Smecz towarzyski. Światy równoległe istnieją
Nie było jeszcze na ten temat publikacji naukowych, nikt nie ogłosił przełomu na miarę kopernikańskiego przewrotu, ale można to już stwierdzić oficjalnie: istnieją przynajmniej dwa światy równoległe. Dowód udało się przeprowadzić w Polsce (duma!), choć Nobla z tego raczej nie będzie. Jak wiele ważkich odkryć, to również zdarzyło się niejako przez przypadek.
Mało tego, nie trzeba wierzyć na słowo, nie trzeba prenumerować „Science”, przekonać się o tym można we własnym domu. Do przeprowadzenia eksperymentu potrzebne są trzy rzeczy: stan zagrożenia epidemicznego, telewizor z włączoną transmisją konferencji prasowej polskiego rządu oraz podpięte do internetu urządzenie elektroniczne (telefon, tablet, komputer) z ustawioną bieżącą relacją z wydarzeń w kraju. Poleca się uprzejmej uwadze tę na stronie gazetakrakowska.pl, ale sprawdzi się też każda inna.
W jednej rzeczywistości, tej telewizyjnej, sytuacja jest opanowana jak minister zdrowia Łukasz Szumowski. Jesteśmy na główne uderzenie koronawirusa gotowi, wyznaczamy - co podkreśla ochoczo w każdym wystąpieniu premier Mateusz Morawiecki - europejskie trendy w ustawianiu antywirusowych zasieków, generalnie Polacy są bezpieczni i zaopiekowani jak złoto w Fort Knox. Do drugiej rzeczywistości przenosimy się przy pomocy jednego kliknięcia. W niej wystarczyło kilka dni, aby szpitale zaczęły wystosowywać rozpaczliwe apele o pomoc. Brakuje personelu i podstawowego sprzętu, o specjalistycznym nie wspominając. W Krakowie kryzys wywołało raptem pięciu chorych i niespełna 30 hospitalizowanych.
W jednej rzeczywistości minister Szumowski jest mężem stanu, twarzą (coraz bardziej zmęczoną, co ma swój urok) walki z zarazą i liderem rankingów zaufania. W drugiej, tej w której ludzie skrzykują się do szycia maseczek ochronnych, pojawiają się pytania, gdzie minister Szumowski - i polski rząd - był przez poprzednie miesiące. Bo polskie szpitale na koronawirusa od logistycznej, materiałowej i finansowej strony przygotowane jak nie były, tak nie są. Argumenty, że nie dało się przewidzieć skali zagrożenia, radzę ignorować. Ekspertom, ministrom zwłaszcza, płaci się za skuteczne przewidywanie ryzyka i ograniczanie skutków kryzysu. W polskiej polityce jednak próżno szukać planujących więcej niż dwa ruchy do przodu. Zresztą dziś już wszyscy wiemy, że niedawna dyskusja o dwóch miliardach dla TVP powinna wyglądać zupełnie inaczej. Powiedzieć o krótkowzroczności rządu - i opozycji też, bo nie onkologię powinna rzucać na stół w tym przetargu - to nie powiedzieć nic.
W jednej rzeczywistości procedury działają bez zarzutu, służby chodzą jak w zegarku. W drugiej, wciąż widać tekturowe państwo, w którym procedury wytwarzane są w chaotycznym biegu.
W jednej rzeczywistości dominuje troska o przedsiębiorców i pracowników, w drugiej - wychodzą lata zaniedbań w regulacjach na rynku i w prawie pracy, przekleństwo umów śmieciowych.
W jednej rzeczywistości płynnie przechodzimy na e-nauczanie, w drugiej - coś takiego jest mrzonką, nie do zastosowania na powszechną skalę.
Stąd bierze się pytanie, na które nikt nie jest w stanie dziś odpowiedzieć, a które spędza mi ostatnio sen z powiek: w jakiej rzeczywistości obudzimy się za kilka miesięcy?