Smecz towarzyski. Tomasz Komenda. (Nie) filmowa historia
Filmu o Tomaszu Komendzie raczej nie obejrzę. Z samolubnej troski o własne samopoczucie. Opuścić bezpieczną strefę komfortu potrafię na samą myśl o 18-letnim dramacie niesłusznie skazanego człowieka, więcej bodźców nie potrzebuję, a główne scenariuszowe wątki przecież znam. Każdy zna.
Ciekawość, czy polskie kino nauczyło się już opowiadać takie historie i czy słychać postęp w udźwiękowianiu krajowych filmów - ostatnio oglądałem przereklamowanego „Hejtera” i nie rozumiałem jednej trzeciej dialogów - przegrywa tym razem z lękiem. Lękiem przed opowieścią, której tragizm nie mieści się w głowie. No i boję się też trochę Piotra Trojana w głównej roli - to jest aktor totalny, z amerykańskim wykopem. Nie wiem, jak u niego z angielskim, ale jeśli dobrze, to w Hollywood by się raczej nie zgubił.
Wstęp mamy za sobą, tło narysowane. To teraz coś spoza filmowego kadru. Komenda z więzienia wyszedł w maju w 2018 roku. Przez ten czas państwo nie zrobiło w zasadzie nic, żeby pomóc dotkliwie skrzywdzonemu przez siebie obywatelowi, media na różne sposoby monetyzowały jego historię, wszyscy załamywali ręce nad jego losem, tymczasem on sam musiał pracować w myjni samochodowej, w której był traktowany jak wabik na klientów.
I to jest chyba rzecz, która w głowie nie mieści mi się jeszcze bardziej niż niesłuszny wyrok - niestety, nie pierwszy i nie ostatni, sami Amerykanie filmów o takich sprawach zrobili u siebie setki, a materiału mają na drugie tyle.
Przez niespełna dwa i pół roku nie udało się załatwić sprawy odszkodowania - rekordowego, ale należącego się Komendzie jak pensja ministrowi sprawiedliwości. Choć może porównanie kiepskie - to przecież w zreformowanym przez Zbigniewa Ziobrę sądzie ślimaczy się ta w gruncie rzeczy prosta sprawa. Wystarczy pochylić głowę, posypać popiołem, przeprosić i wypłacić bez mrugnięcia okiem 19 milionów złotych. Bulwersujący jest też fakt, że nawet jeśli tyle musi trwać tworzenie opinii przez biegłych, że nadeszła pandemia, i wystąpiły dziesiątki innych ważnych powodów nieprzyzwoitego opóźnienia, państwo nie stworzyło dla Komendy żadnej sensownej oferty wsparcia. Nie zrobiły też tego prywatne instytucje. Z jednej strony jego dramatyczną historią żył cały kraj, płakano i wzruszano się, gdy wychodził z więzienia, z drugiej wrzucono go do systemu jak pierwszego lepszego zwolnionego z pudła.
I znów Komenda sam musiał opowiedzieć swoją historię, o upokorzeniach życia na wolności, żeby ktoś wyciągnął do niego rękę. Do pracy w swojej fundacji zaprosili go znani fanom motoryzacji bracia Collins i warto ten fakt podkreślać. Bo to reprezentanci celebryckiego świata wykonali gest, na jaki Komenda nie mógł się doczekać znikąd od ponad dwóch lat.
Na filmie popłaczemy i powyjemy z wściekłości, może nawet poruszony minister Ziobro ogłosi projekt jakiejś ustawy o niesłusznie skazanych (jeśli jeszcze będzie w rządzie oczywiście), ale znów - ostatnich dwóch lat się nie cofnie. Podobnie jak poprzednich 18.