- Pracowałem z tunerem i mechanikami, ale także nad sobą, żeby dojść do jak najlepszego wyniku - przyznał Krystian Pieszczek, który złapał formę.
Mecz w Rybniku został odwołany bardzo szybko, a kilka minut później była decyzja, że powtórka 17 lipca. To pana zdaniem dobre rozwiązanie czy nie?
Chyba lepiej odwołać i pościgać się w normalnych warunkach, żeby tor był dla każdego taki sam. Wiadomo, tak lepiej, bo bezpieczniej. Przełożenie meczu na inny termin było jedyną słuszną decyzją na ten moment.
Patryk Dudek mówił, że on da radę, ale pan ma w okolicach 17 lipca strasznie napięty terminarz. Aż tak dużo jest tych imprez?
Tak, od 13 do 17 lipca będę podróżował...
... no to wymieniamy po kolei.
13 i 14 Liga Juniorów, 15 finał młodzieżowych mistrzostw Polski par klubowych, 16 finał młodzieżowych indywidualnych mistrzostw Polski i 17 powtórka w Rybniku. Na pewno będę miał co robić i nie będę się nudził.
Są zawodnicy, którzy lubią taki ostry rytm startowy, bo wtedy są pobudzeni i ich forma rośnie. Jak to jest u pana?
To jest na pewno lepsze rozwiązanie niż siedzieć w domu i przyjechać na sam mecz. Łapie się odpowiedni rytm jazdy. Na mnie taki maraton wpływa pozytywnie.
Proszę powiedzieć coś więcej o startach w ekstralidze. Błysnął pan w ostatni meczu z Get Well Toruń w Zielonej Górze, ale wcześniej nie było tak dobrze. Jak to wytłumaczyć?
Staram się, żeby z zawodów na zawody było coraz lepiej. Cóż, raz wychodzi mi lepiej, a raz gorzej. Ostatnie tygodnie były dla mnie bardzo pracowite. Pracowałem z tunerem i mechanikami, ale także nad sobą, żeby dojść do jak najlepszego wyniku. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. Chcę jechać do przodu.
Jaki dokładnie charakter miały wspomniane zmiany?
Musiałem wszystko pozmieniać, żeby wynik poszedł do przodu. Nie miałem czasu, żeby sprawdzać każdy element po kolei i musiałem po prostu wszystko zmienić. Trzeba próbować.
Trener Marek Cieślak, a także Piotr Protasiewicz ocenili, że zostanie pan w tym roku mistrzem świata juniorów. Wygrał pan najtrudniejszą rundę w Wielkiej Brytanii i zostały dwie teoretycznie łatwiejsze. Będzie z górki?
Chciałbym, żeby tak było. Obawiałem się tego Kyng’s Lynn, bo nigdy tam nie byłem. Wyszło fajnie, przypasowało, choć mieliśmy troszkę upadków. Tor okazał się wymagający. Oby w kolejnych rundach było równie dobrze jak w tej pierwszej. Trzeba jechać równo i zbierać każdy kolejny punkt, bo one są teraz na wagę złota.
Zostały Pardubice i Gdańsk. Co pan powie o torach tych miastach?
Oba znam bardzo dobrze i na obu umiem i lubię się ścigać. Na pewno będę podchodził do tych zawodów spokojniej niż w Kyng’s Lynn, więc tylko głowa do góry.
Jak ważne jest dla pana mistrzostwo świata juniorów? To główny cel w tym sezonie?
To mój ostatni rok wśród młodzieżowców i będę się starał utrzymać prowadzenie w klasyfikacji do samego końca. Nie ukrywam, że to jeden z ważniejszych celów w tym sezonie.
Proszę powiedzieć coś o przeciwnikach. Jak mocni są to rywale?
Tor w Kyng’s Lynn był bardzo specyficzny i myślę, że podczas następnych imprez stawka będzie bardziej wyrównana. Każdy pojedzie na maksimum i nie spodziewam się słabszych biegów. Trzeba się będzie maksymalnie koncentrować przez całe zawody.
Dostał pan powołanie do kadry seniorów. Jakie oczekiwania?
To dla mnie ogromne wyróżnienie, którego się nie spodziewałem. Teraz trzeba pracować nad sobą, by wystartować w Drużynowym Pucharze Świata choćby w charakterze rezerwowego. To już będzie coś.
Złośliwi powiedzą, że klubowy trener i selekcjoner dał panu fory. Czy rozmawialiście o pana nominacji?
W ogóle o tym nie rozmawialiśmy. Dowiedziałem się z maila, którzy dostałem z PZMot.-u. Uśmiechnąłem się i tyle.