Smecz towarzyski. Narodowa sztuczna inteligencja i polskie układy nie do końca scalone
Na zorganizowanej tydzień temu w Krakowie konferencji Impact’18, poświęconej cyfryzacji, innowacjom, jednym słowem - przyszłości, premier Mateusz Morawiecki przedstawił Polskę jako kandydata na światowego tygrysa nowych technologii. Z bogatych planów, które z werwą kreślił, wynikało, że w Dolinie Krzemowej mogą już obawiać się utraty swojego elitarnego statusu, bo my wcale nie zamierzamy poprzestać na milionie elektrycznych aut. Stawiamy na rozwój. Przepraszam: e-rozwój.
I to jest, co do zasady, słuszna koncepcja. Gdyby idee premiera, prezentowane przezeń z pasją i wiarą, acz bardzo ogólnikowo, udało się przekuć w informatyczny czyn, zadowoleni byliby nie tylko ludzie z branży i hojnie dotowane ośrodki badawcze. Diabeł, jak zwykle, tkwi jednak w szczegółach. Konferencja się skończyła, w Polskę gminna wieść poniosła, że za chwilę za pomocą polskiego smartfona będzie można obsługiwać e-oborę (wszystko na polskich podzespołach) z polskimi e-krowami.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień