Smecz towarzyski. Metoda na wnuczkę, czyli deformowanie rzeczywistości
Strefa wolna od chrześcijaństwa. Nalepki tej właśnie treści należałoby przylepiać tuż obok tych, które ogłaszają dowolny lokal, powiat czy gminę strefą wolną od LGBT.
Nie chodziłoby w tym wypadku o piętnowanie chrześcijan i tworzenie terytoriów dla nich zakazanych, wręcz przeciwnie. Byłaby to dla nich pomocna, turystyczna informacja, że w tym konkretnym miejscu stosuje się rozwiązania sprzeczne z wyznawanymi przezeń wartościami. Że, owszem, jakaś forma podobna do ich religii jest tutaj silnie obecna, ale jednak w karykaturalnej, pogańskiej wersji, dotkliwie niekompatybilna z przykazaniem miłości.
Sieć stref wolnych od LGBT, a gdzieniegdzie od LGDT, bo radni bywają tak bezrozumni, że często nie rozumieją za czym lub przeciwko czemu głosują, pokryła już Polskę - jak ktoś wyliczył - w trzydziestu procentach.
W sumie - przywitaliśmy to wzruszeniem ramion. W jednej trzeciej kraju zaczynają bawić się w wesołą rekonstrukcję podpalania stodoły, a tu stanem dominującym jest obojętność.
Większość traktuje to zjawisko jako nieszkodliwy folklor. To również o tym, a może przede wszystkim o tym, mówił Marian Turski, więzień Auschwitz, w poruszającym przemówieniu na obchodach wyzwolenia niemieckiego obozu zagłady.
„Strefy wolne” to nie poglądy. To choroba.
Żyjemy w nieszczęsnych czasach odwracania pojęć. I to w stopniu tak niezrozumiałym, że rośnie liczba wyznawców teorii płaskiej Ziemi. Dlaczego wierzą w te brednie? No bo kto im zabroni? Ten argument to jądro współczesnego świata, zgrzewanego lawą ignorancji i zwykłej bezczelności.
Ostatnio we Włoszech, gdzie już znów coraz mniejszy wstyd być antysemitą, zdarzyła się taka historia: senator Liliana Segre, ocalała z Auschwitz, przewodnicząca komisji ds. walki z uprzedzeniami, ostro skrytykowała pomysł, by jedną z ulic Werony nazwać na cześć Giorgio Almirantego. Starego faszysty, polityka, sekretarza redakcji periodyku pod osobliwym tytułem „Obrona rasy”. Odpowiedziała jej Alessandra Mussolini, była eurodeputowana, koalicjantka Berlusconiego, wnuczka Duce. „Osoba z komisji, która ma chronić i okazywać szacunek, nie powinna podsycać nienawiści przeciw faszyzmowi” - oświadczyła.
To zdanie to złoto. W nim zaklęty jest dzisiejszy świat. Jeszcze raz: faszystka domaga się szacunku dla swoich faszystowskich poglądów od osoby, która cudem nie stała się jedną z sześciu milionów żydowskich ofiar faszyzmu. Garść psychotropów nie wystarczyłaby normalnemu człowiekowi, żeby coś takiego wymyślić. A właśnie z takiego deformowania rzeczywistości, oswajania starych (i nowych) demonów wziął się brexit, Trump i weźmie się wszystko to, co jeszcze przed nami. Również na naszym podwórku.
Jeden z włoskich dziennikarzy odpowiedział Mussolini: „Możesz wygadywać takie głupoty tylko dlatego, że ktoś wyzwolił ten kraj spod władzy twojego dziadka”. Celnie, złośliwie, tyle że intelekt wciąż przegrywa w tym starciu. Metoda na wnuczkę działa we Włoszech bez zarzutu. I nie tylko tam. Przecież „strefy wolne” to też nic innego jak silne echo dawnych, chorych idei.