Smecz towarzyski. Ustrojowy spacer po linie
"Jeżeli więc uznajemy, że rząd - jakikolwiek - może w różnych sytuacjach, choćby nadzwyczajnych, działać ponad prawem i wychodzić poza ustalone ramy prawnego porządku, to oznacza, iż przez 30 lat nie nie zrozumieliśmy demokracji".
W ostatni weekend polski rząd zmierzył się z problemem, który sam konsekwentnie od dłuższego czasu współkreuje - traktowania prawa w dość dowolny i wybiórczy sposób. W tym wypadku mieliśmy do czynienia z ujęciem tematu w sposób symboliczny, nie chodziło bowiem o twardą egzekucję przepisów, lecz raczej społeczną powinność i odpowiedzialność. „Zostańcie w domu” - zaapelował do rodaków minister zdrowia, jednocześnie nie wykluczając możliwości spacerów. Przez zostawioną nieopatrznie otwartą furtkę na bulwary, ulice, łąki wytoczyły się tysiące spragnionych wolności i słońca Polaków, rodzin, biegaczy, rowerzystów, co w sytuacji stanu epidemii nie było rozwiązaniem najszczęśliwszym. Westchniecie: „ot, polska natura” i pewne będziecie mieli rację, w końcu jej najbardziej wymownym przejawem jest nasz stosunek do przepisów ruchu drogowego, z ograniczeniem prędkości na czele.
Ta polska natura stanowi dziś jednak również krajowe prawo. Wciska się w rozmaite furtki, niektóre tworzy sama, forsuje rozwiązania na granicy lub wręcz pozostające daleko poza nią i poza konstytucją. Towarzyszące temu procesowi alarmujące głosy prawnych autorytetów są wyraźne i głośne, ale w magiczny sposób równoważą je opinie z kręgów rządowych, że nic istotnego w tej materii się nie dzieje, a jeśli już - to dzieje się samo dobro, troska o Polaków ponad wszystko. Obserwowaliśmy to już podczas wojny o sądy, z tym że wówczas dla większości obywateli był to spór całkowicie abstrakcyjny, dotykający zbyt skomplikowanej materii, a któremu na dodatek łatwo było nadać polityczny kontekst. Którym to kontekstem publika, może słusznie, się brzydzi. Dziś sytuacja jest inna, rozmaite specustawy, zapisy Tarczy Antykryzysowej dotyczą również praw obywatelskich (i nie, nie chodzi wcale ograniczenia w przemieszczaniu się).
Przyjmowane jest to z podobną jak wtedy obojętnością, nie licząc - znów - głosu ekspertów, konstytucjonalistów, profesorów prawa. Można by zrzucić to na karb polaryzacji, symetryzmu, działalności TVP, tudzież wszystkiego naraz, ale sprawa jest chyba mniej złożona. Z monitoringu reakcji na działania rządu, który przy okazji epidemii prowadzi własną grę, by do końca szachować konkurencję majowym terminem wyborów, wynika po prostu, że wielu z nas bliski jest pogląd wygłoszony ongiś przez Kornela Morawieckiego. „Prawo nie jest święte. Nad nim stoi dobro narodu”. A to pogląd wprost zezwalający na dłubanie w systemie bez używania systemowych narzędzi. Słowem: antydemokratyczny. Tym bardziej że pojęcie „dobra narodu” jest niedefiniowalne, czy też raczej: każdy człowiek, każda partia inaczej je rozumie.
Jeżeli więc uznajemy, że rząd - jakikolwiek - może w sytuacjach nadzwyczajnych działać ponad prawem i wychodzić poza ustalone ramy prawnego porządku, w których przecież zawarte są regulacje na momenty najgłębszych kryzysów, to oznacza, iż przez 30 lat nie nie zrozumieliśmy demokracji. I jesteśmy w stanie akceptować jakieś jej kadłubowe wersje oraz chodzenie na skróty, które bynajmniej nie przybliża nas do ustrojowego wzorca. Wręcz przeciwnie, prowadzi jedynie do nadużyć.
Akurat jest dobry moment, żeby się nad tym wszystkim zastanowić. Będzie na to czas, bo pamiętajcie: w ten weekend zostańcie w domu. Bez względu na to, co Wam w polskiej duszy gra.