Szpital traktują jak noclegownię
Bezdomni są regularnymi „gośćmi” Nowego Szpitala. Mogą mieć porządny dach nad głową, ale nie chcą takiej pomocy.
- W budynku, w którym mieści się oddział wewnętrzny i zakład opiekuńczo-leczniczy, noclegownię urządziło sobie dwóch bezdomnych - opowiada nasz Czytelnik z Wąbrzeźna.
Przesłał nam kilka zdjęć, które wykonał, gdy był w szpitalu.
Butelki po denaturacie
Czytelnik opisuje: „Smród, który unosił się od nich był do nie opisania. Na schodach panowie załatwiali swoje potrzeby fizjologiczne, palili papierosy i pili alkohol. Obok stały butelki m.in. po denaturacie.”
Jak twierdzi Czytelnik, osoby odwiedzające chorych, aby dojść do oddziałów, najpierw musiały obudzić bezdomnych, którzy „rozbili obóz” na klatce schodowej. - I trzeba było uważać, aby nie wdepnąć w niespodziankę zostawioną przez bezdomnych - opowiada wąbrzeźnianin.
Takie obrazki budzą nie tylko odrazę, ale także obawy osób odwiedzających swoich bliskich leżących w wąbrzeskim szpitalu. - Kto wie czy jakiegoś choróbska oni nie przyniosą - mówią ludzie.
Tomasz Ławrynowicz, prezes Nowego Szpitala w Wąbrzeźnie, nie ukrywa, że z nieproszonymi gośćmi jest problem. - Nasi pracownicy wzywają policję lub straż miejską, za każdym razem kiedy jest taka konieczność - mówi Tomasz Ławrynowicz.
- W ostatnich dniach do szpitala jeździmy właściwie codziennie - nie ukrywa Krzysztof Grzybek, komendant straży miejskiej. - Bezdomnym oferujemy pomoc, ale oni nie chcą z niej korzystać. We wtorek kolejny raz spróbujemy ich przekonać.
W ubiegłym tygodniu wobec „gości” szpitala dwukrotnie interweniowali policjanci. - Panowie zostali zatrzymani za zakłócanie porządku, bo głośno się zachowywali, oraz za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym - informuje Michał Głębocki, rzecznik wąbrzeskiej policji.
Trzeźwość? To zbyt wiele
Mężczyźni mieszkali w lokalu chronionym, ale gdy pogoda się poprawiła, wyprowadzili się z niego. Nie chcą dochować jedynego warunku stawianego lokatorom tego „schroniska”: zachowania trzeźwości.
- Mężczyźni nadal korzystają z pomocy oferowanej im przez opiekę społeczną, m.in. artykułów spożywczych, które otrzymują w sklepach i obiadów w ochronce - mówi Anna Borowska, rzeczniczka urzędu miasta.
Prezes Ławrynowicz na razie nie planuje zaostrzenia działań wobec bezdomnych koczujących w szpitalu. - Nie możemy zamknąć drzwi na klucz, bo przecież jesteśmy szpitalem, instytucją, do której mieszkańcy muszą mieć dostęp - dodaje prezes Ławrynowicz.