Koszykówka. Edo Murić nie jest już zawodnikiem Stelmetu Enei BC Zielona Góra. Sportowa Spółka Akcyjna Grono w związku z naruszeniem umowy podjęła decyzja o zerwaniu współpracy ze słoweńskim zawodnikiem.
Przypomnijmy, Murić dołączył do zielonogórskiej drużyny 30 grudnia ubiegłego roku. Ten
27 letni niski skrzydłowy, reprezentant Słowenii, która kilka miesięcy wcześniej zdobyła tytuł mistrzów Europy zdawał się być strzałem w dziesiątkę i wielkim wzmocnieniem. Niestety, już w pierwszym meczu z Anwilem Włocławek zagrał zaledwie siedem minut gdyż doznał urazu kostki. Ten uraz położył się cieniem ma jego pobycie w Zielonej Górze. Opuścił trzy kolejne spotkania. Potem już grał, ale praktycznie do końca sezonu nie pokazał swoich dużych możliwości. Miał kilka przebłysków, kilka razy wydawało się, że wreszcie to jest ten Murić na którego czekali trenerzy i kibice, by w kolejnym spotkaniu znów zawieść. Z drugiej strony można ocenić, że nie dostał prawdziwej szansy w tej ekipie, bo wiadomo jak trudno wchodząc z ławki pokazywać jakość i przekonywać do siebie. Tym bardziej, że był to trudny i nieudany sezon. W sumie średnio grał niewiele ponad 13 minut. Wystąpił w 23 meczach ekstraklasy. Zdobywał średnio 4,7 punktu i notował 1,9 zbiórki.
W ocenie sezonu w którym mistrz nie obronił tytułu Murić był jednym z tych, którzy zawiedli. Zawodnik miał jednak ważny kontrakt na kolejny sezon. Po zakończeniu rozgrywek okazało się, że uraz z którym borykał się przez poprzedni sezon nadal daje o sobie znać. Klub wysłał go na badania do Francji. Okazało się, że niezbędny jest zabieg, a ewentualny powrót na parkiet byłby możliwy za dwa, trzy miesiące. Zawodnik jednak odmówił. W odpowiedzi klub zaproponował mu powrót do treningów, ale na własną odpowiedzialność w przypadku pogłębienia się kontuzji. Koszykarz odmówił i w efekcie, także biorąc pod uwagę to, że zawodnik nie przestrzegał także zapisów kontraktowych dotyczących wykorzystania wizerunku, bo bez wiedzy i zgody klubu, został ambasadorem marki, rada nadzorcza rozwiązała z nim kontrakt.
- Zawodnik nie chciał poddać się zaleceniom sztabu medycznego klubu, które zostały poparte także niezależnymi badaniami przeprowadzonymi we Francji - powiedział właściciel klubu Janusz Jasiński. - Odmówił także gry na własną odpowiedzialność. Według naszego sztabu medycznego dopuszczenie go do uczestnictwa w treningach groziło odnowieniem się kontuzji, która trapiła go przez cały poprzedni sezon. Gdyby do tego doszło wiązałoby się to z poważnymi konsekwencjami dla niego, ale też dla klubu. Zawodnik nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności. Muszę też podkreślić brak szacunku dla klubu i przestrzegania zapisów kontraktowych który objawił się w jego aktywności poza Zieloną Górą, gdyż złamał zapisy mówiące o tym, że jego wizerunek może być wykorzystywany tylko za naszą zgodą. W związku z tym nasza dalsza współpraca nie była możliwa. Klub został więc zmuszony do rozwiązania kontraktu. Podjęliśmy tę decyzję po długich naradach i ciężkich dyskusjach.