Smecz towarzyski. Wybory 2020. Dama lata sama
"Rola pierwszej damy jest do gruntownego przeorganizowania, dziś toż to jest jedynie spełnienie mokrego snu ultrakonserwatysty o uświęconym podziale społecznych ról".
W pierwszej turze wyborów prezydenckich zagłosowałem nie na tego kandydata, na którego zamierzałem głosować. Nie było w tym pomyłki, hipnozy, nie zasłoniłem sobie przypadkowo maseczką oczu. Oddałem swój głos nastoletniej córce, w końcu to jej przyszły świat dziś urządzamy, a ona sama prawa wyborcze nabędzie dopiero za chwilę. Zagłosowałem, jak chciała. Jej wybór. Kandydat przepadł, ale ten głos ważył znacznie więcej niż zwykle, a przynajmniej tak lubię myśleć.
Jako ojcu dwóch córek towarzyszy mi przeświadczenie, że w dorosłość będą wchodzić w dziwnym czasie. Z jednej strony w takim, w którym zdrowy rozsądek porażają prądy myślowe XIX-wiecznej mizogini i obie będą musiały o swoje prawa wciąż walczyć, nawet o te już raz wywalczone. Z drugiej - to będzie też świat, w którym dziewczyny biorą sprawy w swoje ręce (spójrzcie na rozmaite młodzieżowe protesty, chłopaki w mniejszości). I zostają prezydent(k)ami, a nie pierwszymi damami.
O, najbardziej cieszę się właśnie z tego, że wyborów nie wygra Hołownia, bo gdyby wygrał, to uziemiliby jego żonę i nie mogłaby już śmigać MiG-iem 29. A historia kobiety, która przełamuje bariery (także dźwięku) i zostaje pilotem myśliwca wciąż jest jednak o wiele bardziej inspirująca niż historia konferansjera-dziennikarza, który zostaje prezydentem (i tym samym uziemia własną małżonkę). Ponadto przykładów, jak życiowo upupiająca może być przymusowa rezygnacja z pasji oraz zawodowej samorealizacji jest bez liku, pierwszy z brzegu, który przychodzi mi do głowy, to historia pewnej lubianej przez uczniów germanistki, którą pięć lat temu pozbawiono szansy na dalszą pracę z młodzieżą w liceum. Potem zamknęła się w sobie i od tego czasu ani me, ani źle, ani wunderbar.
Dlatego, pani Urszulo, niechaj osuszy pani mężowi łzy - przy prędkości jednego macha powinno pójść błyskawicznie - i dalej pilotuje myśliwce nie tylko ku chwale ojczyzny, ale przede wszystkim dla własnej frajdy. I w imieniu tych wszystkich kobiet, które w Polsce próbują się rozpędzić, ale czasem nie mogą, które muszą przełamywać bariery osobiste i środowiskowe, którym słabo się robi na widok samców polskiej prawicy, a czasem i lewicy.
Generalnie rola pierwszej damy jest do gruntownego przeorganizowania, dziś toż to jest jedynie spełnienie mokrego snu ultrakonserwatysty o uświęconym podziale społecznych ról. Dobra żona - mężowi korona. Kwiatek do kożucha, który po pięciu latach oceniany jest z perspektywy doboru garsonek, a bólu nie ukoi tu nawet pozytywna recenzja od Christiana Paula. Może oczywiście pierwsza dama być aktywna, może rzucać się w wir spraw społecznie istotnych, służyć mężowi cichą radą, ale jednak wiecie: nie dość, że hajsu za to nie dostaje, to jeszcze traktowana jest tylko jako dodatek ocieplający wizerunek głowy państwa. A kto w tej kampanii miał największe pojęcie o np. kwestiach wojskowych, od podszewki znał branżę? Otóż to - żona jednego z kandydatów.
I chyba najważniejsze - to głos kobiet będzie decydujący w drugiej turze.