Szacun dla Królowej, czyli mielimy Wisłę! [zdjęcia z drona]
W trzy dni przepłynęliśmy kajakami z bydgoskiego Fordonu do Gniewu. Sto kilometrów.
Płynęliśmy wodą między niebem a ziemią. Przekonani o nikłości kajaków na tak szerokiej i wielkiej rzece. Ciekawi wszystkich widoków. Oczekujący kolejnych spotkań w miasteczkach, do których dopływaliśmy i w których witano nas tak serdecznie (ukłony dla Nowego, dziekujemy!). W historycznych opowieściach, zasłyszanych w kolejnych zamkach i kościołach, mieszały się epoki, zbroje i mundury. Polska husaria atakowała Szwedów (pod Gniewem), Krzyżacy rozwijali miasta, hitlerowscy najeźdźcy pozostawiali po sobie ruiny i zgliszcza. Historia tej ziemi jest równie pasjonująca, co sama rzeka - tak naprawdę pierwsza polska autostrada do morza. „IX Spływ Kajakowy z Żeglugą Bydgoską w Roku Rzeki Wisły 2017 - Wiślane Motywy Wodne Leona Wyczółkowskiego” już za nami. Żegnani przez dzieci ze Starego Fordonu, które wraz z rodzicami i siostrą zakonną machały nam na pożegnanie - zwodowaliśmy się i wyruszyliśmy Wisłą do Świecia. Szacunek dla królowej polskich rzek musi być. Królowa jest szeroka, ma mocny prąd, budzi respekt. Jej największym mankamentem są wypłycenia, bo jeśli my, kajakarze szorowaliśmy dnami po łachach, to jak żegluga ma wrócić na Wisłę?
- Stary Fordon włączył się w obchody roku Wisły - opowiada Krzysztof Pawlicki, komandor spływu. - Stowarzyszenie Miłośników Starego Fordonu zaprosiło na spływ grupę aktywną, którą od dziewięciu lat pływa Wisłą. Patrzymy na tę rzekę pod kątem możliwości rozwoju turystyki, a także transportu. Z turystyką wiślaną mogłoby być lepiej, szczególnie w pobliżu miast. Większość z nas pamięta jeszcze rejsy „Ondyną” po Brdzie i Wiśle. Rejsy Wisłą proponuje także Toruń, Gniew czy Tczew. Jest zapotrzebowanie. Można być turystą także na pokładzie stateczku turystycznego. Z chwilą zaprzestania rejsów „Ondyną” kompletnie zaniechano turystyki wodnej między naszymi miastami. Zadaniem naszego rejsu było odczarowanie Wisły. To rzeka do pływania. Nie do końca straszna, zagrożenia są, ale jest niezwykle ciekawa. Nie odwracajmy się do Wisły plecami, tylko twarzą.
Zdaniem Krzysztofa Pawlickiego odcinek Wisły od śluzy Czersko Polskie do Fordonu można wykorzystać turystycznie. Przekonali Żeglugę Bydgoską do przedłużenia kursów tramwaju wodnego do Fordonu. Problemem jest nie tylko woda, ale i brak rewitalizacji nabrzeży.
Pod kolejnymi mostami
Małgorzata Bober mieszka pod Poznaniem. W turystykę kajakową zaangażowała się od kwietnia tego roku. - Oczywiście, że bałam się spływu Wisłą - dzieli się wrażeniami. - Wcześniej pływałam po Warcie, Brdzie i Noteci. Od siedmiu lat chodzę z kijami po Wielkopolskim Parku Krajobrazowym. Lubię być „w przyrodzie”. To relaks. Japończycy mają swoje teorię „kąpieli leśnych”- spacerów po lesie. To nawiązanie do uważności, medytacji. Na kajakach można to również odnaleźć. Tylko wtedy gubi się obserwację, gdzie są te wiry i łachy, a później różnie się dzieje. Czego się bałam? Szczególnie momentów wsiadania i wysiadania z kajaka. Natomiast zachwycało ptactwo, roślinność i widoki. Niebo, woda, chmury odbijające się w wodzie. Kolory i odgłosy, to bardzo pozytywne wrażenia.
Od ośmiu lat pływa kajakami Robert Tomasz Chmielewski. Najpierw z harcerzami, a teraz ze Stowarzyszeniem Miłośników Starego Fordonu. Dużo jeździ na rowerze, ćwiczy, a do pływania ciągnie go coraz bardziej. - Po prostu lubię wodę! - uśmiecha się. Do tej pory Wisłą dużo nie pływał, ale królowa potrafi zachwycać swoją odmiennością i zmiennością.
Gdzieś od wysokości podchełmińskiej Bieńkówki, a może Borówna (znakomity pomysł z wieżą obserwacyjną z widokiem na Wisłę!) wypatrywaliśmy budowli z miasta zakochanych, ale najwyraźniej mylił nas stojący w oddali kościół św. Barbary w Starogrodzie. Przez długość jednego zakrętu widzieliśmy świecką „Celulozę” i część Świecia, a kiedy wpłynęliśmy na Wdę, - wypatrywaliśmy wieży zamku krzyżackiego. Jedna uwaga - pomost pod świeckim zamkiem wymagałaby odnowienia.
Gdzie ta husaria?
- Po co się pływa? Ażeby być bliżej przyrody i odetchnąć świeżym powietrzem - mówi Stanisław Rafałko, który zaczął pływać kajakami w latach 70. ubiegłego wieku. - Czasem trzeba odłożyć na bok codzienne sprawy i zająć się czymś innym. W południowej Polsce jest jeszcze trochę rzek, którymi nie pływałem, także kilka na Pomorzu oraz na Mazurach. Słowem - połowy rzek jeszcze nie przepłynąłem - wyznaje. - Na spływie zawsze możne się czegoś ciekawego nauczyć. Poznajesz nurt rzeki, przyrodę. I coraz łatwiej jest pokonywać przeszkody, osiągać coraz wyższy stopień wodnego wtajemniczenia.
Stanisław przyznaje się, że - z uwagi na wiek - przebiera już spływach. A tam, gdzie już płynął - płynie dla towarzystwa. Chciałby jeszcze spróbować pływania po rzekach górskich.
Kajaki nie są jedyną pasją Stanisława. Kręci go historia. Zaczął badać historię rodziny swojej mamy. I poznał rodzinne dzieje do pięciuset lat wstecz! Od końca XV wieku do dziś opisał ród Niewiarowskich z Podlasia. - Mój udział w spływie do Gniewu wiąże się z tym, że zaciężna chorągiew Niewiarowskich próbowała pokonać Szwedów pod Gniewem. Z różnych przyczyn to się nie udało. Karol Gustaw, kiedy oglądał atak polskiej konnicy stwierdził, że mając szwedzką piechotę i polską kawalerię w ciągu roku doszedłby do Stambułu i w Europie nikt nie byłby w stanie go pokonać.
- Pływam, bo lubię. Do tej pory praca zajmowała mi dużo czasu - wspomina Albin Ziółkowski z Fordonu. - Dopiero po przejściu na emeryturę mogłem pozwolić sobie na weekendową pasję kajakarstwa. Albin zapewnia, że stary Fordon ma wieki potencjał, ale tyle już był wcześniej planów, że naprawdę nie wie, co uda się zrobić za zmniejszającą się sumę pieniędzy na rewitalizację. Zapewnienia urzędników ratusza są wielkie i ambitne. Tylko co roku niewiele z tego wychodzi. Stary Fordon potrzebuje pieniędzy, żeby nadrobić zaległości. Jeśli stare domu nie będą remontowane, to długo nie pociągną. Na starych zdjęciach wyglądają pięknie, czy uda się je remontami dociągnąć do choćby takiego stanu? - zastanawia się Albin.
Stworzenia niebieskie
- Od Grudziądza do Nowego widzieliśmy siedem orłów bielików, większość dorosłych, czyli takich pięciolatków z białym ogonem i siwą głową - wylicza Benedykt Graszek, nasz spływowy ornitolog. - Były pliszki, np. na rynku w Nowem. Pliszkę siwą widziałem w Gniewie. Rybitwy rzeczne i mewy srebrzyste kołysały się nam nad głowami. Także mewy śnieżki, które lęgły się na poniemieckich filarach byłego mostu pod Opaleniem.
Pod grudziądzkim mostem spotkaliśmy na wodzie dwie barki płaskodenne - szalandy ze stanowiskami lęgowymi dla ptaków. - Kiedyś jedna z nich była zakotwiczona w Fordonie, a później Wiesław Bagiński, jeden z najlepszych ornitologów w Bydgoszczy, zaproponował przeniesienie jej na północ. Na jednej barce gnieździły się mewy śmieszki, a na drugiej - rybitwy. Na barkach zainstalowano dla ptaków betonowe rury, ażeby nie zaatakował ich z powietrza żaden drapieżnik. Mają tam raj. Moim zdaniem Wisła nie potrzebuje kolejnych kaskad, bo cały świat od nich odchodzi. Co z tego, że przez wypłacenia trudno przepłynąć Wisłę nawet kajakiem? Można lewą stroną rzeki lub prawą. Nie ruszajmy rzeki, bo zapora we Włocławku pokazała, że nie potrafimy zbudować porządnej przepławki dla ryb, co potrafili zrobić Prusacy. Ryba płynie pod prąd tam, gdzie się urodziła. Teraz Włocławek usiłuje poprawić tę przepławkę, ale obawiam się, że niewiele to da.
- Dlaczego pływam? Znamienite towarzystwo jest najważniejsze - uśmiecha się Benedykt. I kiedy zapytać go, jak zachęcić innych do pływania, odpowiada, że miedzy Nowem a Gniewem pokazał komandorowi zwykłe stado szpaków, które kłębiły się w powietrzu jak piłka nożna. Coś pięknego. Dla takich widoków warto pływać.
- Komandor narzekał, że szpaki zżerają czereśnie, ale przypomniałem, że kiedy szpaki zjadają robale, to nikt ich za to nie chwali - uśmiecha się Benedykt.
Czy ciężko płynie się w jednym kajaku z ornitologiem? Komandor Krzysztof Pawlicki zapewnia, że wręcz przeciwnie - Opowieści o ptakach są ujmujące. Płyniemy w jednym kierunku, a Benek domaga się: zawróć, muszę zrobić jeszcze jedno zdjęcie. To grzecznie zawracam. No i te ciekawe historie. Rozróżniamy bociana od czapli, tu słyszę o czteroletnim bieliku i zastanawiam się, skąd Benek wie, ile ten orzeł ma lat? Przecież nie latał z metryką w dziobie!
- Rozmawialiśmy też o zmęczeniu na kajakach - dodaje Krzysztof Pawlicki. - Kajaki mają być rekreacją. Po ciężkim, 41-kilometrowym odcinku przychodzi oczyszczenie, wręcz fizyczne katharsis.
Komandor przypomina, że dotychczas dziewięć razy płynęliśmy Wisłą. Próbowaliśmy odczarować Wisłę w Fordonie. W roku Kazimierza Wielkiego popłynęli kajakami z Włocławka. Dwa lat temu popłynęliśmy z Tczewa na Żuławy. W ubiegłym roku był spływ po Bydgoskim Węźle Wodnym, w którym mogli wziąć udział przedstawiciele rady osiedli, by z wody popatrzeć na miasto. Z wyszczególnieniem Smukały, Opławca i Fordonu - filarów turystyki po Bydgoskim Węźle Wodnym.
Przez lata Andrzej (bez nazwiska, prosi) uprawiał turystykę rowerową oraz „pociągową” - po całej Europie. Za miesiąc będzie obchodził 50-lecia turystyki kajakarskiej. Zaczynał na Brdzie w drewnianych kajakach. Pokochał taką formę turystyki. Przepłynął chyba wszystkimi głównymi rzekami, łącznie z wieloma dopływami. Organizował obozy kajakarskie dla młodzieży (nawet po trzy w sezonie). Były „spływowe” małżeństwa. Co roku stara się pomagać przy spływach dla niepełnosprawnych dzieci.
- Na Wiśle mamy beznadzieją infrastrukturę dla wodniaków - podsumowuje Andrzej. - Pływałem Odrą, która jest bardziej przyjazna dla turystów. Łatwiej o nocleg, kąpiel i posiłki. Nad Odrą też jest dużo ludzi, przeważnie wędkarzy, a nad Wisłą - raczej pustki.
Andrzej i Stanisław uczestniczyli przed laty we flisie odrzańskim. Popłynęli Odrą z Wrocławia do Szczecina 560 kilometrów. Płynęły tratwy zbudowane przez flisaków, statek „Kościuszko”, bydgoskie kajaki i dużo żaglówek. We wszystkich mijanych miejscowościach byli witani z orkiestrą i goszczeni serdecznie.
A kiedy z trudem wyciągaliśmy z wody kajaki w Gniewie, chyba każdy popatrzył tęsknie na wodę, na którą kiedyś wrócimy.