Smog. Kopciuszki i kopciuchy
Kampania na rzecz czystego powietrza jednoczy prawie wszystkich. Trudno się dziwić, bo przecież chodzi o zdrowie nasze i naszych dzieci. W obecnym kształcie ma też potężnych sojuszników: z jednej strony w postaci postępowych środowisk na czele z aktywistami proekologicznymi, z drugiej w możnych grupach interesu na czele z Gazpromem i jego polskimi kontrahentami. Sprawie sprzyjają też politycy, bo praktycznie niczego trudnego od nich nie wymaga i dla zyskania poklasku wystarczy im, że mnożą zakazy, w czym tak się lubują. Przeciwników nie widać albo są zbyt słabi.
Niestety, jednostronnie ukierunkowana kampania obrońców czystego powietrza nie tylko jest niesprawiedliwa, uderzając w najsłabszych, gdy inni „truciciele” uchodzą bezkarnie. Jest też szkodliwa dla naszego zdrowia, bowiem oddala w czasie rozwiązanie problemu. Wmawia się nam, że wystarczy wyeliminować domowe paleniska, żeby zniknęło zagrożenie pyłami zawieszonymi. Tymczasem może się okazać, że po ich wykluczeniu żadna radykalna poprawa nie nastąpi.
Na oko głównym winowajcą są domowe piece-kopciuchy. Wystarczy popatrzyć na dym z komina, widoczny zwłaszcza w fazie „rozruchu”, czyli przez te kilkanaście minut, zanim płomień w palenisku osiągnie pożądaną temperaturę. Potem dość pomnożyć efekt przez tysiące takich pieców w Krakowie. Do nieco innych wniosków prowadzi analiza danych z pomiarów. Zajrzałem na stronę Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska (WIOŚ) w Krakowie http://monitoring.krakow.pios.gov.pl/dane-pomiarowe gdzie można przejrzeć średnie pomiary stężenia pyłu zawieszonego (oraz innych zanieczyszczeń) na przestrzeni roku. Faktycznie w zimie rosną. Znamienne jednak, że w 2016 r. pod tym względem powietrze w Krakowie było gorsze w kwietniu niż w lutym czy w październiku. Z tego wynika, że albo w kwietniu znacznie więcej i/lub częściej palono w prywatnych „kopciuchach” niż w lutym, albo „kopciuchy” nie mają decydującego wpływu na jakość powietrza w Krakowie.
Dla jasności: gdy pozbędziemy się z miasta tanich i przestarzałych pieców węglowych, powietrze z pewnością zrobi się trochę czystsze, chyba że równocześnie przybędzie innych „trucicieli”. Nie dajmy sobie jednak wmówić, że tym samym problem zostanie rozwiązany i smog przestanie nam dokuczać. Trzeba znaleźć pozostałych - i prawdopodobnie głównych - winowajców. To oczywiście zadanie dla ekspertów. Osobiście wskazałbym na przemysł.
Warto też skorzystać z cudzych doświadczeń. Władze Paryża, Madrytu, Aten i miasta Meksyk uznały, że do wysokiego stężenia pyłu zawieszonego najbardziej przyczyniają się silniki wysokoprężne i postanowiły całkowicie zakazać używania pojazdów napędzanych „dieslem”. Do tego samego przymierza się Londyn. Jeśli wierzyć tamtejszym „zielonym” jakość powietrza jest tam znacznie gorsza niż w Krakowie, zaś silniki wysokoprężne odpowiadają za 40 procent zanieczyszczenia atmosfery i są winne przedwczesnej śmierci 9400 londyńczyków każdego roku (jak twierdzi tamtejsza organizacja Lekarze Przeciw Dieslowi, Doctors Against Diesel). Nawet jeśli przesadzają, to faktycznie „diesle” produkują znacznie bardziej dla nas niebezpieczne „pyły zawieszone” niż krakowskie piece-kopciuchy, bo emitują prawie wyłącznie te mikroskopijne, łatwo przenikające do płuc, o szkodliwych tlenkach azotu nie wspominając.
Kampania obrońców czystego powietrza jest niesprawiedliwa, bo uderza w najsłabszych
Krakowski magistrat, tak skory do zakazywania mieszkańcom opalanych drewnem kominków, powinien w pierwszej kolejności samemu sobie zakazać używania pojazdów z silnikami wysokoprężnymi. Jeśli nie można szybko wymienić wszystkich autobusów itp. na elektryczne, to przynajmniej na takie z silnikami benzynowymi. Należy też pomyśleć o zakazie wjazdu do Krakowa ciężkich pojazdów, bodaj w okresie zimowym. Poza tym w imię ograniczenia emisji pyłów od października do marca nie powinno się też prowadzić prac budowlanych i drogowych z użyciem ciężkiego sprzętu.
Wracając do sławetnych „kopciuchów”. Drodzy włodarze miasta i Małopolski! Zakazywanie ogrzewania węglowego w prywatnych domach to pójście na łatwiznę. Jeżeli naprawdę chcecie ludzi skłonić do wygaszenia palenisk, dostarczcie im do domów ciepło komunalne. Wymaga to większego wysiłku, ale da efekt. Będzie też sprawiedliwiej. Bo dlaczego koszty czystszego powietrza ma ponosić biedak w domku z „kopciuchem”, a właściciel mieszkania w śródmiejskiej kamienicy ma kłopot z głowy, bo dla niego skażenie produkuje elektrociepłownia?
Przy okazji warto też może rozprawić się z mitem podtruwania Krakowa przez ościenne gminy. To Kraków jest największym producentem zanieczyszczeń w regionie. Do tego dochodzi o niebo wyższa emisja z rur wydechowych pojazdów napędzanych dieslem. No i przemysł. Pomijając już Kombinat, popatrzmy na górujące nad miastem kominy elektrociepłowni. Tak, wiem, elektrociepłownia mają teraz nowoczesne filtry. Skoro jednak są one tak skuteczne, bardzo proszę o rozebranie tych wysokich a niepotrzebnych kominów, bo bardzo oszpecają panoramę.