Śląskie szpitale w filmach. Nawet z dziewczyną Bonda
„Dolina Bogów" to najnowsze przedsięwzięcie wybitnego reżysera Lecha Majewskiego z obsadą wprost z Hollywood. W filmie zagrają m.in. John Malkovich, Josh Hartnett, Bérénice Marlohe. Zdjęcia do filmu powstają w Muzeum Śląskim, Pałacu Dietla w Sosnowcu oraz w kompleksie pałacowym w Pszczynie. Film jest reklamowany jako baśń dla dorosłych i opowiada historię najbogatszego człowieka na świecie, Wesa Taurosa, którego postać odtwarza Malkovich.
Dziewczynie Bonda z filmu „Skyfall”, Francuzce Be-renice Marlohe, szpitalna rzeczywistość nie jest obca. Jej ojciec jest wszak lekarzem. Zatem z pełnym profesjonalizmem wzięła udział w scenie kręconej w... Górnośląskim Centrum Medycznym w Katowicach-Ochojcu, gdzie trafiła ekipa Lecha Majewskiego, który przygotowuje kolejny film skazany na sukces, a więc „Dolinę Bogów”. Tym razem w epizodzie zagrała sala operacyjna z GCM, a główne role statystów odegrali dr Jakub Żmudzki oraz dr Tomasz Bolkowski, chirurdzy z Oddziału Chirurgii Ogólnej, Naczyń, Angiologii i Flebologii. „Casting” odbył się błyskawicznie. Na wieść, że staną się gwiazdami też - jak Berenice - zareagowali z profesjonalizmem, choć rzeczywistość przeszła ich wyobrażenia. - Myśleliśmy, że będzie rach-ciach, a tu scena trwała kilka godzin, znacznie dłużej niż trwałaby rzeczywista operacja - śmieje się dr Bolkowski. Ma nadzieję, że w ostatecznej wersji, podczas montażu, ich nie wytną, bo scena w końcu jest ważna i z niecierpliwością czekają na premierę filmu. Zwłaszcza że ekipa Majewskiego chwaliła ich aktorskie zdolności. - Były zaledwie trzy duble, a sala operacyjna idealna do ujęć - dodaje dr Żmudzki. - Chociaż z „dziewczyną Bonda” nie było czasu na dłuższą rozmowę, to pogadaliśmy z reżyserem. Nie wiem, ile mogę zdradzać ze scenariusza, ale na stole operacyjnym leżał aktor - młody chłopak. Zabieg zaś, jaki wykonaliśmy na niby, niech będzie dla widzów niespodzianką. My przeżyliśmy świetną przygodę z wielkim światem, z którym na co dzień nie mamy przecież do czynienia - dodaje skromnie dr Żmudzki.
Choć GCM zagrało tylko epizod, to szpitalne wnętrza od dawna odgrywają ważną rolę w produkcjach filmowych. Furorę robią seriale medyczne. Przez lata niedościgłym wzorem designu szpitalnego schyłku komuny był megahit „Szpital na peryferiach”. Wszyscy Polacy zazdrościli Czechom, że mogą się leczyć w tak nowoczesnych wnętrzach. Oczywiście scenografia tego filmu również była dziełem sztuki specjalisty, bo rzeczywistość szpitalna u naszych południowych sąsiadów, mimo iż na wyższym poziomie, to zwykle nie odbiegała od naszej. Choć trzeba dodać, że akurat stojące węglem i stalą dawne województwo katowickie, wznosiło szpitalne hipernowoczesne kolosy, jak choćby ten w Ochojcu. (Co ciekawe, sceny do filmu „Bogowie” o charyzmatycznym kardiochirurgu, prof. Zbigniewie Relidze, nagrywano w warszawskim Szpitalu Wolskim, gdyż jego siermiężne wnętrza bardziej pasowały do epoki niż Śląskiego Centrum Chorób Serca).
Już po 1989 r., gdy infrastruktura w ochronie zdrowia zdążyła się zestarzeć, wyobrażeniem ideału nowoczesnej placówki ochrony zdrowia stał się fikcyjny szpital w Leśnej Górze, główne miejsce akcji popularnego medycznego serialu „Na dobre i na złe”. Początkowo rzeczywiście sceny operacji kręcono w prawdziwych szpitalnych wnętrzach, ale później (serial ciągnie się już 17 lat) na potrzeby filmu „zbudowano” szpital i gabinety lekarskie w hali filmowej w Falenicy, w budynku dawnej huty szkła. Także hit TVN „Lekarze”, który wypromował Toruń, był nagrywany w zabytkowej hali wystawowej, „grającej” szpital Copernikus. Rodzime medyczne seriale już zaczęły przypominać amerykański „Ostry dyżur”, chociaż akurat w tym serialu znacznie bardziej - przynajmniej kobieca widownia - skupiała zainteresowanie na George’u Clooneyu (grającym dr. Douga Rossa), niż na wyposażeniu szpitala.
Teraz, gdy odwiedzamy bliskich w odnowionych szpitalach, jesteśmy zdumieni smakiem w aranżacji wnętrz, bo wyglądają jak serialowe. Nad kolorystyką czuwają fachowcy. Ważne są takie szczegóły jak np. umieszczenie obok numeru pokoju specjalnego symbolu serduszka czy trójkąta, by chory łatwiej zapamiętał, gdzie leży. (Tak jest np. na oddziale chirurgii naczyniowej w Uniwersyteckim Centrum Medycznym w Katowicach-Ligocie). Wojewódzki Szpital św. Barbary w Sosnowcu ma utrzymane w bardzo eleganckim stylu pokoje dla VIP-ów. Coraz trudniej dziś - choć, niestety, jeszcze się zdarza - trafić do gabinetu rodem z serialu „Doktor Ewa”, który można śmiało nazwać przodkiem dzisiejszych produkcji. Ale na szczęście tylko przed szpitalem „Daleko od noszy”, parodią medycznych seriali, stoi znak: Zakaz wjazdu. Oczywiście nie dotyczy dr. Kidlera.