Mariusz Parkitny mariusz.parkitny@polskapress.pl

Spór o kontynuację Młodych Wilków. Szwedes: są inne groźne zwierzaki

Spór o kontynuację Młodych Wilków. Szwedes: są inne groźne zwierzaki
Mariusz Parkitny mariusz.parkitny@polskapress.pl

- Właściwie cieszę się, że panowie Żamojda i Job robią swoją wersję. Bo nie zepsują nam naszej historii - mówi Piotr Szwedes, aktor, filmowy Prymus z pierwszej części Młodych Wilków.

Wszystko było już dograne. Scenariusz, aktorzy, gaże, terminy. Kultowy dla niektórych film „Młode Wilki ” miał mieć swoją kontynuację. To miała być opowieść o starych i nowych bohaterach. Prymus (Piotr Szwedes) miał być prezydentem Szczecina, natomiast jego syn miał wplątać się w udział w nielegalnych wyścigach samochodowych.

Cichy (Jarosław Jakimowicz) miał ożyć po śmierci w pierwszej części, bo okazało się, że sfingował swoją śmierć i wyjechał do Australii. Jego prawdziwą tożsamość zdradziło zdjęcia na Facebooku. Cichy wraca do Polski i się zaczyna...

Ale taki scenariusz już nie jest aktualny. Film powstanie w Szczecinie, ale bez głównych bohaterów z pierwszej części. Na ich udział nie zgodzili się sponsorzy i producent. Chcą, aby nowy film był o nowym pokoleniu.

- W nowej produkcji nie zagra dwóch aktorów z pierwszej części: Jakimowicz i Szwedes. Musimy być lojalni wobec widzów, którzy oglądali pierwszą część. Tam „Cichy” ginie. Przywracanie go teraz do życia, byłoby zakpieniem z widzów. Zabili go i ma ożyć? To byłoby niepoważne

- mówił w „Głosie” Bogusław Job, producent kolejnej części „Młodych Wilków”.

Jarosław Żamojda, tak tłumaczył w „Głosie”, dlaczego potrzebni są nowi aktorzy:

- Dzisiaj mamy nowe pokolenie, które też ma problemy, ale innego typu niż to pokolenie z połowy lat dziewięćdziesiątych. Przez wiele lat wstrzymywałem się od tego tematu. Ale minęło już tak dużo czasu, że następne pokolenie mogłoby znaleźć swój portret na ekranie. Stąd pomysł na nowe „Młode Wilki 2017”. Nowa historia o nowym pokoleniu, które teraz wchodzi w życie.

Poniżej przedstawiamy rozmowę jaką przeprowadziliśmy z Piotrem Szwedesem, odtwórcą jednej z głównych ról w pierwszej części „Młodych Wilków”.

- Kolejna część Młodych Wilków będzie bez pana i Jarosława Jakimowicza. A jeszcze niedawno wydawało się, że wszystko jest dograne. O co poszło?

Piotr Szwedes: O co idzie, raczej. Scenariusz znaliśmy od dawna i nie był dla nas zaskoczeniem, bo pomagaliśmy go pisać ponad dwa lata. Powiem więcej, gdyby nie nasz upór, nie powstałby w ogóle. Mieliśmy tam swoje role. Pojawił się jednak producent i inwestorzy, którzy zaproponowali pieniądze na realizację. Proste. Postawili jednak warunek, że Jakimowicza nie będzie, a nas się zmarginalizuje, bo nie powinien to być film o nas, Młodych Wilkach, tylko o zjawisku dorastającej młodzieży... To naciągane. Skoro są jakieś Młode Wilki 2017, a są, ok, i nowe świeże twarze, to po co im stary tytuł. Nie ma to uzasadnienia w wersji, którą forsuje producent z reżyserem. Młodzi ludzie nie wiedzą, co to są „Młode Wilki”. Róbcie sobie film o młodych ludziach, ale nie nazywajcie tego „Młodymi Wilkami”. Jest tyle drapieżnych zwierząt na świecie. Jedno chcę podkreślić, scenariusz, który mamy w domu, opowiada nie tylko o nas, ale, akurat, łączy oba pokolenia. Nasze i naszych dzieci, właśnie wchodzących w dorosłość. Właśnie to było siłą tej wersji. Porównanie naszego świata z perspektywami obecnej młodzieży. I poszukiwaniu autorytetu. I w tym kierunku poszliśmy, daliśmy zgodę. Więc nieprawdziwe są informacje, że chcieliśmy zgarnąć wszystko. Że dopiero teraz będzie o młodych. Siła jest w kupie, że kolokwialnie to wyrażę.

- Po co im ten tytuł?
- Tytuł „Młode Wilki” to marka, która leżała na ulicy od 20 lat. Przekonywaliśmy długo Żamojdę, żeby się po nią schylił. Uwierzył najpierw nam, potem... już wiecie. Tytuł da sprzedaż. Ale to oznacza, że widz może poczuć się oszukany. Młodzi nie będą wiedzieć na co idą, a starsi widzowie, których, 40-letnie życie, według reżysera, nie jest ciekawe, pójdą, aby zobaczyć właśnie nas, po latach. Ponad dwadzieścia lat temu ci widzowie startowali razem z nami. Widzieli siebie na ekranie. Chcą zobaczyć co się z nami stało i porównać do swojej sytuacji. Otrzymujemy od nich setki postów, maili i sms-ów, że obecna sytuacja jest absurdalna, że to, co zrobiono to skok na tytuł, który ma sens, gdy są w nim Cichy, Biedrona, Skorpion i ja. Do tej pory nie przeszkadzało to reżyserowi, a nawet było jego warunkiem powrotu filmu po latach.

- Oprócz pana i Jakimowicza rezygnują ponoć kolejni aktorzy z pierwszej części filmu?
- Zrezygnował Zbigniew Suszyński, co jest naturalne w tej sytuacji. Etyka zawodowa tego wymagała. Rozmawiałem już z Pawłem Delągiem, który jeszcze próbuje swoich sił i podobno spotyka się z producentem. Ma nadzieję, że wskrzesi mit i historię grupy, bo nie wierzę, że jako aktor zawodowy pozwoli się tak potraktować i przyjąć cokolwiek, aby zagrać. I dać sprowadzić do ozdoby filmu. Nie tego.

- Pan zrezygnował w proteście przeciwko wycięciu Jakimowicza?
- Nie tylko. To jest sprawa wielopłaszczyznowa. Próbowano mnie w dyskretny sposób przekonać do pozostania, przekonując, że moja rola się nie zmieni, zachowana zostanie cała linia dramaturgiczna... słabe... powiedziałem, że nie ma sensu czekać, aż urodzą ten nowy scenariusz. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem, a pracuję w tym zawodzie od 20 lat, wymagać zgody bez scenariusza. Bez urazy, Panowie, powiedziałem, gdyby to był Woody Allen, to... ale nie jest. To powiedziałem im, że rezygnuję. Gdybym został, nie czułbym się dobrze. Mając dzieci, czego nauczyłbym ich taką postawą? Cholernego tumiwisizmu... nie patrz w dal, wal po szmal? Nigdy. Ten film nie będzie opowiadał o Młodych Wilkach, więc nie chcemy legitymizować tego przedsięwzięcia. Nie ma na to naszej zgody.

- Czym to się skończy? Na porozumie prawdopodobnie nie nie ma już szans.
- Wielką zawieruchą. Z drugiej strony może dobrze, że pewne mechanizmy zostały ujawnione. Mam nadzieję, że ludzie przekonają się, że nie każdego można kupić. Codziennie wychodzę na scenę w całej Polsce i chcę się kłaniać widzom patrząc prosto w oczy.

Żeby nie było, że teraz skończy się tylko na narzekaniu, patrzymy na to trochę szerzej, są plany. Zgłaszają się do nas osoby zainteresowane kontynuacją naszej historii, ludzie rzucili się do pisania scenariuszy. To zabawne, nie padło pytanie, że zacytuję klasyka: Pomożecie? A mimo to pojawiła się odpowiedź w sieci: Pomożemy! Właściwie cieszę się, że ci panowie Żamojda i Job, robią swoją wersję. Bo nie zepsują nam naszej historii. Dziękuję. Wie Pan co... już mi chodzi po głowie pomysł na film. Dokładnie o tym... co się działo przez ostatnie 2 lata, i o tym, jaki jest tego obecnie skatowany finał. I wcale nie będę protestować, że główne role zagra para dwóch 60-taków. Wierzę, że całą Polskę urzeknie ta historia. Oczywiście, z nami w tle. Tytuł? „Wszystko na sprzedaż ”. Wajda miał nosa. Mistrz.

Mariusz Parkitny mariusz.parkitny@polskapress.pl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.