Stanisław Gut dostał ultimatum: albo wykupuje mieszkanie albo je opuszcza. Zamieszkał w szopce. Likwidator: zrobił to dobrowolnie!
Stanisław Gut od blisko 20 lat mieszkał w jednym z bloków w Szczańcu. Jak sam mówi, nie mając 30 tys. zł na wykup, w stresie i przerażeniu opuścił mieszkanie. Dobrowolnie oddał też klucze. – Wystraszyłem się, dlatego stamtąd uciekłem - opowiada. Mieszkanie należy do Lubuskiej Spółdzielni Mieszkaniowo-Eksploatacyjnej będącej w likwidacji.
Pani likwidator potwierdziła, że pan Stanisław dobrowolnie oddał klucze i przeniósł się do Myszęcina. - Nie było żadnego straszenia. Podczas wizyty w naszej siedzibie pan Stanisław otrzymał informację na temat całej sprawy. Oświadczył, że opuści mieszkanie. Nie chciał też naszej pomocy w przewozie szafy i kanapy - dodała likwidator.
Pan Stanisław zamieszkał w szopce w Myszęcinie, jednak nadal jest zameldowany w mieszkaniu w Szczańcu.
Kilka dni po jego wyprowadzce rozpoczął się w nim remont. Jak twierdzi, roboty wykonuje nowy lokator. – Zostało mi postawione ultimatum. Nie byłem świadom swoich praw, wystraszyłem się kar, jakimi mnie straszono. Oddałem klucze. Gdybym tylko miał 30 tysięcy, to kupiłbym to mieszkanie, ale skąd mam wziąć taką sumę – rozpaczliwie pytał emeryt. Jak podkreśla nasz rozmówca, nie otrzymał ani słownego ani pisemnego wypowiedzenia umowy, potwierdzenia zdania kluczy. Nie zagwarantowano mu też innego lokalu.
O sprawę pytamy likwidator majątku spółdzielni
- Z tego, co nam wiadomo, w mieszkaniu w Szczańcu pojawiał się bardzo rzadko, a od ośmiu lat zamieszkiwał szopkę czy też garaż w Myszęcinie. Mieszkanie w Szczańcu po jego wyprowadzce zostało sprzedane.
Nowy właściciel przeprowadza tam remont, pan Stanisław natomiast musi się z niego wymeldować - wyjaśniła likwidator majątku spółdzielni, zaznaczając, że obowiązkiem spółdzielni byłoby zaoferowanie lokalu zastępczego, natomiast spółdzielnia będąca w likwidacji takiego obowiązku nie ma. - Nieprawdą jest też, że stało to się nagle. Po tym, jak pan Stanisław potwierdził, że nie wykupi mieszkania, termin jego opuszczenia wyznaczono na koniec miesiąca. Pan Stanisław dobrowolnie opuścił je wcześniej - dodała.
Pan Stanisław skonsultował swoją sytuację z adwokatem, Patrykiem Siemaszko.
- Eksmisji można dokonać wyłącznie wtedy, gdy posiada się wyrok wykonawczy (eksmisyjny). Według moich informacji w tej sprawie taki wyrok nie zapadł, a pan Stanisław wyprowadził się, gdyż jak twierdzi został wyprowadzony w błąd. Tym samym utracił prawo do ubiegania się w sprawie eksmisyjnej o lokal socjalny - wyjaśnił adwokat. - Gdyby w tej sprawie doszło do procesu sądowego, gdzie spółdzielnia wystąpiłaby z roszczeniem, domagając się eksmisji, to pan Stanisław mógłby wnosić o przyznanie lokalu socjalnego i dopóki zgodnie z wyrokiem przedstawiciele gminy nie wskazaliby lokalu socjalnego, to pan Stanisław mógłby zamieszkiwać w dotychczasowym miejscu. W mojej ocenie, spółdzielnia - także będąca w likwidacji - nie mogłaby samodzielnie przeprowadzić czynności eksmisyjnych, do czasu gdy nie znajdzie się mieszkanie socjalne wskazane przez gminę - zaznaczył P. Siemaszko.
Jak wyjaśniła nam Katarzyna Wieczór, p.o. kierownika szczanieckiego Ośrodka Pomocy Społecznej, panu Stanisławowi zaproponowano mieszkanie w Łagowie lub też pobyt w noclegowni jako alternatywę.
Z obu form pomocy skorzystać nie chce. - Od zawsze jestem w tej okolicy, chcę tu zostać. Mam tu działkę, drzewa, rośliny. Proszę tylko o jakieś lokum, mogę płacić niewielki czynsz – dodaje. Pana Stanisława interesują wszelkie mieszkania dostępne w miejscowościach gminy.