Śmierć polskiej empatii, czyli dziwny jest ten świat
Co piąty pacjent nie przychodzi na umówioną wcześniej wizytę w placówce NFZ i nie ma nawet ochoty tego wcześniej zgłosić. Czytam to zdanie po raz piąty i nie mogę pojąć, jak to możliwe.
Każdy z nas powinien przecież wiedzieć, jak długie są kolejki do niektórych specjalistów i jak wielu ludzi niepotrzebnie cierpi, choć - jak się okazuje - mogliby cierpieć dużo krócej. Bywa nawet, że pacjenci nie przychodzą nie tylko na wizyty, ale nawet na zaplanowane zabiegi operacyjne. Brak słów...
Być może da się ten problem niedługo w pewnym stopniu rozwiązać, bo rząd planuje wprowadzić mandaty za nieusprawiedliwione nieobecności. Pomysły na kary są dość symboliczne - mają one wynosić nie więcej niż 50 zł. I tu najciekawsze. Największe oburzenie z tego pomysłu wyrażają... stowarzyszenia pacjentów. Tłumaczą one, że kolejki są długie, więc każdy może zapomnieć... Albo że pacjenci idą się leczyć prywatnie, a potem już nie myślą o chorobie... Jakoś nie widzę w tej argumentacji logiki. Już bardziej do mnie trafia, że ciężko im się do rejestracji w przychodni dodzwonić. Fakt, nie raz i mnie się to zdarzyło. Zapewne najprościej byłoby wprowadzić jakiś dostępny przez internet system, ale szczerze mówiąc, nie bardzo wierzę, że on zadziała. Są bowiem placówki, które przed wizytą wysyłają pacjentom przypominające sms-y oraz maile, ale i tak nikt na to nie reaguje.
Sądzę, że to wszystko jest symptomem jakiegoś szerszego zjawiska. Od dawna obserwuję w Polsce rosnący brak empatii i kompletne zamknięcie się na potrzeby innych (wystarczy spojrzeć na polityków). A wszystko to dzieje się w kraju ponoć od tysiąca lat chrześcijańskim...