Święta od zaraz? Jeszcze nie czas
Ciało Heleny Kmieć zabitej w Boliwii wciąż nie zostało sprowadzone do Polski. Trwają formalności. Wielu uważa, że 25-latka była wzorem. Rodzina dziewczyny apeluje, by nie wynosić jej na ołtarze.
Minął już ponad tydzień od tragicznej śmierci 25-letniej Heleny Kmieć, która została zamordowana ciosami nożem w ochronce dla dzieci w mieście Cochabamba w Boliwii, a wciąż nie wiadomo, kiedy jej ciało zostanie sprowadzone do Polski.
- Procedury są w toku. Konsul Polski czuwa nad tym - zapewnia ks. Adam Ziółkowski z Wolontariatu Misyjnego Salvator, który organizował wyjazd dziewczyny do Ameryki Południowej.
Najpewniej nie nastąpi to szybko. Formalności mogą trwać wiele tygodni.
Tymczasem, jak już informowaliśmy, boliwijska policja zatrzymała dwóch mężczyzn. Jeden z nich Romuald Mamia do Santosa jest podejrzany o dokonanie morderstwa. Drugi z nich miał być w tym czasie w innej części budynku.
Rzecznik boliwijskiej prokuratury podczas konferencji prasowej powiedział, że dowody są jednoznaczne. Policjanci w domach podejrzanych odnaleźli skradzione podczas włamania przedmioty. Zabezpieczono także nóż, czyli narzędzie zbrodni oraz ślady krwi.
Podejrzani po zatrzymaniu przyznali się do winy i trafili do aresztu tymczasowego. Nadal nie wszystko w sprawie jest jasne, dlatego prokuratura nie sformułowała jeszcze aktu oskarżenia.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi także Prokuratura Okręgowa w Krakowie.
Po śmierci dziewczyny na Facebooku powstał fanpage „Helena Kmieć - męczenniczka za wiarę - Santa Subito”. Jego administratorzy publikują tam materiały dotyczące zamordowanej i promują ideę beatyfikacji libiążanki. Nie wszystkim ten pomysł przypadł do gustu. Pojawiły się negatywne komentarze. Krytycznie do fanpage odniosła się rodzina oraz Kościół.
Mam jeszcze wiele marzeń i celów do zrealizowania - pisała niedawno Helena Kmieć
- My również nie popieramy takich akcji. To jest zbyt świeża sprawa, nie wiemy jeszcze, co dokładnie się tam wydarzyło. Proces beatyfikacyjny ma swoje procedury, to nie jest tak proste, jak się niektórym wydaje - podkreśla ks. Adam Ziółkowski.
W Cochabamba wciąż znajduje się Anita Szuwald, druga Polka, która pojechała pomagać Siostrom Służebniczką w prowadzeniu ochronki. Helena umarła na jej rękach.
- Bardzo to przeżyła. Teraz potrzebuje spokoju, musi dojść do siebie - tłumaczy ks. Adam Ziółkowski. Gdy uda się załatwić bilety, wróci do Polski razem z jedną z sióstr.
Anita pisze z Boliwii do swoich przyjaciół, że jest bezpieczna i zdrowa: „Czuję moc Waszej modlitwy. Każdy tutaj jest przerażony tym, co się stało. Wielu ludzi łączy się z nami w bólu i przekazuje wyrazy współczucia rodzinie, najbliższym i wszystkim tym, których ta tragedia dotknęła”.
Pamięć Heleny uczczono także w katolickiej szkole w Libiążu, gdzie uczęszczała do podstawówki, gimnazjum oraz liceum. Była tu całkiem niedawno, podczas zjazdu absolwentów 30 września ub. r. Zostawiła wtedy obszerny wpis w książce „25 lat Zespołu Szkół KSW”: „Mam jeszcze wiele swoich marzeń i celów, ale jednym z ideałów, które staram się realizować, to chęć bycia dla innych. Robienie czegoś tylko dla siebie nie daje tyle radości, co robienie czegoś dla drugiego człowieka”. Napisała też, że wyjazd do Boliwii, to właśnie jedno z jej marzeń.