby dostawać dewizy.
Na zagraniczną ofertę pierwsza odpowiedziała 32-letnia Kamila. Pracowała jako prostytutka od lat i tak poznała Krzysztofa S. Liczyła, że pomoże znaleźć jej zatrudnienie na Śląsku, bo u niego w agencji nie chciała świadczyć usług ani pracować jako barmanka. Mieszkała w okolicach Myślenic i nie chciała, by w związku z charakterem pracy jej bliscy mieli jakieś kłopoty.
- Robota w Szwecji? Proszę bardzo, jestem zainteresowana. Myślałam też o wyjeździe do Niemiec - nie kryła. W agencji wykonano jej zdjęcia w bieliźnie i fotografie przesłano polskim sutenerom ze Szwecji.
Jednak organizatorzy jej wyjazdu postawili warunek, że musi znaleźć jeszcze inną dziewczynę gotową do takiej zamorskiej eskapady. Był z tym kłopot, ale nieoceniony okazał się Krzysztof S. Przypomniał sobie o 24-letniej Marcie, dziewczynie, z którą był kiedyś bliżej związany. Pracowała dla niego pewien czas, pomagała też w organizacji roboty w jego agencji, ale w ostatnim okresie zarabiała jako prostytutka w Krynicy. Ostatnio z zarobków nie była zadowolona i zgodziła się na wyjazd na północ - w ramach odmiany.
Krzysztof S. i Marcin T. w kraju przygotowali wyjazd dziewczyn. Podały one swoje dane mężczyznom, ci kupili im bilety lotnicze, pojechali do Krynicy po Martę, zakwaterowali ją w hotelu Myślenicach, a potem podwieźli na lotnisko w Balicach. Na czas wyjazdu Marta zostawiła im swoje rzeczy na przechowanie - między innymi laptop i tablet.
Na miejscu w Sztokholmie odebrał je kierowca o imieniu Johnny oraz Andrzej W. i Piotr H. Ruszyli do niewielkiej miejscowości niedaleko stolicy Szwecji.
Dziwny wypadek
Były rozmowy o pracy, drobne zakupy i opowieści o życiu w tym kraju. Nieoczekiwanie Marta dostała drgawek, które wyglądały niczym atak padaczki.
Panowie zawieźli ją do najbliższego hotelu, gdzie spędziła noc. Obudziła się tam zdezorientowana i wystraszona zadzwoniła z interwencją do Krzysztofa S. do Polski. Gdy się całkiem ocknęła i wróciła jej świadomość, zapewniała, że chora nie jest. Ostatecznie trafiła do wynajętego lokalu, w którym był jeden z braci H. Kamila tak bardzo się wystraszyła tej sytuacji, że odmówiła wspólnego mieszkania z koleżanką, nie mówiąc już o pracy pod jednym dachem.
Sutenerzy mieli z tego powodu kłopot. Szeptali między sobą, że gdyby taki atak kobiety powtórzył się w trakcie seksu z klientem, to byłoby z tego niezłe zamieszanie i niepotrzebny rozgłos. Ostatecznie kobiety trafiły pod dwa różne adresy. Zagadkowy atak Kamili już się nie powtórzył. Pomocnicy z Polski kupili jej rezerwację na lot powrotny, ale ostatecznie została w Szwecji i z opóźnieniem, ale zaczęła zarabiać, świadcząc usługi seksualne.
Interes się rozkręcił
Jej opiekunowie dbali o transport do klientów, zapewniali ochronę, pilnowali, by interes się kręcił, jak miało być w założeniach.
Kobiety brały 1600 koron za godzinę usługi (800 zł). Sutenerzy zabierali połowę tej kwoty, odliczali sobie też koszty transportu, gdy panie zawozili do klienta.
Ostatecznie po około miesiącu obie kobiety wróciły do Polski. Kamila, decydując się na lot powrotny, kierowała się względami ekonomicznymi - w Szwecji nie miała zbyt wielu klientów. Przez ten czas zarobiła około 10 tys. zł, drugie tyle trafiło do sutenerów. Kupili jej bilet powrotny, odwieźli na lotnisko i podziękowali za współpracę.
Wyjazd z kierowcą
Z Martą mieli inne przygody. Kobieta nieoczekiwanie zniknęła z mieszkania i nie dała znaku życia, że rezygnuje ze współpracy. Zarobiła ledwie cztery tysiące złotych, sporo z tego wydała na miejscu, bo nie oszczędzała na zakupach. Nadużywała też alkoholu i narkotyków, co było powodem kłótni z opiekunami.
Z czasem wyszło na jaw, że była w kontakcie telefonicznym z Jarosławem J., kierowcą TIR-a, który rozwoził towar po całej Europie. Akurat był w Szwecji, więc zabrał Martę do siebie i zawiózł do Myślenic. Potem namówił ją do porzucenia zawodu prostytutki, zostali parą i doczekali się trójki dzieci.
Po powrocie do Polski Marta odebrała w Myślenicach swoje rzeczy pozostawione na przechowanie. O jej i Kamili przygodach w seksbiznesie dowiedziała się policja i prokuratura, które rozpoczęły międzynarodowe śledztwo. Sutenerom postawiono zarzuty handlu kobietami, czerpania korzyści z nierządu i pozbawienia Polek wolności. Niektórzy byli ścigani Europejskim Nakazem Aresztowania i spędzili kilka miesięcy za kratkami.
Wyroki za gang i Eden
W kraju rozkręciło się też śledztwo przeciw szefom myślenickiej agencji Eden.: Marcinowi T. i Krzysztofowi S. Ten drugi miał poważniejsze kłopoty z prawem. W końcu dostał wyrok łączny 10 lat i 8 miesięcy więzienia przed krakowskim sądem za kierowanie gangiem, nielegalne posiadanie broni, ułatwianie prostytucji w agencji towarzyskiej i czerpanie korzyści z nierządu. Do tej pory odsiedział już pięć lat i został mu pobyt w celi do maja 2028 roku.
Polki wyjechały do Szwecji pracować jako prostytutki, by polepszyć swoją sytuację finansową. Zarobiły jednak dość niewiele, a i tak skromnymi (jak na branżę) zarobkami musiały dzielić się po połowie z sutenerami
Wyrok za nierząd
W osobnym procesie zapadł wyrok na czterech mężczyzn, którzy działali na terenie Szwecji. Od niektórych zarzutów zostali oczyszczeni - nie potwierdziły się choćby słowa kobiet, że były pozbawione wolności i że wykorzystano ich krytyczne położenie i stan nieświadomości oraz zmuszono, by świadczyły seksualne usługi w Szwecji. Faktycznie mogły chodzić, gdzie chciały - na zakupy lub zwiedzać miasto - nie zabrano im telefonów i dokumentów, a usługi seksualne świadczyły dobrowolnie i bez przymusu. Upadł prokuratorski zarzut, że były ofiarą handlu ludźmi. Marta nie uciekła ze Szwecji, a zwyczajnie wyjechała z kierowcą TIR-a, a Kamilę przecież podwieziono na lotnisko w Sztokholmie, gdy chciała wracać do kraju.
Nic dziwnego, że w SMS-ach do Marty panowie wyrażali niezadowolenie, iż zniknęła, bo była źródłem ich zarobków. Nie padały tam jednak żadne groźby, nie potwierdziły się sugestie, że panowie po przylocie w drodze z lotniska podali jej jakieś substancje i stąd dziwny atak drgawek. Po co mieliby to robić, skoro miała dla nich zarabiać?
Ostatecznie Sąd Okręgowy w Krakowie skazał braci H. oraz Andrzeja W. za ułatwianie prostytucji i czerpanie korzyści z nierządu Kamili i Marty. Patryk H. dostał 10 miesięcy więzienia i 5 tysięcy złotych grzywny, jego brat Piotr H. oraz Andrzej W. po 15 miesięcy odsiadki i 15 tysięcy złotych grzywny. Adam W. za ułatwienie przestępstwa usłyszał wyrok roku więzienia i 10 tysięcy grzywny. Dodatkowo w stosunku do Piotra H. sąd orzekł przepadek 14 tysięcy złotych korzyści z przestępstwa - tyle odebrał on od kobiet świadczących usługi seksualne. Teraz sprawą zajmuje się Sąd Apelacyjny w Krakowie.