Stańcie do apelu!
Na początku tygodnia rozgłośnia radiowa, której namiętnie słucham, coś odkryła. Otóż podczas uroczystości, którym towarzyszy apel pamięci, wymieniane mają być także ofiary katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 roku. Jako pomysłodawca wskazany został minister Antoni Macierewicz. Ponoć żadnego pisemnego rozkazu nie wydał, ale żołnierze biorący udział w podobnych obchodach wiedzą, co mają robić i mówić.
Żadna nowość. W połowie maja zwróciła mi na to uwagę zaprzyjaźniona Kresowianka. Była na pięknej patriotycznej uroczystości w Żarkach Wielkich. Z odsłonięciem pomnika Żołnierza Polskiego i wręczeniem sztandaru miejscowej szkole im. Orląt Lwowskich. Nie kryła, że miała ciarki na plecach, gdy oficer wyczytywał tych, którzy mają stanąć do apelu. Bohaterskich żołnierzy, którzy w 1939 roku przeciwstawili się hitlerowskiej i sowieckiej agresji. Zamordowanych w Katyniu, Charkowie, Twerze i Bykowni oraz innych nieznanych miejscach kaźni. Zgładzonych w hitlerowskich obozach zagłady, stalinowskich łagrach oraz zamęczonych w katowniach gestapo i NKWD. A po nich ofiary katastrofy smoleńskiej, niektóre z imienia i nazwiska, inne zbiorowo. Ja powoli wyrabiam sobie zdanie na takie innowacje. A Wy co na to?
Na koniec z zupełnie innej beczki. Przed dwoma tygodniami pisałem w tym miejscu o Bambule. Gołębiu, właściwie gołębicy, którą znalazłem wyczerpaną na parkingu przed blokiem i zaopiekowałem się nią. Bambuła z każdym dniem nabiera sił. Gdy podsypuję ziarna (a mam takie z górnej półki, od wziętego hodowcy), bezceremonialnie dziobie mnie, bezlitośnie tłucze skrzydłem i jeszcze bezczelnie pohukuje. Chyba trafiłem na wredną ptasią babę. W sobotę zwrócę jej wolność.