Stanisław Leszczyński królem Andów! Zielonogórzanin na rowerze pokonuje Amerykę Południową

Czytaj dalej
Fot. Stanisław Leszczyński/ Facebook
Robert Kowalik

Stanisław Leszczyński królem Andów! Zielonogórzanin na rowerze pokonuje Amerykę Południową

Robert Kowalik

Stanisław Leszczyński z Zielonej Góry samotnie na rowerze pokonuje Amerykę Południową. W wielomiesięczną podróż życia wybrał się pod koniec października. Właśnie zdobył andyjskie przełęcze między Argentyną a Chile. Na wysokości prawie 5 km nad poziomem morza!

Stanisław Leszczyński, który na co dzień pracuje jako mechanik rowerowy w sklepie Cyklomaniak w Zielonej Górze, 25 października wylądował w La Paz. To właśnie stolicę Boliwii wybrał za początek swojej niesamowitej historii na rowerze. Stąd, jadąc na południe, zamierza pokonać blisko 7 tys. kilometrów pokonując m.in. Andy i pustynię Atacama.

„Po przejechaniu na rowerze 942 km, wielu przygodach i wspaniałych osobach spotkanych na mojej drodze, pokonałem już całą Boliwię!” - pisał Leszczyński po miesiącu podróży. W tym kraju globtroter miał niespodziewaną przygodę z... psami. „Przynajmniej co drugi napotkany w Boliwii pies chciał mnie ugryźć. Nie policzę już ile razy dziennie przed nimi uciekałem. A nie było to łatwe, bo przecież mój rower ze wszystkimi bagażami waży ok. 45 kg! Po przekroczeniu granicy argentyńskiej nagle okazało się, że wszystkie psy zmądrzały! Niesamowite!!! Teraz się tylko na mnie patrzą i nic więcej z tego nie wynika” - pisał.

Po Argentyńskich gorących bezdrożach Leszczyński pokonał kolejne 1.100 km, by napotkać przed sobą poważną przeszkodę - Andy. Rowerzysta właśnie wspiął się na przełęcz Paso De Agua Negra leżącą na wysokości prawie 4.800 metrów nad poziomem morza.

Na dodatek w nocy na termometrze było minus siedem stopni, a ja... w namiocie. Niektóre zaspy miały ponad 10 m wysokości, a droga, którą jechałem była oczywiście gruntowa

„To granica między Argentyną, a Chile. Było tam mało tlenu (naprawdę to czuć), maksymalnie silny wiatr (w porywach nawet ponad 100 km/h) - oczywiście w twarz. Na dodatek w nocy na termometrze było minus siedem stopni, a ja... w namiocie. Niektóre zaspy miały ponad 10 m wysokości, a droga, którą jechałem była oczywiście gruntowa. Odprawa celno-paszportowa w Argentynie była ponad 90 km przed granicą, a w Chile jeszcze dalej. To oznaczało koło 200 km jazdy bez żadnego, nawet najmniejszego sklepu. Wszystko jednak wynagradzały widoki - były niesamowite! Polecam każdemu to miejsce. Ja jeszcze kiedyś tam wrócę!” - relacjonuje Leszczyński.

Przed rowerzystą jeszcze kilka miesięcy i kilka tysięcy kilometrów podroży na kraniec Ameryki Południowej, do argentyńskiej miejscowości Ushuaia. O kolejnych etapach podróży będziemy informować. Życzymy wytrwania i szczęśliwego powrotu do kraju!

Robert Kowalik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.