Szukamy prawdy. Gdzie ona jest? W grobie
Gdzieś, tam, nad Morzem Śródziemnym powstawały wielkie cywilizacje. Nie, tutaj też ludzie nie skakali po drzewach.
Archeolog Julia Orlicka-Jasnoch zapytana o to, jaka historia, jaki zabytek ją ostatnio zafrapował odpowiada natychmiast, że każdy eksponat to taka historia, a na dodatek, gdy postawimy obok siebie kilka z nich snują one dłuższą opowieść. - Szczerze mówiąc jestem już nieco znużona archeologicznymi tabelkami, statystykami, mimo że oczywiście jest to bardzo potrzebne, pozwala odpowiedzieć na wiele pytań, rzeczowo i jednoznacznie, jak w kryminalnym śledztwie - mówi. - Ale mam wrażenie, że w tym wszystkim często ucieka nam człowiek i próba odpowiedzi na pytanie kim ludzie żyjący dziesiątki wieków temu byli, w co wierzyli...
Gdzie najłatwiej znaleźć odpowiedź na takie pytania? W... grobie. I pani Julia rozpoczyna opowieść o tajemniczych kurhanach w jednej z lubuskich miejscowości. - Dlaczego tak tajemniczo?
- Niestety każda wzmianka wystarczy aby natychmiast pojawiły się tam zastępy poszukiwaczy - tłumaczy archeolog. - Niestety w tamtej okolicy wiele kurhanów zostało ograbionych.
Wracamy jednak do opowieści pani Julii. Jej pasją jest kultura łużycka. Toteż gdy badała dwa kurhany powstałe gdzieś w okolicach 1300-1200 r p.n.e., czyli u progu kultury łużyckiej, spodziewała się klasycznych pochówków, czyli urna z prochami przykryta misą lub przystawkę i wszystko pod kurhanem... Tymczasem wyszedł nagle jakiś „złom”. Przypomnijmy, że w dobie kultury łużyckiej używano głównie brązu, a nie żelaza. - I tutaj rozpoczyna się pasjonująca historia - mówi pani Julia. - Oto miejsce pochówków ludzi kultury łużyckiej zostało ponownie wykorzystane przez nowy lud, mianowicie przedstawicieli kultury przeworskiej. Byłam całkowicie zaskoczona, gdyż był to mój pierwszy bezpośredni epizod z tą kulturą. W kolejnym sezonie znaleźliśmy jeszcze kilka grobów kultury przeworskiej między kurhanami. A osady kultury przeworskiej również znajdują się w okolicy, jednak informację o nich mamy tylko z badań powierzchniowych. Czyli wiemy, że to nie był jakiś incydent, ale osadnictwo.
- To trochę tak, jak my wykorzystujemy dawne cmentarze poewangelickie?
- Nic podobnego, przede wszystkim dlatego, że to były całkowicie inne tradycje pogrzebowe, a one oddają najlepiej system wierzeń. Pochówki dzieli kilka wieków, ale przybysze wcale nie wybrali tego miejsca z powodu braku innych propozycji.
Oto okazuje się, że twórcami kultury przeworskiej był lud o tradycjach germańsko - celtyckich, lub z elementami germańsko -celtyckimi. O samych Celtach w tym kontekście raczej trudno mówić. W późniejszych wiekach ci przybysze asymilowali się z ludnością miejscową, tym co pozostało po kulturze łużyckiej i pomorskiej. Co mieli z Celtów, znanych nam z druidów i imponujących kamiennych kręgów? Oto okazuje się, że wierzyli oni, iż pochowanie swoich zmarłych w pobliżu starych grobów zapewnia im krótszą i wygodniejszą drogę w zaświaty. Także całkiem inaczej wyglądał pochówek. Owszem, praktykowano również ciałopalenie, ale prochy spoczywały zapewne w jakiejś skórzanej sakwie i były złożone w jamie. W tym przypadku wykopanej w rowie otaczającym dawny kurhan. W jamie znajdowało się wyposażenie wojownika.
- Broń była rytualnie zgięta, zniszczona, a w to wszystko wbity był jeszcze oszczep - dopowiada archeolog.
- Przeciwko wampirom?
- Wampirom? Pamięta pan legendę o królu Arturze i jego rycerzach? Dla celtyckich wojowników broń miała nie tylko imię, ale także osobowość i jakby... duszę. Służyła wiernie właścicielowi i wraz z nim odchodziła. Nawiasem mówiąc, ponieważ na szczycie kurhanu znaleźliśmy pochówek kobiety z tego samego czasu...
- Tak feministycznie, kobieta na szczycie?
- Wręcz przeciwnie - prostuje archeolog. - Podejrzewałam, że być może sprawiono, aby małżonka odeszła wraz z wojownikiem. Ale nie znalazłam na to żadnych dowodów, ale niestety, badania antropologiczne nie dały jednoznacznej odpowiedzi.
Kim byli zatem przybysze i co zrobili z poprzednikami? Archeolodzy ze świdnickiego muzeum nie przewidują krwawych starć, gdyż cała nasza historia przebiegała pod znakiem kolejnych fal migracji...
- Boleję nad tym, że w naszych szkołach, o tym co dzieje się na ziemiach polskich w czasach, gdy w basenie Morza Śródziemnego rozwijają się wielkie cywilizacje, nie mówi się nic, albo prawie tyle co nic - mówi archeolog. - Stąd często nasi rodacy są przekonani, że tutaj była pustynia lub ludzie nie zeszli jeszcze z drzew. Tymczasem tutaj był prawdziwy tygiel, ciągnęły ludy ze wszystkich stron. I to przez całe pradzieje, we wszystkich okresach
- I podbijały sąsiadów?
- Tak naprawdę zmieniały się jedynie elity, przecież ktoś musiał siać, zbierać, wypasać bydło. To był raczej proces wielkiej asymilacji. I stosunkowo rzadko widać jakieś polityczne zakłócenia, gdy nagle jakaś kultura, a raczej ludzie jakiejś kultury, zatrzymują się na jakiejś rzece. Wszelkie ślady materialne trudno interpretować jako odbicie wydarzeń, powiedzmy, politycznych. Wówczas nie było mowy o jakichś granicach w dzisiejszym znaczeniu tego słowa. Dość wyraźnie taką rubież widzimy w przypadku kultury pomorskiej, która zatrzymała się na linii Bobru.
Wracając do naszych kurhanów. To nie było zdobycie, podbicie... Najmłodsze groby na cmentarzysku pochodzą z ok. 8 w p.n.e. Czyli „najście” kultury przeworskiej miało miejsce 500 – 600 lat później, gdy nie było już komu pamiętać o ludziach pochowanych pod kurhanami.
- Czyli nastała wyżej rozwinięta kultura?
- Dlaczego wyżej rozwinięta? Inna. Nie powinniśmy ich wartościować. Podobnie jak zdecydowanie sztuczne jest patrzenie na tych ludzi kategoriami narodowości. Klasyfikujemy ich na podstawie ich wytworów, najczęściej ceramiki. A to sprawia, że często jesteśmy zaszokowani podobieństwami miedzy ludami z różnych części Europy i nie tylko. Weźmy przedmioty z brązu. Te występujące u nas są bardzo podobne do tych w Niemczech, Francji, czy nawet Irlandii. Na dodatek możemy doszukiwać się tutaj rozmaitych epizodów, mamy Burgundów, ale też Gotów z kultury wielbarskiej. Podobieństwo wytworów wynika bardziej z unifikacji cywilizacyjnej, a nie z tego, że mamy do czynienia z jakimś wielkim narodem. Zresztą obok podobieństw, są uchwytne dla badaczy różnice, które pozwalają na rozróżnienie poszczególnych społeczności. Chodzi o to, że większość kultur epoki brązu i przełomu brązu i wczesnej epoki żelaza należy do tzw. kompleksu pól popielnicowych, a zatem łączy je jakiś wspólny system wierzeń.
Jeśli już mówilibyśmy o wyższości ludzi kultury przeworskiej to polegała głównie na tym, że dysponowała technologiami nieznanymi wcześniej. Chodzi głównie o umiejętność pozyskiwania żelaza z rud. Ludność kultury łużyckiej znała żelazo, potrafiła je przetwarzać, ale chyba nie pozyskiwać. Na to nie ma dowodów Podstawą gospodarki ludzi kultury przeworskiej było przede wszystkim rolnictwo oraz hodowla zwierząt. Istniał handel ze strefą południowoeuropejską, co poświadczone jest przez liczne importy, chociażby dzbany i situle z Italii...
Ludzie kultury przeworskiej mieszkać tutaj gdzieś między 300 i 150 rokiem p.n.e. Jednak bardzo prawdopodobne, że do IV wieku naszej ery. Bo ludy trwały, migrowały, mieszały się z innymi. I najwięcej śladów zostawiały w grobach.
- Tak na zakończenie wróćmy do tej białej plamy w naszej historycznej edukacji - dodaje Julia Orlicka-Jasnoch. - Tutaj żyli ludzie o bardzo bogatym wkładzie cywilizacyjnym, ich wytwory często wprawiają nas w zachwyt. I nagle, pod koniec tzw. okresu wpływów rzymskich, następuje tąpnięcie, degradacja... Zastanawiamy co się stało. Ale to już całkiem inna historia...
Odwiedź Muzeum Archeologiczne Środkowego Nadodrza w Świdnicy
- Od 1 lipca zmieniają się zasady bezpłatnego zwiedzania Muzeum Archeologicznego. Dniem bezpłatnego zwiedzania od dzisiaj będą soboty (do tej pory były niedziele). Ceny biletów wstępu nie ulegną zmianie (Bilet normalny - 5 zł, bilet ulgowy - 3 zł, bilety grupowe - 3 zł). Godziny otwarcia Muzeum w okresie wakacyjnym nie zmieniają się: poniedziałek - nieczynne, wtorek - piątek - 9.00 - 15.00, sobota - niedziela - 10.00 - 16.00.
- Największy skarb? Oczywiście złota scytyjska ryba. Niestety to tylko kopia... Za jego sprawą niewielkie podgubińskie Witaszkowo można znaleźć w każdej archeologicznej encyklopedii. W 1882 roku witaszkowski wieśniak o nazwisku Leuschke (wówczas wieś nazywała się Vettersfelde) znalazł na swoim polu złoty skarb. W sumie uzbierało się 4,5 kg złotych przedmiotów. Chłop zawiadomił miejscowego wielmożę - księcia Henryka Schoenaicha-Carolatha, a ten berlińskich historyków. Natychmiast odkrycie uznano za sensację. Znalezisko scytyjskich wyrobów uznano za porównywalne z tymi pochodzącymi ze stepów Ukrainy. Zwłaszcza wspaniałą złotą rybę. Według wstępnej interpretacji skarb miał pochodzić z kurhanu scytyjskiego wodza. .
- Tutaj możesz poznać gród w Wicinie, co najmniej równie atrakcyjny jak Biskupin. Wicina była jakby stolicą miniaturowego państewka... Jak chcą niektórzy tego dnia, a było to jesienią, w Wicinie trwało jakieś święto. Może plonów? To osłabiło czujność. Zresztą za sprawą przebudowy umocnień osada była niemal bezbronna. Mieszkańcy nie zdążyli przygotować się do obrony lub nie mogli się bronić. Brakuje bowiem śladów zaciętej walki i szkieletów obrońców. I wykorzystał to wróg...