- Praca w KSM Krosno to duże wyzwanie, ale jestem dobrej myśli, że ze wszystkim damy sobie radę - mówi Stanisław Kępowicz, nowy trener krośnieńskich „Wilków”.
Długo prezes Janusz Steliga namawiał pana do pracy?
Niedługo, rozmawialiśmy już wcześniej, ale ostatnio sytuacja w Krośnie na tyle się wyjaśniła, że po jednym telefonie prezesa, zdecydowałem się podjąć nowe wyzwanie.
Wraca pan do speedwaya po kilkuletniej przerwie związanej z prywatnym pobytem w USA. Jest trema?
Tak, ale przez ten okres nie byłem całkowicie poza żużlem. W dobie internetu i telefonii komórkowej można na bieżąco śledzić wyniki i co się w sporcie, i nie tylko w nim, dzieje. Robiłem to. Tremy żadnej nie było i nie ma.
Jaki okres, wydarzenia z kariery sportowo - trenerskiej wspomina pan najmilej?
Jako zawodnik startowałem w Unii Tarnów i reprezentacji Polski. Jako trener w każdym klubie, w którym pracowałem - w Tarnowie, Rzeszowie, Krośnie, Łodzi - przeżyłem miłe chwile, nie chcę wyszczególniać, które były najmilsze, ale bardzo dużo takich fajnych chwil spędziłem w swoim środowisku, czyli w Tarnowie.
Czyli wszędzie dobrze, ale w Tarnowie najlepiej?
Można tak powiedzieć.
W Krośnie już pan pracował, jako trener w 1998 i 1999 roku. Coś z tamtych lat pan zapamiętał?
To, że byliśmy wtedy skazywani na słabe wyniki, bo mieliśmy w składzie zawodników z całej Polski, w tym także krośnian, którzy wrócili do klubu, a tymczasem szło nam całkiem dobrze. Dużą wagę przykładano wówczas do szkolenia młodzieży, kilku chłopaków uzyskało licencje, niektórzy już po moim odejściu, ale u mnie zaczynali naukę.
Czy obecnie w zakresie swoich obowiązków też ma pan opiekę nad szkółką żużlową?
Po rozmowie z prezesem Steligą, mogę powiedzieć, że jednym z priorytetów, jest to by ruszyła szkółka i szkolenie adeptów sportu żużlowego. Chcemy zorganizować nabór młodych ludzi, aby w przyszłości wychować żużlowców z Krosna i krośnieńskiego środowiska, aby się bardziej uosabiali z krośnieńskim klubem i miastem, co tylko może wpłynąć na rozwój tego sportu na Podkarpaciu.
W Krośnie nie będzie już czarnego toru. To chyba dobrze?
Na pewno. Miałem okazję zobaczyć, jak mimo mrozu i trudnych warunków atmosferycznych, przebiegają prace przy torze. Chwała tym wszystkim, którzy się tym zajmują, wielkie uznanie dla ludzi z klubu, którzy nie poddali się po spadku, zmontowali skład i jeszcze zdecydowali się na przebudowę toru, bo to nie tylko wymiana samej nawierzchni.Dużo roboty.
A jak pan ocenia zespół, jaki zbudowano w Krośnie?
Jak wiadomo nie miałem na wpływu na pozyskanie zawodników, natomiast przy pomocy dostępnych środków i możliwości sprawdziłem kto jest kto. Jest kilku ciekawych, młodych chłopaków zagranicznych. Jeżeli chodzi o krajowych żużlowców, to za wyjątkiem Pulczyńskiego, znam wszystkich. Najważniejsze, by wyjechać na tor i dopiero wtedy można ocenić, kto jaką prezentuje formę. Mam nadzieję, że będę dobrze dogadywał się z tą drużyną. W każdym z klubów zawodnicy dostrzegali i doceniali mój spokój, a niektórzy z nich byli bardzo nerwowi. Czasem jednak trzeba być trochę nerwowym. Nawet, jak się w telewizji ogląda piłkę, czy zawody w innej dyscyplinie, to nerwy człowieka biorą.A co dopiero na żużlu.
Czy w rocznym kontrakcie, który pan podpisał, są sprecyzowane sportowe cele?
Nie ma o nich mowy, nie rozmawialiśmy też na ten temat. Mam pracować, jak najlepiej potrafię z drużyną, z młodzieżą, że szkółką.
A co u pana słychać?
Przebywam w domu w Tarnowie, nadarzyła się okazja pracy w Krośnie, postanowiłem z niej skorzystać. Zawsze sobie radziłem, wierzę, że tym razem też wszyscy będą zadowoleni z mojej pracy. Przyglądam się uważnie wszystkiemu. Chciałbym najszybciej, jak to będzie możliwe rozpocząć treningi na torze.