Szczecińskie schronisko pęka w szwach, a zwierząt przybywa
Jeszcze do niedawna w schronisku były luzy, teraz zaczyna brakować boksów.
Tak źle nie było już dawno. W szczecińskim schronisku dla bezdomnych zwierząt w poniedziałek przed południem był 98 psów i 80 kotów.
- Od pierwszego czerwca przybyło nam ponad 100 procent kotów - mówi Barbara Mąderek, która zajmuje się adopcjami w przytulisku. - Ludzie przychodzą, zrzekają się, zostawiają pod bramą. Nie jest dobrze.
Jeszcze niespełna miesiąc temu pracownicy schroniska byli zaskoczeni liczbą adopcji. Było ich dużo, a nawet bardzo dużo. Każdy pies miał swój kojec, po koty przychodziły nowe rodziny. Wszystko było dobrze. Teraz z dnia na dzień jest coraz gorzej.
Do przytuliska trafiają zwierzęta w każdym wieku. Małe kociaki, dorosłe psy. Ludzie wyjeżdżają na wakacje i pozbywają się swoich pupili.
- Zainteresowanie adopcjami jest bardzo małe. Ludzie wyjeżdżają na urlopy i dostajemy zgłoszenia o przywiązanych psach, porzuconych. Niestety, ale myślę, że przez wakacje ta tendencja będzie rosła - dodaje Mąderek.
Nie trzeba od razu porzucać swojego czworonoga. Na czas urlopu można go oddać do psiego hotelu.
- To są takie boomy - mówi kierowniczka schroniska Ewa Mrugowska. -W ciągu kilku dni potrafimy przyjąć kilka psów, bo dostajemy zgłoszenia np. z Płoni, Zdrojów. Koś znalazł dwa psy, ktoś jednego i tak się uzbiera.
Pracownicy schroniska robią wszystko, żeby sytuacja była opanowana. Ale nie ukrywają, że jest źle.
Koty, które trafiają do schroniska są schorowane, wymagają interwencji lekarza. Zwierzęta zajmują już nawet część leczniczą. W domu kota zaczyna brakować miejsca. Dostawiane klatki przestają wystarczać.
- Jasne, że przyjmiemy każde zwierzę, ale to ze szkodą dla nich - dodaje Mrugowska. - Dwa, trzy psy w jednym boksie - to rodzi kolejne problemy, czy to z wychowaniem, czy z zachowaniem. Później taki pies wraca do nas jak bumerang, bo właściciel nie daje sobie z nim rady. Apelujemy o pomoc i adoptowanie zwierząt.
Komentarz: Celina Wojda
Kilka miesięcy temu postanowiliśmy, że będziemy mieć psa. Nie chcieliśmy kupować rasowego czworonoga, zdecydowaliśmy się adoptować psiaka. Trafiliśmy na kundelka zbliżonego do labradora. Pies skradł moje serce. Już po pierwszym spotkaniu wiedziałam, że to będzie ten. Kilka dni po adopcji okazało się, że uroczy kundel jest wcielonym szatanem. Dom w rozsypce - wygryziona dziura w drzwiach, pogryzione schody, buty, papiery, drewno kominkowe itd. Masakra. Każdego dnia wracając do domu zastanawiałam się, co nowego rozwali. Kosztowało mnie to wiele nerwów, ale nigdy nie pomyślałam o tym, że miałabym go oddać do schroniska. Że okazał się niegrzeczny i czas się z nim pożegnać. Nie, bo przecież stał się częścią rodziny. Dlatego nie rozumiem osób, które w taki brutalny sposób porzucają swoje zwierzęta. Zapominają o nich. Przecież zwierzak też ma uczucia, też się przywiązuje, cieszy się na widok swojego właściciela, ma swoje stado, które kocha.