Szczyt lenistwa w urzędzie. Chcą kupić maszynę do otwierania listów za 7 tys. zł
Urząd Marszałkowski w kontrowersyjny sposób chce ułatwić życie pracownikom.
- Mamy w biurze taki nożyk, którym otwieramy koperty. Zajmują się tym panie w sekretariacie - mówi Marek Wojciechowski, radny wojewódzki opozycyjnego PiS i dyrektor lubelskiego biura Agencji Rynku Rolnego.
- Mamy jedną metodę otwierania listów. Ręczną. I niezależnie od tego, czy jest to korespondencja do prezydenta, jego zastępców czy innych pracowników - opowiada Olga Mazurek-Podleśna z biura prasowego lubelskiego ratusza.
Pytamy o sposób otwierania listów, bo w piątek wojewódzcy radni na sesji sejmiku zajmą się zmianami w budżecie regionu. Wśród wielu pozycji po stronie wydatków jest np. zakup nowych samochodów służbowych za 600 tys. zł i kupno... elektrycznego otwieracza do kopert. Marszałek chce, żeby radni przeznaczyli na ten sprzęt aż 7 tysięcy złotych.
- Urządzenie ma służyć kancelarii ogólnej, gdzie przychodzi cała korespondencja skierowana do urzędu, a jest jej bardzo dużo. Miesięcznie to nawet kilka tysięcy listów - tłumaczy potrzeby urzędników Beata Górka, rzeczniczka marszałka i przyznaje, że do tej pory radzono sobie z otwieraniem listów ręcznie.
- Poza tym nie jest wcale powiedziane, że otwieracz będzie kosztował aż tyle - zaznacza Górka.
Zadzwoniliśmy do jednej z firm sprzedających takie urządzenia. Ich ceny zależą od wielkości obsługiwanych kopert, grubości papieru i wydajności, wahają się od 5 do 8 tysięcy złotych. Standardowy otwieracz ma wydajność 7 tys. listów na godzinę.
Znaleźliśmy też oferty sprzętu używanego, który można kupić w internecie za 2,6 tys. zł.
- O ile wymianę samochodów można zrozumieć, to zakup urządzenia do kopert uważam za bezsens i szastanie środkami publicznymi - komentuje Wojciechowski, który jest przewodniczącym sejmikowej komisji rewizyjnej.
Sprawdziliśmy też ceny ręcznych otwieraczy do listów. Zwykły, plastikowy kosztuje 1,33 zł, a designerski 12,04 zł.
I jeszcze jedno porównanie. Ostatnio marszałek wsparł finansowo np. wyprawę Klubu Wysokogórskiego Lublin do Nepalu. Z budżetu województwa poszło na ten cel 5 tys. zł.
Biała limuzyna i inne zbytki władzy. Na co idą nasze pieniądze?
Elektryczny otwieracz do kopert za ok. 7 tys. zł, który chce kupić Urząd Marszałkowski to nic w porównaniu z innymi wydatkami władzy.
W ciągu najbliższych dwóch tygodni Górnik Łęczna ma otrzymać od województwa nawet 900 tys. zł. Będzie to opłata za promowanie regionu za pomocą logo „Lubelskie - Smakuj Życie” na koszulkach piłkarzy, szkoleniowców i autokarze klubu.
O ile ten wydatek można tłumaczyć względami promocyjnymi, to wiele innych wydatków władzy trudno zaakceptować.
Limuzyna do pościgów
W 2013 r. Ministerstwo Finansów ogłosiło przetarg na kupno 12 samochodów dla skarbówki. Jeden z nich miał być służbowym pojazdem Urzędu Kontroli Skarbowej w Lublinie.
- Pracownicy oddziału przeprowadzają m.in. kontrole drogowe pod kątem przewożenia wyrobów akcyzowych bez polskich znaków akcyzy. Nowe auto powinno posiadać więc parametry odpowiednie do realizacji zadań, w tym pościgów - mówili wówczas urzędnicy.
Rzecz w tym, że auto miało być luksusowe - benzynowy silnik o mocy co najmniej 250 koni mechanicznych, automatyczna skrzynia biegów i napęd na cztery koła. I koniecznie w kolorze białym.
Ostatecznie do przetargu nikt się nie zgłosił.
- My nie kupujemy żadnych „gadżetów”. Ministerstwo Finansów bardzo nas pod tym kątem pilnuje - mówi dziś Marta Szpakowska, rzeczniczka izby Krajowej Administracji Skarbowej w Lublinie, w skład której wszedł niedawno UKS.
Zamojskie podsłuchy
Od 2015 r. są też pytania (zadają je zamojscy radni) o zakup wykrywacza podsłuchów przez miasto Zamość.
Urzędnicy tłumaczyli, że tak naprawdę jest to urządzenie do pomiaru hałasu.
Do dziś nie do końca wiadomo, do czego służy, ale wiadomo, że kosztowało 1,8 tys. zł.