Smecz towarzyski. Kolejne upadki cywilizacji
Z symboli i symboliki mocny nie jestem. Płonąca katedra Notre Dame nie wywołuje we mnie metafizycznych refleksji, raczej ciekawość gapia zainteresowanego szczegółami akcji gaśniczej. Gdyby jednak cywilizacja łacińska miała się zawalić z powodu jednego spalonego kościoła - tudzież takowy miałby być widomym znakiem jej upadku - nie przetrwałaby już wypraw Wikingów w IX wieku. A jednak się udało, co zdaje się umknęło internetowym wieszczom i niektórym politykom, komentującym na - nomen omen- gorąco wydarzenia z Paryża.
Dziennikarzom oraz zaangażowanym publicystom, wprawionym w dokonywaniu wnikliwych analiz w dwustu znakach, fatalistyczny ton i kreślenie wizji płonącej Europy wybaczyć można, nawet jeśli dach Notre Dame zapalił się od niedogaszonego peta. Pokusa pisania dwuzdaniowych aktów strzelistych pod wpływem silnych emocji, a czasem czegoś więcej, jest trudna do przezwyciężania, a wstrzemięźliwość w ferowaniu opinii to cecha w dobie mediów społecznościowych nieistniejąca. Nie sprzyja ponadto zwiększaniu zasięgów.
Gorzej, gdy podobnym namiętnościom ulegają politycy i również nie wahają się wskazać magicznej korelacji między żywiołem trawiącym zabytkową więźbę a rzekomym moralnym upadkiem zachodnich krajów Starego Kontynentu. Nawet jeśli jakimś cudem w to wierzą, to akurat w dyplomacji uleganie emocjom jest wyjątkowo niewskazane.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień