Stefan Nikiciuk to TW? Radny zaprzecza
Ale dlaczego, u licha, Andrzej? Radny Stefan Nikiciuk zastanawia się z jakiego powodu bezpieka nadała mu taki pseudonim. Twierdzi, że na nikogo nie donosił. - Choć wiem, że służby się mną interesowały - przyznaje
Z zachowanej adnotacji wynika, że istniała teczka personalna i teczka pracy Stefana Nikiciuka. I że obie zostały zniszczone - mówi prokurator Andrzej Ostapa, naczelnik oddziałowego biura lustracyjnego IPN w Białymstoku.
Instytut nie ma więc podstaw, by skierować sprawę do sądu. Faktem jest jednak, że dzisiejszy radny Forum Mniejszości Podlasia, w latach 1984-1989 był zarejestrowany najpierw jako kandydat, a potem tajny współpracownik o pseudonimie „Andrzej”.
On sam w oświadczeniu lustracyjnym sprzed 10 lat temu wpisał, że z bezpieką nie miał nic wspólnego. - Bo to prawda. Może ktoś z niższego szczebla wpisał mnie, bo chciał się wykazać przed przełożonym? - mówi Nazaruk.
Andrzej Ostapa twierdzi, że tworzenie fikcyjnych agentów było za PRL-u mocno ograniczone. - Pojedynczy funkcjonariusz nie mógł tego zrobić. System zatwierdzania każdej decyzji był zbyt wielopoziomowy - tłumaczy.
W toku weryfikacji oświadczenia lustracyjnego, radny mógł złożyć w IPN wyjaśnienia. Ale tego nie zrobił. - Nie mam czego wyjaśniać - uważa.
Nikiciuk w latach 80. należał do Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. W 2013 roku zasłynął jako bohater afery taśmowej. Nagrano go, jak proponował Mikołajowi Mironowiczowi z SLD pracę, w zamian za przejście do PO.
- Do takich spraw należy podchodzić z ogromną ostrożnością - mówi prof. Joanna Sadowska, dziekan wydziału historyczno-socjologicznego UwB. Bo zdarzało się, że służba bezpieczeństwa, mając kogoś tylko na oku, wkładała mu w usta donosy, których ten ktoś nie złożył.
- Funkcjonariusze zakładali nieraz nielegalne podsłuchy. Nielegalne, bo bez wiedzy i zgody swoich przełożonych. Informacje, które w ten sposób uzyskiwali, fałszywie przypisywali tajnym współpracownikom - tłumaczy profesor Sadowska.
Stefan Nikiciuk twierdzi, że nie był donosicielem. - Choć bezpieka się mną interesowała. W 1984 roku na zebraniu w biurze wojewódzkiej rady Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego, ktoś obcy przysłuchiwał się dyskusji. Nikt jednak później się do mnie nie zgłaszał i nie namawiał na żadną współpracę - tłumaczy. W latach 80-tych był nauczycielem WF-u. Należał do Ludowych Zespołów Sportowych.
Politycznie udzielał się w Zjednoczonym Stronnictwie Ludowym. Była to partia satelicka PZPR. O ile służba bezpieczeństwa miała zakaz pozyskiwania TW wśród członków tej ostatniej, zakaz nie obejmował działaczy ZSL.
- To jeszcze nie znaczy, że byłem TW. Swoją drogą zastanawiam się skąd wzięli taki pseudonim? Dlaczego u licha „Andrzej”? - zastanawia się Stefan Nikiciuk.
Żeby uznać kogoś za kłamcę lustracyjnego sąd musi mieć twarde dowody. Czyli np. donosy pisane przez TW, pokwitowania przyjmowania przez niego pieniędzy itd.
Takie dokumenty znajdowały się w teczkach personalnych i teczkach pracy tajnych współpracowników. W przypadku Nikiciuka takie teczki istniały, jednak - jak wynika z zachowanej adnotacji - zostały zniszczone. To rodzi podejrzenie, że teczki zniszczono po to, by coś nie wyszło na jaw. - Opieramy się na faktach, a nie domysłach - podkreśla prokurator IPN Andrzej Ostapa. Instytut, z braku dowodów, nie może więc skierować sprawy do sądu.
O sprawie poinformowaliśmy prezydenta Tadeusza Truskolaskiego. - Pierwsze słyszę. A jeśli chodzi o mój stosunek do lustracji, to uważam, że osoby, które dla własnej wygody, korzyści czy nawet ze strachu działały jako TW, powinny być odsunięte od życia publicznego - mówi stanowczo.
Nie potępiam i rozumiem. Ale prawdę należy ujawnić
Czy dociekanie kto był, a kto nie był TW ma sens? Może czasy PRL-u należy oddzielić grubą kreską?
Prof. Jerzy Kopania, etyk: Jestem przeciwny grubej kresce. Inna sprawa, że rzetelna lustracja powinna być przeprowadzona już na początku lat 90., tak jak zrobiono to w przypadku NRD.
No właśnie. Minęło już ponad ćwierć wieku od tamtych czasów. Wyrosło pokolenie, które nie pamięta PRL-u.
Mimo wszystko jednak prawdę należy ujawnić. Oczywiście, nie żeby dyskryminować w ten sposób tę czy inną osobę, ale żeby nasze życie publiczne stało się uczciwe.
Byli jednak ludzie, którzy do współpracy zmuszani byli szantażem.
Nie potępiam ich i jak najbardziej rozumiem. Poza tym TW, jeśli nie dopuszczali się przestępstw karnych, nie robili nic co byłoby sprzeczne z ówczesnym prawem. Sam nie wiem w jaki sposób bym się zachował. Na szczęście nikt mi nie proponował współpracy. Człowieka nie tak trudno złamać. Myślę, że społeczeństwo ma tego świadomość.
Wiertarka i kasa
W latach 1971-84 Nikiciuk 16 razy był zagranicą. Wyjeżdżał jako trener na zawody sportowe, ale też w celach turystycznych. Czyli jak się wtedy mówiło „na handel”. W lipcu 1976 roku pojechał przez Rumunię i Jugosławię do Turcji. Do Polski próbował wwieźć wiertarkę i komplet kluczy. Sprzęt trafił do depozytu. W 1980 roku Nikiciuk wybrał się do Austrii. W kieszeni miał 400 marek, gdy wrócił było to ich już 3040. Tłumaczył się, że pieniądze dostał od przyjaciół. Nikiciuk działał też w wojewódzkiej radzie PRON-u. Jednemu z zebrań przysłuchiwał się TW „Zodiak”, który doniósł na Nikiciuka. Tak się złożyło, że w zebraniu nie uczestniczył przewodniczący PRON-u, więc jak czytamy w dokumentach, zebrani uznali, że mogą mówić otwarcie. Zastanawiano się nad sytuacją pracownicy biura, która z uwagi na opiekę nad dziećmi mniej czasu poświęcała pracy. Niektórzy sugerowali, by się jej pozbyć. Nikiciuk wziął ją w obronę. Ostro przy tym zaatakował nieobecnego przewodniczącego. Stwierdził, że w pracy był chaotyczny i podejmował nieprzemyślane decyzje. Czy donosem TW „Zodiaka” służby szantażowany Nikiciuka? Że powiedzą przewodniczącemu, co o nim myśli? I wtedy Nikiciuk się złamał? On zaprzecza: - Nic takiego nie miało miejsca.