Spalił żonę i dzieci. Dariusz P., podpalacz z Jastrzębia-Zdroju, prawomocnie skazany na dożywocie
Sąd Apelacyjny w Katowicach utrzymał w mocy wyrok dożywocia dla Dariusza P. z Jastrzębia-Zdroju
Jak można tak postąpić? - pytał sędzia Sądu Apelacyjnego w Katowicach Marek Charuza, patrząc prosto w oczy Dariusza P. Sędzia uzasadniał utrzymanie w mocy wyroku w sprawie mieszkańca Jastrzębia-Zdroju, skazanego przez sąd I instancji na dożywocie za zamordowanie z zimną krwią żony i czworga dzieci w maju 2013 roku.
Zginąć miał również 21-letni obecnie syn Wojciech, ale udało mu się wydostać z domu, który dla pozostałych członków rodziny okazał się śmiertelną pułapką. Prokurator Karina Spruś nie miała wątpliwości, że odpowiedzialny za tę zbrodnię jest Dariusz P., który podpalił dom, wcześniej uniemożliwiając rodzinie wydostanie się z niego. Oskarżony utrzymywał jednak, że nie ma z tym nic wspólnego. Odwołał się od skazującego wyroku i chciał uniewinnienia. Zarzut o podpalenie domu nazwał „fatalną hipotezą”.
Publikacja wyroku Sądu Apelacyjnego była zaplanowana na 21 listopada ubiegłego roku. Dzień wcześniej do sądu wpłynęło jednak pismo od firmy transportowej z Katowic, z którego wynikało, że w sprawie może być jeszcze jeden niezbadany dowód. Spółka, która jest właścicielem nieruchomości w Pawłowicach, gdzie Dariusz P. miał warsztat stolarski, komisyjnie przejęła budynek dopiero na początku listopada i odkryła, że jest tam jeszcze 5 komputerów. Zabezpieczono je, ponieważ stwierdzono, że na twardych dyskach mogą znajdować się dane istotne dla sprawy.
Wczoraj przed sądem zeznawał jeszcze syn Dariusza P. - Wojciech, który jako jedyny ocalał z pożaru. Sędzia Marek Charuza pytał go o komputery znalezione w listopadzie 2017 roku w budynku, w którym znajdował się warsztat stolarski Dariusza P. Na początek świadek stwierdził, że krępuje go obecność kamer i dlatego też sprzęt przedstawicieli mediów wyniesiono z sali. Wojciech P. podkreślał, że komputery przywiózł do budynku jesienią 2014 roku.
To, że sprzętu komputerowego nie było w warsztacie w maju 2013 roku, potwierdzili także zeznający wczoraj przed sądem policjanci oraz pracownicy spółki, która w 2015 roku przejęła teren, gdzie znajdował się warsztat. Sam Dariusz P. powiedział: - Pierwszy raz widzę te komputery.
Obrońca P., mecenas Eugeniusz Krajcer chciał jednak, by zbadano dyski twarde, oskarżyciele nie widzieli takiej potrzeby. Sąd odrzucił wniosek dowodowy, podkreślając, że analizowanie komputerów przedłużyłoby postępowanie, a nie pomogłoby w ustaleniu, czy w chwili wybuchu pożaru Dariusz P. przebywał w warsztacie.
Prokurator Karina Spruś poprosiła jeszcze o przesłanie odpisu protokołu z piątkowej rozprawy ze względu na to, że Prokuratura Okręgowa w Gliwicach prowadzi postępowanie w sprawie tworzenia fałszywych dowodów.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień