Szlachetna Paczka to prawdziwa pomoc
W weekend 10-11 grudnia do rodzin trafią dary, które pomogą im radośniej przeżyć święta Bożego Narodzenia. To wszystko dzięki wolontariuszom i darczyńcom, którzy biorą udział w akcji Szlachetna Paczka.
Ponad 900 Wielkopolan, w tym około 300 poznaniaków. Oni wszyscy przez cały rok pracują na jeden weekend. W całej Polsce wolontariuszy skupionych wokół Szlachetnej Paczki jest ok. 13 tysięcy. Do tego dochodzą liderzy i koordynatorzy regionalni. Dzięki tym ludziom oraz darczyńcom, których tylko w zeszłym roku było ok. miliona, przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia pomoc otrzymało prawie 21 tys. rodzin - ponad 1500 w Wielkopolsce. Jak jednak podkreślają wolontariusze, sama paczka to tylko symbol. W akcji chodzi o ideę „mądrej pomocy”. Rodzina ma znaleźć w sobie impuls do zmiany. Tylko osoby, które chcą wyjść z trudnej sytuacji, w której się znalazły, otrzymają pomoc.
Paczka to impuls do zmiany
Szlachetna Paczka to ogólnopolski projekt Stowarzyszenia „Wiosna”. W tym roku odbędzie się jej 16. edycja. Jest skierowana do rodzin, które borykają się z problemami materialnymi lub znalazły się w trudnej sytuacji życiowej. To m.in. osoby, które w jednej chwili straciły cały dorobek, samotnie wychowują dzieci, borykają się z chorobą lub niepełnosprawnością. Wolontariusze docierają do takich ludzi, poznają ich historię i potrzeby. Wszystko trafia do anonimowej bazy danych. Z niej darczyńcy wybierają rodzinę, której chcą pomóc i kompletują dary. Na dwa tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia rodziny otrzymują paczki odpowiadające ich indywidualnym potrzebom, a często również marzeniom.
Akcja Szlachetna Paczka po raz pierwszy została zorganizowana w Krakowie w 2000 r. Wtedy grupa studentów duszpasterstwa akademickiego prowadzona przez ks. Jacka Stryczka (obecnie prezesa Stowarzyszenia „Wiosna”) obdarowała 30 ubogich rodzin. Jak tłumaczy inicjator akcji na stronie Szlachetnej Paczki, kiedy przyszła wolna Polska, ludzie się bardzo podzielili. Jedna część społeczeństwa świetnie się wpisała w te zmiany, zaczęła się dorabiać, a druga nie radziła sobie w życiu.
- Wtedy, kiedy startowaliśmy z Paczką w 2001 roku, te podziały społeczne były ogromne. Cztery miliony ludzi żyły w skrajnym ubóstwie. Milion miało problemy ze środkami na jedzenie, na mieszkanie i środki czystości.
A ci, którzy sobie poradzili, mieli taki syndrom bycia dorobkiewiczami, że liczy się tylko moje i moje. I też była taka druga rzecz: ponieważ PRL oduczył ludzi pomagania, tam państwo miało monopol na pomaganie, to ci ludzie patrzyli też z pogardą na tych, którzy sobie nie poradzili: „Że skoro mi się chciało, a tobie się nie chciało, to jesteś gorszy”. My właściwie żyliśmy w takich dwóch alternatywnych społeczeństwach. To dlatego ja w tych spotach reklamowych mówiłem, że „kocham bogatych tak, jak oni kochają biednych”, bo zależało mi na tym, żeby połączyć na nowo nasze społeczeństwo, żeby ludzie na nowo zaczęli ze sobą żyć razem - tłumaczy ks. Jacek Stryczek.
Od tego czasu akcja się rozrosła i dziś odbywa się w kilkunastu polskich miastach i wielu mniejszych miejscowościach. Z roku na rok zwiększa się liczba rodzin biorących udział w akcji, zwiększa się też liczba darczyńców.
- Ideą Szlachetnej Paczki jest pomaganie - mówi Idalia Jur, koordynator ds. promocji Szlachetnej Paczki. - Zawsze podkreślamy jednak, że my dajemy impuls do zmiany. Naszym celem jest to, by po tym, jak rodzina dostanie paczkę, później potrafiła wrócić do rzeczywistości i sama sobie poradzić. My nie chcemy tej rodzinie rok w rok pomagać. Pragniemy, by sama stanęła na nogi. To jest nasz główny cel.
- Mądra pomoc przewija się w naszych hasłach bardzo często - podkreśla Damian Kaczmarek, koordynator wojewódzki Szlachetnej Paczki. - Nie dajemy wędki ani ryby, ale mentalność wędkarza. Zachęcamy rodziny, by szukały rozwiązań - wędki, by potem złowić rybę. I rodziny często to robią. Bywa, że pomoc polega na odmowie, ale to też czasem przynosi skutek. Rodzina, która nie dostaje pomocy, a wcześniej głównie z niej żyła, spotyka się z sytuacją, że po raz pierwszy ktoś jej odmówił. Zaczyna zastanawiać się nad swoim życiem.
Czasem okazuje się bowiem, że bieda nie jest niezawiniona, a ta leży po tej stronie rodziny. Bywa, że ona tylko oczekuje pomocy, nie dając nic od siebie. Takie osoby spotykają się od wolontariuszy z odmową. - To pokazuje, że naprawdę chcemy pomóc. Nie po to, by się tym pochwalić, lecz rzeczywiście zmienić życie tych ludzi - mówi Idalia Jur.
Wolontariusz jak psycholog
Choć o Szlachetnej Paczce głośno robi się w listopadzie i grudniu, tak naprawdę wolontariusze działają cały rok. To różni ludzie. Wśród nich są studenci, matki wychowujące dzieci, osoby pracujące na kilka etatów oraz takie, które łączą pracę z nauką. Nie ma znaczenia, czy ktoś jest bogaty, czy biedny, wierzący i niewierzący, czy ma poglądy lewicowe, czy prawicowe. Ci wszyscy wolontariusze szukają rodzin, które potrzebują pomocy, bowiem te nie mogą zgłaszać się same.
- Wychodzimy z założenie, że prawdziwa bieda nie woła o pomoc. Ci, którzy najbardziej potrzebują wsparcia, często nie korzystają z żadnej pomocy, są sami ze swoim problemem - wyjaśnia Damian Kaczmarek.
Wolontariusze wiedzę czerpią m.in. od Caritasu, ośrodków pomocy społecznej, pedagogów szkolnych, stowarzyszeń, które zajmują się osobami niepełnosprawnymi, a nawet... komorników. W tym roku pilotażowo nawiązano współpracę z Pocztą Polską. Listonosz najlepiej wie, kto bardzo czeka na rentę czy emeryturę. Szczególnie dotyczy to osób starszych, do których ciężko dotrzeć w inny sposób. Kiedy wolontariusz wie już, kto może potrzebować pomocy, odwiedza rodzinę i pyta, czy zechce ją przyjąć. Następnie poznaje jej historię i potrzeby. Czasem przypomina to trochę pracę psychologa.
- Najważniejsze jest pierwsza wizyta. Aby wolontariusz potraktował ją jak spotkanie z drugim człowiekiem. Musi wiedzieć, że przychodzi porozmawiać, a nie tylko zrobić ankietę. To robi już wielu urzędników. Wolontariusz musi wejść w historię rodziny. Dowiedzieć, co się stało, że powstała bariera, przez którą rodzina nie jest w stanie wydostać się ze swojej sytuacji. Po drugie, musi dostrzec piękno tej rodziny. Najprostszą rzeczą, jaką wolontariusz może zrobić, to pomóc dostrzec jej członkom, że mają w sobie potencjał, są kimś wyjątkowym, że są pięknymi ludźmi. Tylko czasami towarzyszy im brzydka powłoka słów: nie da się, nie mogę, już próbowałem - wylicza Damian Kaczmarek.
Wolontariusz ma towarzyszyć rodzinie w trakcie zmiany, dopingować ją, sugerować rozwiązania, ale ich nie dawać. W momencie, gdy ta staje na nogi, wolontariusz się wycofuje. - Sama paczka ma być kopem energetycznym, dającymi bodziec do działania. Aby osoba, która ją otrzyma, powiedziała sobie: słuchaj, teraz mam wsparcie, to jest najlepszy moment, by już nie cofać, ale ruszyć ostro do przodu, walczyć o swoją lepszą przyszłość - mówi Damian Kaczmarek.
Choć paczka jest tylko symbolem, jej zawartość nie jest wcale symboliczna.
- Odpowiadamy na konkretne potrzeby, wcześniej przeprowadzamy z rodziną szczegółowy wywiad. Spełnienie tych próśb pokazuje, że darczyńcy zależy na rodzinie, którą ma pod opieką
- mówi Damian Kaczmarek.
Do Natalii Rajkowskiej z Poznania i jej rodziny (męża i piątki dzieci) szlachetna paczka dotarła dwa razy. Była tam nie tylko żywność i ubrania, ale też wózek dziecięcy czy bon na zakup łóżeczka. - Wcześniej wolontariusz pytał nas, czego potrzebujemy. Żaden urzędnik nigdy tak z nami nie rozmawiał. Podczas tej rozmowy zapytano mnie też, czy chciałabym pójść na jakiś kurs, dokształcić się. Stwierdziłam, że tak - jeśli byłaby taka możliwość, to oczywiście. Sądzę, że to bardzo piękna i potrzebna akcja - mówi pani Natalia.
Czasem pomoc okazuje się bardzo duża. Darczyńca z Warszawy sfinansowała kiedyś rodzinie z województwa podkarpackiego budowę domu. Swój dawny stracili w powodzi.
Paczka łączy ludzi
Dlatego wolontariusze podkreślają, że oni to nie wszystko. Gdyby nie rodziny, nie mieliby komu pomagać. Nic nie zrobiliby też bez darczyńców. Pod tym słowem nie kryje się jedna osoba. Czasami w pomoc jednej rodzinie angażuje się firma, szkoła, rodzina, osoba samotna lub grupa sąsiadów.
- To pokazuje, że każdy może zostać darczyńcą. To nie jest kwestia naszych możliwości finansowych, ale ograniczeń wewnętrznych. Nie tylko osoba bogata może podzielić się tym, co ma. Wystarczy skrzyknąć znajomych i zorganizować paczkę - mówi Idalia Jur. - Wielkopolanie mają wielkie serca. Nie jesteśmy tacy oszczędni, jak się mówi. W Poznaniu darczyńcy wręcz „biją się” o rodziny. Gdy ta pojawia się w bazie, natychmiast znika - żartuje.
Joanna Przybytek-Kobierna wraz z mężem w Szlachetną Paczkę angażują się od czterech lat.
"Szlachetna paczka" od pary prezydenckiej. Pomogli samotnej matce
Źródło: TVN24 / x-news
- Po raz pierwszy wzięliśmy udział w akcji z ciekawości, a przede wszystkim z chęci pomocy, zwrócenia uwagi na innych, którym wiedzie się gorzej. Bo taka paczka może dodać otuchy i poruszyć do działania - wspomina Joanna. - Już od pierwszego roku odzew wśród znajomych, rodziny i zupełnie obcych ludzi był bardzo duży.
U Joanny i jej męża udział w akcji to już rodzinna tradycja.
- Co roku przygotowujemy paczkę, a ludzie pomagają nam sami, bez zachęty. Często zanim jeszcze wybierzemy rodzinę, pytają, czy bierzemy udział w akcji w danym roku.
Chcą pomagać, ale czasami nie mają czasu, żeby we własnym zakresie coś zrobić. Wolą się do mnie zgłosić i wpłacić pieniążki albo podrzucić potrzebne artykuły. Czasem odzywają się do mnie osoby, których nie widziałam nawet 10 lat. Dzięki paczce jest okazja, żeby chociaż chwilę porozmawiać i dowiedzieć się, co u tej osoby słychać. To pokazuje, że Szlachetna Paczka to nie tylko realna pomoc dla rodziny lub osoby samotnej, ale też pozytywne interakcje ludzi, które ją tworzą, a normalnie nie mają czasu, żeby porozmawiać w tym naszym zabieganym życiu - mówi Joanna.
Otrzymali pomoc, dziś sami ją dają
Czasem w Szlachetną Paczkę angażują się też dzieci. Damian Kaczmarek wspomina sytuację, gdy pomóc chciał 8-letni Karolek. Namówił mamę, by zrobili paczkę dla rodziny. Sam uzbierał około 300 zł. Gdy wolontariusze zaproponowali mu, by zostawił coś z tej kwoty dla siebie, bardzo się oburzył. Ostatecznie zgodził się, że kupi sobie jedną rzecz, a resztę odda. Karolek sprawił sobie skarbonkę, by za rok znów móc zbierać pieniądze na paczkę.
Często zdarza się, że ludzie, którzy otrzymali pomoc w poprzednich latach, później sami się do niej garną.
- Dwa lata temu dostaliśmy od proboszcza pewnej parafii adres rodziny, w której było niepełnosprawne dziecko. Kiedy zapukaliśmy do tych drzwi i spytaliśmy, czy rodzina zechce przyjąć pomoc, dowiedzieliśmy się, że sami są darczyńcami. Okazało się, że ta rodzina rzeczywiście skorzystała ze Szlachetnej Paczki kilka lat wcześniej. Od tego czasu jej sytuacja się poprawiła, stanęła na nogi i dziś sama pomaga - mówi Damian Kaczmarek.
Ekstraklasa wspiera "Szlachetną Paczkę"
Źródło: Fakty TVN / x-news
Wspomina też małżeństwo, które straciło firmę i się poddało. Zostali włączeni do programu. Założyli nową firmę, która prosperuje jeszcze lepiej niż poprzednia. Dziś są inwestorami społecznymi.
- To i wiele innych przykładów pokazuje, że ludzie zakochują się w Paczce i z nami zostają - mówi Damian Kaczmarek.
Szlachetna Paczka to nie wszystko
Dary, które rodzina otrzymuje przed świętami Bożego Narodzenia to niejedyna pomoc, w którą angażują się wolontariusze Stowarzyszenia Wiosna. Siostrzanym projektem Szlachetnej Paczki jest Akademia Przyszłości. Jej celem jest pomoc dzieciom z trudnościami w osiąganiu lepszych wyników w nauce oraz poznawaniu swoich mocnych stron. Wolontariusze uczą ich pracy u podstaw. Jak sami mówią, o ile Szlachetna Paczka jest środkiem zaradczym, o tyle akademia pełni rolę środka prewencyjnego.
Sama Paczka też ma więcej odsłon. Wolontariusze przygotowują też m.in. paczkę przedsiębiorczości czy paczkę seniorów. Nie mają one formy materialnej pomocy, lecz warsztatów z wolontariuszami.