Stalowcy rozwiązywali szarady i... niektórzy nie zdali egzaminu
W niedzielę gorzowianie wygrali u siebie z MrGarden GKM Grudziądz 56:34. Była to druga wygrana naszych w tym sezonie. Jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem, którego finałem ma być awans Stali do play offu. - Ważne są kolejne punkty, bo pamiętamy przecież, jak zaczęliśmy ubiegły rok. Seria sześciu porażek była szokiem dla wszystkich. Nie tylko dla kibiców, ale i zawodników, którzy bardzo długo nie mogli się z tego otrząsnąć - przypomniał trener żółto-niebieskich.
Niewiele jednak brakowało, a do meczu z grudziądzanami w ogóle by nie doszło.
Gospodarzom udało się jednak przygotować świetną nawierzchnią do jazdy, która do połowy meczu była... atutem gości. - Z reguły trenuje się na takim torze, jaki ma być w dniu meczu. Wiadomo, że jak pogoda pokrzyżuje szyki i zmieniają się warunki, to później jest troszeczkę gimnastyki. To nie był gorzowski tor, ale uznałem, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zawodnicy musieli rozwiązywać „szarady”, choćby takie, jak przygotować sobie sprzęt - stwierdził Chomski. - Niektórzy nie do końca zdali ten egzamin. Myślę o Michaelu Jepsenie Jensenie. Choć wynik cały czas był na styku, nie robiłem żadnych zmian w pierwszych trzech seriach, nie było nerwowych ruchów. Nie lekceważyłem przeciwnika, tylko chciałem zbudować morale tych chłopaków, którzy zawodzili, czyli Mateja i Michaela. Ten pierwszy wykorzystał daną mu szansę.
Z dobrej strony pokazał się za to m.in. Adrian Cyfer
21-letni junior zaczął mecz od dwójki z bonusem i trójki. W trzecim starcie też prowadził, ale na jednym z wiraży wpadł w koleinę i spadł na koniec stawki. - Najbardziej boli mnie to zero Adriana, który z Bartkiem Zmarzlikiem bardzo dobrze ciągnął ten wynik, gdy w pierwszej serii zawiedli nasi liderzy - zauważył trener lidera ekstraligi. - Gdy wjechałem w wyrwę, musiałem wyhamować, bo inaczej wpadłbym w Krzysztofa Kasprzaka. Szkoda tych punktów, bo być może pojechałbym przynajmniej jeszcze raz. Cóż, taki jest sport - przyznał Cyfer.
Pozytywnie zaskoczył również Przemysław Pawlicki, który wywalczył 9 pkt. i bonusa
- Pierwsze trzy wyścigi były super, wszystko mi pasowało. Potem w końcówce tor trochę się zmienił i próbowaliśmy coś poprawić. Niestety, poszliśmy nie w tą stronę. Kolejne doświadczenie, wiemy już jakiego błędu nie popełnimy następnym razem - powiedział wychowanek Unii Leszno.
Choć Stal jest niepokonana, a na rozkładzie ma także mistrza Polski z Leszna, w Gorzowie zachowują spokój. - Na razie idziemy małymi krokami, nie zachłystujemy się tymi sukcesami, czy ostatnią wygraną z GKM-em. Grudziądz to solidny zespół, w końcu to nie był przypadek, że wysoko wygrał u siebie z Unią Tarnów. Niedzielny wynik potwierdził, że GKM jest mocny nie tylko w domu, ale potrafi też namieszać na wyjazdach - podsumował trener gorzowian.
- Może gdyby zaliczyli nam tylko wyjścia spod taśmy, to wtedy pokonalibyśmy gospodarzy - żartował Robert Kempiński, trener grudziądzan. - Do połowy zawodów wyglądało to z naszej strony przyzwoicie. Przegrywaliśmy tylko sześcioma punktami, dlatego czekaliśmy z rezerwą taktyczną. Później Stal nam jednak odjechała, moi zawodnicy poszli w złą stronę. Szkoda, bo po tej walce zasłużyliśmy na trochę lepszy wynik.
Opiekun MrGarden GKM-u wyjaśnił też brak w składzie Tomasza Golloba.
- Mieliśmy sześć sparingów i widziałem, co się dzieje z zawodnikami. Jedni nadają się tu, drudzy tam, więc tak wyszło, że był taki skład, a nie inny. Na razie Tomek po operacji nie jest w stu procentach sprawny, żeby jeździć na wyjazdach na ciężkich torach, dlatego decyzja, że zastąpi go Peter Ljung - mówił Kempiński.
- Szykowaliśmy się na bardziej przyczepny tor. Wiadomo, pogoda pokrzyżowała plany. Z początku udawało się nam lepiej wyregulować sprzęt. Wychodziliśmy lepiej spod taśmy i dowoziliśmy punkty. Później było już inaczej. Gospodarze znają wszystkie ścieżki i mimo wygranych startów potrafili mijać nas na trasie - przyznał Rafał Okoniewski z MrGarden GKM-u, który w sezonach 1999-2001 i 2009 reprezentował także gorzowski klub.