Światowa gospodarka. Jak kod 690 opanował świat
Chińskie produkty od lat zalewają światowe rynki. Zakopiańskie ciupagi, muszelki znad morza, pamiątkowe koszulki z Londynu, malutka wieża Eiffla z Paryża - wszystko „Made in China”. I choć ekonomiczny kryzys dotknął także Państwo Środka, to nie zmierza rezygnować z podboju świata
Chiny uzależniają świat”, „Chińskie produkty są wszędzie”, „Chińska ekspansja trwa” - tak zatytułowane artykuły ukazują się w światowej, polskiej prasie, od ponad dziesięciu lat. Co ciekawe, jeśli nawet do pewnych informacji podchodzimy z dystansem, to prawdziwość tego namacalnie doświadczamy niemal każdego dnia. Wystarczy przyjrzeć się dokładnie metkom naszytym na nasze nabrania, czy kodom kreskowym informującym o tym, w jakim państwie wyprodukowano konkretny towar. Te zaczynające się cyframi 690, 691, 692, 693, 694, 695 i 699 królują.
I tak Zakopane od lat walczy z „Made in China”, czyli kiczem zalewającym podhalańskie stragany. Bo turysta kupi na nich wszystko od góralskiej ciupagi, po tandetne maskotki, figurki ze świnkami i miecze samurajskie - wszystko z Państwa Środka.
„Wyobraź sobie, że jedziesz na urlop do Zakopanego. Chcesz kupić pamiątkę dla bliskiej osoby. Zaczynasz szukać czegoś ładnego, designerskiego, związanego z Podhalem. Każda pamiątka, którą widzisz na straganach, razi miernością wykonania, nie ma krzty oryginalności. Umiałbyś zaprojektować ją lepiej? Przekonaj się i zgłoś projekt pamiątki z Zakopanego” - pisali już w 2019 roku organizatorzy konkursu na pamiątkę z Podhala - Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem.
- Zdaję sobie sprawę, że nie od razu wszyscy stwierdzą - wycofujemy pamiątki „Made in China” i dajemy tylko regionalne. Ale myślę, że jeżeli te propozycje, które napłyną na konkurs będą interesujące i właściciele straganów zaczną je sprzedawać, rozpocznie się naturalna selekcja. Coraz mniej osób będzie kupowało niezwiązane z miastem pamiątki, a coraz więcej te, które my zaproponujemy. Prawa rynku pokażą - tłumaczyła Anna Wende-Surmiak, dyrektor Muzeum Tatrzańskiego.
„Made in China” wkradło się nie tylko do Zakopanego, jest obecne w każdym mieście, miasteczku, czy wiosce na każdym kontynencie. Dlaczego? Wiele lat temu Chiny zaoferowały światu swoje tanie fabryki, siłę roboczą i środowisko naturalne, sprzedając za bezcen surowce, komponenty i podzespoły. Świat przyklasnął, ale dzisiaj czuje się trochę nieswojo w tej azjatyckiej pułapce.
Co ciekawe, pandemia, kryzys energetyczny, rosnące koszty surowców i pracy, nie powstrzymywały ekspansji Chin. Przynajmniej tak wydawało się na początku 2022 roku. Ze wstępnych szacunków urzędu celnego ChRL wynika, że w 2021 roku wymiana handlowa z zagranicą po raz pierwszy w historii przekroczyła 6 bilionów dolarów. Eksport wzrósł o 29,9 proc., do 3,36 bln dol., a import - o 30,1 proc., do 2,69 bln dol. Nadwyżka handlowa sięgnęła rekordowych 676 mld dol.
W październiku 2022 roku „Puls Biznesu” pisał jednak, że już dane za pierwszy kwartał 2022 roku wskazywały, że zakładany wzrost PKB Chin o 5,5 proc. będzie trudny do osiągnięcia. Następne miesiące pokazały, że cel ChRL jest wręcz nierealny do zrealizowania. Media rozpisywały się, że Państwo Środka dopadł kryzys, bo pandemia, bo wojna w Ukrainie, tyle tylko że o takich kryzysach pisano już wielokrotnie, a mimo tego „Made in China” wciąż trzyma się mocno.
- Chiny budują swoją potęgę nie uderzając wojskowo na czyjeś terytorium, jak to próbuje robić Rosja, ale przez rozwijanie współpracy gospodarczej, z Europą, z Ameryką. Więc dla nich warunki pokojowe, jakie zapewniał dotąd między innymi ład międzynarodowy, który się uformował po rozpadzie Związku Sowieckiego, były bardzo korzystne. Oni z tych pokojowych warunków korzystali, realizując swoją strategię, rozbudowując swoje wpływy w świecie - mówił mi ostatnio Romuald Szeremietiew, były wiceminister i p.o. ministra obrony narodowej.
Największym partnerem handlowym Chin były kraje ASEAN-u, Unii Europejskiej oraz USA. Biorąc pod uwagę wyłącznie pojedyncze państwa, liderem są Stany Zjednoczone, za nimi uplasowały się Japonia i Korea Południowa. Z Państwa Środka najwięcej towarów wywożonych jest do USA, Hongkongu i Japonii. Z kolei najwięcej produktów trafia za Mur z Tajwanu, Korei Południowej oraz Kraju Kwitnącej Wiśni.
Coraz częściej mówiło się, że Chiny chcą jeszcze bardziej wzmocnić swoją pozycję w Europie, wprawdzie wojna w Ukrainie pokrzyżowała te plany, ale Państwo Środka jest i tak mocno obecne na Starym Kontynencie.
„Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę”, to książka autorstwa Sylwii Czubkowskiej, która pod koniec 2022 roku ukazała się na rynku wydawniczym. „Wabią pieniędzmi, perspektywą ogromnego rynku zbytu i tanimi rozwiązaniami technologicznymi. Wykorzystują niezależność samorządów i uczelni, a także szkół wojskowych do nawiązywania niekontrolowanej przez nikogo współpracy i zdobywania technologicznego know-how. Przejmują fabryki, legendarne marki motoryzacyjne i media. Pozyskują informacje o nas z TikToka, telefonów, komputerów, a nawet odkurzaczy i oczyszczaczy powietrza. Korumpują władze na wszystkich szczeblach, a do wyciszania skandali zatrudniają najlepsze agencje PR. Zjednują polityków, naukowców, celebrytów i miliony zwykłych ludzi” - pisze wydawnictwo Znak Literanova, które książkę wydało.
Sylwia Czubkowska tłumaczy, że taktyki ekspansji Chin są łagodniejsze niż choćby te amerykańskie, nie tak rozpoznawalne, nie tak rzucające się w oczy, ale może właśnie przez to dużo groźniejsze. - Kiedy do Polski wchodził Amazon, było o tym głośno, trwała dyskusja o wpływie tego kroku na rynek e-commerce. Gdy wchodził AliExpress, nie było żadnej informacji, żadnej konferencji prasowej, po prostu na ulicach pojawiły się niebieskie paczkomaty, a ludzie sami zaczęli szukać w chińskim serwisie produktów, bo było to ciekawe, egzotyczne, tanie. Konsekwencje tego są też takie, że trudno od chińskiego serwisu wydobyć choćby konkretne dane, pozwalające ocenić, jak dużą stanowi konkurencję dla innych podmiotów - mówiła dziennikarka podczas premiery swojej książki.
A to właśnie przejrzystość jest kluczowa. Więc, kiedy pojawia się inwestor, trzeba zadawać pytania, sprawdzić go, nie tylko się cieszyć. - Dotyczy to każdego kapitału, czy to chińskiego, czy amerykańskiego, czy jakiegokolwiek innego. Zawsze powinniśmy wiedzieć, co stoi za działaniami danej firmy, skąd pochodzi jej kapitał. Taki due diligence to element niezbędny z biznesie. Inaczej jesteśmy łatwym celem, jesteśmy „tani” - przekonywała autorka. I podkreślała, że chińskiego kapitału dotyczy to w sposób szczególny.
- Biznes chiński jest osadzony w polityczno-społecznym kontekście kraju. Kontrola Komunistycznej Partii Chin czy postaci ze szczytów władzy jest w biznesie chińskim bardzo duża. Tam nie ma wolnego rynku, a fakt istnienia ogromnych firm z wielkim kapitałem nie oznacza, że w Chinach nastał kapitalizm. To zawsze jest biznes z rozpostartym nad nim parasolem politycznym - przypominała Czubkowska.
I gdzie my w tym wszystkim? Co to właściwie dla nas oznacza?
- Chciałabym choćby wiedzieć, jak przetwarzane są dane polskich użytkowników korzystających z chińskich serwisów. Oczywiście, to samo dotyczy firm amerykańskich, ale w USA mamy przynajmniej do czynienia z cywilną kontrolą prowadzoną przez struktury demokratycznego państwa. W przypadku Chin mamy do czynienia z państwem autorytarnym - mówiła dziennikarka.
Dlatego, zdaniem Sylwii Czubkowskiej, najważniejsza przy współpracy z Chinami jest świadomość - wyzwań czy potencjalnych kłopotów. Znając jedne i drugie będziemy podejmować biznesowe i polityczne decyzje sprawniej, bardziej pragmatycznie.
- Najbardziej niebezpiecznym elementem opinii publicznej są ci ludzie, którzy „nie chcą wiedzieć”. Tymczasem społeczeństwo informacyjne dało nam dostęp do wiedzy i każdy, kto chce ją zdobyć, zdobędzie ją bez problemu. We współpracy z Chinami nie musi być nic złego, o ile wiemy, w jaką gramy grę. I z kim - przekonywała Sylwia Czubkowska.
Jaki jest chiński przepis na sukces? Na przełomie lat 80. i 90. XX wieku pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Chin Deng Xiaoping powiedział: „Nie jest ważne, czy kot jest biały, czy kot jest czarny. Ważne, żeby łowił myszy”. Bardzo racjonalne podejście, mające odbicie w chińskiej polityce zagranicznej.
- Największym osiągnięciem Chin jest rozwój. Nie rozumiemy go. W Europie nigdy nie doświadczano takiej skali postępu i dynamiki. Tamtejsze tempo i konsekwencja zdumiewają mnie nieustannie. Po raz pierwszy wylądowałem w Chinach w połowie lat 90. Było to wtedy państwo okropne. Gdy znalazłem się w Szanghaju, czułem się nieszczęśliwy. Było tam brudno i biednie. Dla mnie był to przeskok w tył w stosunku do warunków, jakie mieliśmy w Polsce - mówił w radiowej Trójce Leszek Ślazyk, znawca Chin. - Tamtejsze społeczeństwo myślało głównie o tym, by zarobić kilka groszy, spakować się i wyjechać do Kanady czy Stanów Zjednoczonych. To był kierunek działania tych, którzy mieli jakieś pieniądze. Ich pierwszym celem było nabycie drugiego paszportu i podjęcie kroków zmierzających do wyjazdu z państwa. Teraz ta sytuacja się zmienia. Ludzie przyjeżdżają do Chin, bo jest to miejsce z perspektywami, które sprzyja jakości życia - dodał.
Trudno przypuszczać, żeby Chiny, nawet dotknięte kryzysem, zrezygnowały z walki o światowe rynki. Zwłaszcza że na większości z nich są obecne od lat.