Stawianie przed sobą celu minimum jest bardzo złe
- Jeśli jestem silna, to potrafię pojechać dobrze - powiedziała Maja Włoszczowska, która w sobotę powalczy o medal mistrzostw świata górali.
W sobotę wystartuje pani w mistrzostwach świata w Novym Mescie. Który to występ w takich zawodach?
Od 2000 roku ominęły mnie chyba tylko jedne mistrzostwa, gdy miałam kontuzję. Wychodzi więc, że te będą szesnaste. Pytanie, czy liczyć Canberrę (2009 r. - przyp. red.), gdzie ostatecznie też nie wystartowałam, bo na treningu wylądowałam na twarzy.
A ile było medali?
Prawdę mówiąc, to nie liczyłam. Tak na szybko - z seniorskich był złoty i cztery srebrne.
Wraca pani do tych najbardziej udanych mistrzostw?
Teraz raczej myślę o swoich ostatnich startach na tej trasie. Na przykład w 2013 roku byłam tutaj druga, generalnie wracam do tych najlepszych zawodów. Zwłaszcza, że ta trasa jest specyficzna, nie pode mnie. Ja predysponowana jestem raczej do dłuższych podjazdów, a tu trasa jest bardziej interwałowa. Jednak ten przykład sprzed trzech lat pokazuje mi, że jeśli jestem silna, to potrafię pojechać dobrze. Warto też prześledzić, jak przebiegały tu wyścigi. Często było tak, że do końca zawodnicy walczyli w grupkach. Trzeba wiedzieć, gdzie najlepiej zaatakować, a gdzie łatwo popełnić błąd.
Wprawdzie nie jestem teraz słaba, ale to jeszcze nie jest szczyt moich możliwości
Mówi pani, że jeśli jest siła, to jest dobry wynik. Teraz jest ta moc?
Powiem w sobotę. Jestem w stanie określić swoją aktualną formę w stosunku do moich możliwości, ale nie wiem, w jakiej dyspozycji są inne zawodniczki. Ja zdecydowanie stawiam w tym roku na igrzyska olimpijskie. Wprawdzie nie jestem teraz słaba, ale to jeszcze nie jest szczyt moich możliwości.
Kto może walczyć o złoty medal mistrzostw świata?
Myślę, że Jolanda Neff, która w tym sezonie wygrała Puchar Świata i wszystkie inne wyścigi, w których wzięła udział. Zwyciężyła też w niedawnych mistrzostwach świata w maratonie, więc widać, że jest w formie. W tych zawodach jechała z Dunką Anniką Langvad, aktualną liderką Pucharu Świata, która też na pewno jest bardzo silna. Myślę, że na tej trasie bardzo, bardzo groźna będzie Kanadyjka Catharine Pendrel, która dwukrotnie była mistrzynią świata. Według mnie te trzy zawodniczki są najmocniejsze, ale inne też będą groźne. Faworytką gospodarzy jest Katerina Nash, która potrafiła wygrać wyścig Pucharu Świata. Ona będzie mieć za sobą doping publiczności, ale ja również, bo wiem, że dużo Polaków przyjedzie. Z Questa, naszej rodzinnej firmy, są zorganizowane dwa autobusy kibiców. Kto wie, czy nie będę miała lepszego dopingu niż Nash. Do tego Kross (w tym teamie jeździ teraz Włoszczowska – przyp. red. ) jest sponsorem mistrzostw, więc też przyciągnie polskich widzów.
Wspomniała pani, że nie nastawia się na konkretny wynik. Może jednak jest jakiś plan minimum, po którym start będzie można ocenić pozytywnie?
Nie ma. Kiedyś zastanawiałam się nad tym. Szukając jeszcze rezerw - aby przed igrzyskami zrobić wszystko, co mogę, żeby być tam dobra - współpracowałam ostatnio z psychologiem sportu. Chciałam się nauczyć technik relaksacyjnych czy motywacyjnych, których jeszcze nie znam. Rozmawiałyśmy właśnie o celach i doszłam do wniosku, że stawianie sobie celu minimum jest bardzo złe w moim przypadku. Bo jak już go osiągnę, to podświadomość nie pozwoli mi jechać dalej. Wiadomo, że maksimum to zwycięstwo, ale nie chcę sama na sobie wywierać presji.
Rozmawiał Artur Bogacki