Szkoła i praca przyszły mi razem do domu. Jak uczyć, pracować i nie zwariować
Nasza dziennikarka, mama dwóch córek w wieku szkolnym (pierwsza klasa podstawówki i pierwsza klasa liceum) opisuje, jak wygląda nauka w czasach pandemii - oficjalnie i z własnego doświadczenia.
Zastanawiacie się, jak przetrwać „czas wyciszenia narodowego”? Ja też. Jeszcze wczoraj żyliśmy normalnie. Dzieci chodziły do szkoły. My do pracy. W sobotę mieliśmy gości, a w niedzielę planowałam, gdzie pojadę w następny weekend.
Początek
Koronawirus. Słowo odmieniane ostatnio przez wszystkie przypadki. Z początku wydaje się czymś odległym, zupełnie mnie niedotyczącym, kolejną odmianą grypy, trochę kłopotliwą, ale nie bardziej od niej groźną.
Wkurzam się na męża, bo zaczyna panikować. Twierdzi, że ludzie masowo wykupują papier toaletowy i mydło. Hm, ciekawe… Czy wcześniej nie używali środków higienicznych? Zastanawiamy się więc wspólnie, czy wzorem rodaków najpierw pójść do banku i wypłacić wszystkie oszczędności (tylko w jakim celu, skoro zalecane są płatności kartą?), czy biec do Biedronki po makaron, ryż i konserwy (tylko kto to będzie jadł?).
A potem nagle wszystko się zmieniło.
- Jest dla nas jasne, że koronawirus i epidemia może stać się bardzo groźna - powiedział 11 marca br. premier Morawiecki. - Do opanowania tej sytuacji, do łagodnego przebiegu, bo jesteśmy przekonani, że wirus będzie się rozprzestrzeniał, potrzebne są zdeterminowane działania - dodał. A następnie poinformował, że została podjęta decyzja o zamknięciu wszystkich placówek oświatowych i szkół wyższych na dwa tygodnie. Od czwartku 12 marca nie będą odbywały się lekcje. Od poniedziałku szkoły zostaną zamknięte.
Opracowuję strategię
Dobra. Co za szczęście, że mam możliwość pracy zdalnej! Mąż też pracuje w domu. Dzieci (sztuk dwie) rozpoczynają nauczanie e-learningowe. Damy radę. Jak nie my, to kto?
W pierwszej kolejności okazało się, że wiele ważnych, niecierpiących zwłoki spraw, które jeszcze wczoraj trzeba było ogarnąć (nowe buty dla młodszej, bo wyrosła; prezent dla starszej, bo urodziny niebawem; jakiś dentysta; jakieś sprawy urzędowe) po prostu straciło znaczenie. Siedzimy zamknięci w domu i zastanawiamy się, co będzie jutro. Ten cały koronawirus nie do końca jest takim niewiniątkiem, jakim się wydawał jeszcze wczoraj.
Grunt to dobry plan. Zarządzam, że:
1. Nie śpimy do południa, tylko wstajemy tak, jakby to był normalny dzień w normalnej rzeczywistości (i przyznam szczerze - do dziś nie zadziałało ani razu!),
2. Każdy ma obowiązki domowe, które powinien realizować (dziwnym trafem większość spadła na mnie!).
3. Staramy się nie panikować (hm… bez komentarza).
4. Przyjmujemy zasadę, że będziemy żyć bez planu (co za ulga!).
Zaczęło się
Czuję się tak, jakbym wylądowała z rodziną na bezludnej wyspie. Od kilku dni jesteśmy skazani na siebie przez 24 godziny na dobę.
Co bywa męczące/uciążliwe/irytujące/frustrujące. Żeby się wyluzować przeglądam internetowe posty, w których ludzie piszą, że nie wiedzą, co ze sobą zrobić w tym czasie domowego aresztu. Czy może film, czy wiosenne porządki, telefon do przyjaciela, może jakiś zdalny kurs, a może przewrócić się na drugi bok i niech się dzieje, co chce.
Z pomocą przychodzi rząd. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej na swoim oficjalnym profilu na facebooku radzi:
„Jeśli rodzic pracuje zdalnie i część czasu musi spędzić przy komputerze lub telefonie, istotne jest dokładne wyjaśnienie, co to znaczy pracować z domu, dlaczego ważne jest, by nie przeszkadzać, gdy mama lub tata siada przy biurku. Można zaproponować dziecku ciche zabawy: klocki, farby, puzzle, układanki, książeczki z naklejkami, masy plastyczne”.
Serio?
To ja może napiszę, jak jest u mnie. Bo są plusy, oczywiście. Rzeczywiście, siedzę w domu, siłą rzeczy spędzam więcej czasu z dziećmi. Z tym że przed wirusem także im go nie szczędziłam. Mam czas na gotowanie zdrowych potraw, ale przed wirusem też to robiłam. Czytałam książki, robiłam porządki, a nawet ćwiczyłam pilates - nie potrzebuję do tego pandemii. Tak więc plusów za bardzo nie dostrzegam, za to widzę minusy. Przede wszystkim wielka, dyskutowana i obracana milion razy dziennie w głowie obawa.
Ale o tym potem.
Zgłaszam nieprzygotowanie
- Chcemy, aby w czasie zawieszonych zajęć uczniowie mieli możliwość utrwalenia wiedzy i powtórzenia dotychczasowych lekcji. Dla nauczycieli może to być okazja do zdobywania nowych kompetencji - podkreślił minister edukacji Dariusz Piontkowski.
A dla rodziców?
Zaczynam pracę, włączam komputer i redaguję wywiad z dyrektorem kopalni soli w Bochni.
- Mamo, zrobisz mi śniadanie?
Robię. Kontynuuję pracę.
Po chwili:
- Mamo, czy pani już przesłała lekcje na dzisiaj?
Kurcze, nie sprawdziłam. Są. Cztery strony z matematyki, Sześć z informatyki, Sześć z polskiego i jeszcze zajęcia kreatywne.
Super. Drukuję.
„Odczytaj zaszyfrowane litery i zapisz” - czytam młodszej latorośli. - Mamo, nie umiem. Pomożesz?
Jasne, co tam mój wywiad. Piszemy, rozwiązujemy, kolorujemy, liczymy. Przychodzi starsza córka.
- Mamo, rzuć okiem, bo nie bardzo rozumiem, o co chodzi.
Rzucam więc: W fazie fotosyntezy zależnej od światła adenozyno-5′-trifosforan (ATP) może powstawać w drodze fotosyntetycznej fosforylacji cyklicznej lub niecyklicznej…
O nie, nie będę się doktoryzować z fotosyntezy.
Jednak będę.
- Mamo, a ładną narysowałam Panią Wiosnę?
Żeby nie zwariować, postanawiam poczytać maile. Koleżanki są niezawodne. O, jest list od E.
E. pisze tak: „Zaczynam pracę zdalną. Można działać. Mamo, kupa, ona mi zabrała długopis - oddaj mi długopis - dałaś mi - nie dałam, pożyczyłam... Wiec słuchawki na full i nie reaguję. Dzieci się drą, ale i tak w tle słyszę Fineasza i Ferba i kawałek ‘Nie czujeeee rytmu...’. Praca miała być od 6 do 10, trwa do 12. Dzieci w piżamach, głodne… ja w szlafroku, zęby nieumyte… Słowo nuuuda sponsoruje każdy dzień przedszkolaka. Jasiek nawet sikając, mamrotał pod nosem: nuda to sikanie...”.
Humor mi się poprawił. Myślę sobie: w szkole można mieć „nieprzygotowanie”. Czy matka też może? I czemu nie codziennie?
Zmieniam zasady
- Czas, w którym jesteśmy, wymaga od nas wszystkich pełnej mobilizacji i współpracy. Rodziców proszę o wyrozumiałość i cierpliwość. Zdaję sobie sprawę z tego, ile trudu wkładają oni w wychowywanie i edukację swoich dzieci, szczególnie teraz, kiedy wielu z nich łączy swoją pracę zawodową ze wsparciem dzieci w zdalnej nauce - to znowu Minister Edukacji Narodowej.
A do mnie pisze M. (mama sześciorga dzieci): „Ubiegły tydzień skończył się moim skrajnym wycieńczeniem, bo codziennie na librusie było od 3-7 nowych wiadomości. Dzieci dostają do zrobienia nawet ćwiczenia z WF-u. Niektóre tematy ogarniały samodzielnie, ale niektóre zadania trzeba było zeskanować i odesłać. Niektórzy nauczyciele wyznaczają daty i godziny realizacji zadań domowych!”.
Powracając do mnie: gotowania mam jakby dwa razy więcej i jeszcze wymagania się zmieniły. Pociechy nie chcą jabłka, tylko „obrane i starte jak do szarlotki, z cukrem i cynamonem wymieszane”. I tak ze wszystkim: dwa dania gotuj, ciasta piecz, w lekcjach pomagaj, koloruj, skanuj, wysyłaj, drukuj. Prasowania tylko mniej, za to odkurzacza nie chowam nawet. Normalnie zmywarkę włączam raz dziennie, teraz trzy to minimum.
Powoli rezygnuję z wyznaczonego limitu na TV i gry, który wcześniej obowiązywał w moim domu. W normalnych warunkach był na to czas (godzina dziennie), ale teraz, kiedy pod koniec dnia padam po próbach pracy, grach, zabawach, zadaniach domowych, gotowaniu i milionie innych rozrywek, pozwalam dzieciom obejrzeć film czy grać w gry na komputerze.
W szkołach moich dzieci nie ma zajęć on-line (póki co, bo podobno mają być lada dzień). Dostają tylko codziennie nowe ćwiczenia. Przerabiam więc (w ramach utrwalenia) materiał z pierwszej klasy szkoły podstawowej i pierwszej klasy liceum ogólnokształcącego. Pocieszam się: jak się wyedukuję, to może wezmę udział w „Milionerach” albo w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”?
Wyciszam się
„Dyrektor musi również ustalić z nauczycielami tygodniowy zakres materiału dla poszczególnych klas, uwzględniając m.in.: równomierne obciążenie ucznia zajęciami w danym dniu, zróżnicowanie tych zajęć czy możliwości psychofizyczne ucznia. Dyrektor ma też określić formy kontaktu czy konsultacji nauczyciela z rodzicami i uczniami. Organizując uczniom kształcenie na odległość dyrektor musi pamiętać o uwzględnieniu zasady bezpiecznego korzystania przez uczniów z urządzeń umożliwiających komunikację elektroniczną. Oznacza to, że dobór narzędzi przy tej formie kształcenia powinien uwzględniać aktualne zalecenia medyczne odnośnie czasu korzystania z urządzeń (komputer, telewizor, telefon) i ich dostępności w domu, wiek i etap rozwoju uczniów, a także sytuację rodzinną uczniów” - czytam na stronie Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Cóż, babcie do nas nie przyjeżdżają. Poprosiliśmy, by dla bezpieczeństwa zostały u siebie i nie wychodziły na zewnątrz.
Sytuacja jest wyjątkowa, musimy ją rozsądnie ogarnąć. Początkowo wydawało nam się: „Przeżyliśmy strajk nauczycieli, przeżyjemy i to”. Ale wtedy mogliśmy pójść z dziećmi do kina, teatru, na plac zabaw i pomagali dziadkowie. Teraz nie ma o tym mowy. Spacery ograniczyliśmy do niezbędnego minimum, a i tak mam wrażenie, że gdy wyjdziemy z domu, wirus skoczy na nas jak pchła.
Trudno prowadzić rozmowy służbowe, kiedy w domu rozmawia każdy z każdym. Jak mam odpisać na pilny mail z pracy, skoro gotuję zupę, a za chwilę muszę odrobić matematykę i powtórzyć słówka z angielskiego?
Jak wytłumaczyć młodszej córce, że teraz nie mam dla niej czasu, bo mam deadline na oddanie wywiadu z dyrektorem kopalni i w „Dixit” zagramy później?
Być może z czasem przyzwyczaimy się do tej sytuacji, wiadomo, matki zawsze dają radę… Dziś jednak czuję duży stres, bo nie ogarniam rzeczywistości tak, jakbym chciała. Moja uwaga jest rozproszona i nie potrafię się skupić.
Wiele rzeczy zostawiam na później, gdy wszyscy idą spać. Albo wstaję bladym świtem, siadam do komputera i pracuję.
Tymczasem rząd wprowadził stan epidemii w Polsce. Lekcje w szkołach i zajęcia na uczelniach zostały wstrzymane do Świąt Wielkanocnych.
- Podjęliśmy decyzję o dalszym wstrzymaniu lekcji do świąt Wielkiej Nocy. To trudna decyzja, ale ważna, żeby nie doszło do dalszego rozprzestrzeniania koronawirusa - tłumaczył premier Mateusz Morawiecki.
Lekcje w szkołach i zajęcia na uczelniach zostały zawieszone do połowy kwietnia. Od 25 marca nauczyciele i uczniowie będą mieli obowiązek realizacji programu. Zajęcia przez internet będą odbywały się już regularnie.
- Prosimy rodziców o wyrozumiałość, bo nie zawsze wszystko się idealnie uda. Doprowadzimy do tego, że nasze dzieci nie tylko będą bezpieczne, ale też wyjdą z tego z dobrze wykorzystanym czasem i nowymi umiejętnościami czy wiedzą - mówił minister edukacji Dariusz Piontkowski.
- Nasza narodowa kwarantanna, jednocześnie tęsknota za normalnością, nie może oznaczać tego, że będziemy luzowali sobie nasze reguły. Nie. Najbliższe dwa-trzy tygodnie, do świąt muszą być tygodniami pełnej społecznej dyscypliny - mówił premier Mateusz Morawiecki.
I dodał: To bardzo ważne, żeby tego czasu nie zmarnować. To nie czas dodatkowych wakacji tylko wyciszenia narodowego.
Wyciszam się więc. Przy lekcjach.
Z siedmiolatką przerabiam edukację polonistyczną, matematyczną, informatyczną, plastyczną, język angielski i religię. Starszej pomagam w lekcjach z biologii i matematyki. Całe szczęście, że mamy w domu dwa laptopy (służbowe), stacjonarny komputer i światłowód. W zeszłym tygodniu córka miała nagrać siedmiominutowy filmik po angielsku, w którym opowiedziała skondensowaną historię Krakowa, najpopularniejsze legendy i zaprezentowała kluczowe dla miasta zabytki. Filmik miała wysłać (!) nauczycielowi.
Nie wiem, jak radzą sobie rodzice, którzy mają więcej dzieci i również pracują zdalnie.
Albo tacy, którzy mają jeden komputer, który służy i do pracy, i do nauki?
Według danych GUS 16 proc. Polaków nie posiada internetu. Jak więc radzą sobie ci bez dostępu do sieci?
Biorę oddech
Na stronie rządowej czytam o akcji #ZostańwDomu z dzieckiem. Oto, co piszą:
Co można robić z dzieckiem w domu?
- Grać w planszówki, karty, warcaby, szachy.
- Czytać książki, bajki, komiksy.
- Oglądać pasma dla dzieci w telewizji lub filmy dokumentalne na platformach vod.
- Uczyć się - pamiętaj, że wiele szkół i przedszkoli decyduje się na naukę zdalną i mogą zlecać wam i waszym dzieciom różne zadania.
- Może czas na nowe hobby? Majsterkowanie, robienie na drutach czy gra na instrumencie może przypadnie najmłodszym do gustu.
- Leżakować (opcja również dla dorosłych).
Z tego wszystkiego najbardziej podoba mi się leżakowanie! I pomyśleć, że w przedszkolu tego nienawidziłam.
Szukam plusów i staram się myśleć optymistycznie, ale niestety, obawa o świat po wirusie mnie przytłacza. Jak wszyscy, boję się. O starsze osoby w mojej rodzinie. O zdrowie bliskich i swoje, bym miała siłę pracować i utrzymywać rodzinę. Boję się w końcu o to, czy po tym wszystkim będziemy mieli pracę, czy gospodarka się nie załamie.
Z drugiej strony wciąż staram się myśleć optymistycznie. Dostałam w darze wolny czas i jest to coś, na co czekałam od dawna, bo przecież bez przerwy narzekałam, że go nie mam. Teraz mi go sprezentowano.
Nic mnie nie ciągnie na zewnątrz. Pozamykali teatry, kina, muzea, baseny, wstrzymali dodatkowe zajęcia pozalekcyjne. Może więc pora zajrzeć do miejsc, do których rzadko zaglądam, posprzątać tam i wyrzucić rzeczy, które są mi już niepotrzebne? A może dziś urządzimy sobie rodzinny konkurs na napisanie czegoś, odegranie, zaśpiewanie? Jest mnóstwo zabaw, w które bawiłam się w dzieciństwie (bez komputerów i smatfonów). Może warto przypomnieć je dzieciom?
Powiedzmy sobie wprost - łatwo nie jest. Dlatego ja też od czasu do czasu pozwalam sobie na chwilę biadolenia. Miałam tyle planów! Już witałam się z gąską marcowych wyzwań. I już czułam słodki smak zwycięstwa! A tymczasem… Życie wycięło nam naprawdę niespodziewany numer. Ale nie dam się! Nawet jeśli wydaje mi się, że niechybnie zwariuję, biorę głęboki oddech, podwijam rękawy i ruszam do boju z wyzwaniami nowej rzeczywistości.
Ostatecznie po przyspieszonym kursie biologii mogę spróbować opracować szczepionkę na Covid-19 i uratować świat. A co!