Ślisko! A chodniki w Chojnicach posypane w kratkę
Wczoraj trudno było utrzymać równowagę na chodniku.
To była ślizgawka, jakiej tej zimy chyba jeszcze nie było!
- Szłam do pracy ulicy Żeromskiego, trzymając się płotu - skarży się jedna z chojniczanek. - Boczne ulice to w mieście tragedia!
Faktycznie. Polbrukowe chodniki spowijała wczoraj rano cienka warstewka lodu, mżyło.
Chodzenie po takiej nawierzchni wymagało sporej uwagi, a przy mało przyczepnych podeszwach o upadek nie było trudno.
- Najgorzej jest na wysepkach - żaliła się jedna z mieszkanek. - Nie wiem, czy one są zrobione z jakiejś innej kostki, ale tam jest okropnie ślisko. Można się połamać...
Przed 8 w okolicy Szkoły Podstawowej nr 3 wypatrzyliśmy panie w pomarańczowych kamizelach, które łopatami doprowadzały chodnik do ładu. Nieco później na Dworcowej przejechał wóz posypujący chodniki mieszanką piasku i soli. Koło „Perfumerii” właściciel sklepu sam posypywał piaskiem.
- Nie tylko na chodnikach jest masakra - mówił spotkany przez nas na Piłsudskiego chojniczanin. - Na jezdniach też jest szklanka. Jechałem z Kamienia, a tam jakiś wóz na drzewie.
- Służby zostały postawione w pogotowie skoro świt - tłumaczy Jarosław Rekowski, dyrektor wydziału komunalnego w ratuszu. - Od 5.30 mieliśmy sygnały od straży miejskiej, że mimo dodatnich temperatur jest bardzo ślisko. Ruszyliśmy na chodniki i na jezdnie. Tak jak z asfaltem dajemy radę, tak z polbrukiem jest tragedia. Na dodatek nie wszystkie chodniki są w gestii miasta, a gdy właściciel posesji patrzy przez okno, to nie widzi gołoledzi.
Rekowski podkreśla, że służby będą na drogach i na chodnikach „do upadłego”, a pogoda nie sprzyja ich działaniom.
Pytamy, czy w ratuszu rozważano pomysł, by to miasto wzięło na siebie wszędzie odśnieżanie chodników. Bo wtedy nie byłoby takich sytuacji, że część traktu jest odśnieżona, a część nie. Po drugie - dla osób starszych i samotnych, tam, gdzie w domu zostaje tylko kobieta w podeszłym wieku, odśnieżanie może być czynnością karkołomną. A co zrobić, gdy nie ma się na podorędziu członków rodziny skłonnych do pomocy i gdy nie nawinie się nikt chętny do takiej usługi za niewielkie pieniądze?
- Na pewno byłoby nam łatwiej sprzątać - mówi Rekowski. - Gdzieś w Polsce taka inicjatywa była, ale jak przyszło do wprowadzenia opłaty, to już mniej chętnie się ludzie na to chcą zgodzić...
- Kiedyś dyskutowaliśmy o tym - przypomina sobie Antoni Szlanga, szef komisji komunalnej rady miejskiej. - Ale chętnie do tego wrócę na mojej komisji. Może rzeczywiście to dobry pomysł.