Śląski alfabet zbrodni: P jak partyjka z bestią
W 2001 roku, kiedy ta historia się wydarzyła miał 35 lat. Prawie połowę z nich spędził za kratkami. Dwa lata po odsiedzeniu wyroku za morderstwo znowu zabił. Skazano go na dożywocie. O przedwczesne wyjście na wolność będzie mógł się starać za około 10 lat. Czy bestia znowu w nim się odezwie?
Roman G. urodził się w 1966 roku w Miasteczku Śląskim. Nie miał łatwego dzieciństwa. W bardzo młodym wieku zaprzyjaźnił się z nieodpowiednimi ludźmi. Nie stronił też od alkoholu. Nie miał nawet 20 lat kiedy zabił po raz pierwszy. Ofiarą była sąsiadka. Skazano go na 15 lat, odsiedział — 11 (od 1 listopada 1988 roku). Wyszedł na wolność 25 marca 1999 roku. Dwa lata później zabił ponownie. To była ohydna zbrodnia. Zanim zadał ostateczny cios — okrutnie torturował i gwałcił ofiarę.
Roman G. lubił wypić. Jak wpadał w ciąg, nie trzeźwiał przez kilka dni. Tak było i tym razem. Ostre picie zaczął 29 czerwca 2001 roku. W czwartym dniu "zalewania robaka" pojawił się w tarnogórskim barze "Pod topolami". Raczył się piwem, kiedy dosiadła się do niego Domicela T. i jej dwie koleżanki.
— Po kilku godzinach wspólnej konsumpcji Roman G. zasugerował Domiceli, aby przenieśli się do parku. Kiedy siedzieli na trawie kobieta czymś go zdenerwowała. Dostała pięścią w twarz i przewróciła się. Prawdopodobnie straciła przytomność. Pijany mężczyzna rozerwał na niej ubranie i zaczął ją uderzać w klatkę piersiową i brzuch szyjką stłuczonej butelki. Następnie brutalnie ją zgwałcił. Zwłoki ukrył w krzakach — opowiadał Dziennikowi Zachodniemu przed laty prok. Leszek Goławski z Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach.
Mężczyzna przeszukał torebkę denatki. Znalazł w niej karty. Rozłożył je na trawie i zaczął grać sam ze sobą. Gdy się znudził zabrał pieniądze oraz paszport zamordowanej i uciekł. Poszedł do siostry, gdzie się przebrał. Aby umknąć przed wymiarem sprawiedliwości wyjechał do Warszawy.
Zakrwawioną odzież oraz paszport Domiceli T. znaleziono na rampie kolejowej. Śledztwo doprowadziło policjantów na trop Romana G. Został zatrzymany. Przyznał się do zabójstwa. Stwierdził jednak, że nie zgwałcił kobiety.
— Urwał mi się film. Dostałem białej gorączki. Pamiętam, że zadałem rozbitą butelką kilka ciosów: może pięć, może sześć. Rozebrałem Domicelę, bo chciałem ją upokorzyć. Bardzo mnie wkurzyła. Nie pamiętam, co się działo dalej. Wiem tylko, że grałem w karty — zeznawał podczas przesłuchania.
Romana G. badali psychiatrzy. Orzekli, że nie cierpi na niedorozwój umysłowy. W chwili popełniania przestępstwa był w pełni świadomy swoich czynów.
— Sąd orzekł w tej sprawie dożywocie. Adwokat Romana G. odwołał się od tej decyzji, twierdząc, że wyrok jest zbyt surowy. Sąd Apelacyjny uznał, że dożywocie jest sprawiedliwym wyrokiem, gdyż w tym przypadku nie ma szans na resocjalizację. Od wyjścia z więzienia po odbyciu kary za pierwsze zabójstwo, do popełnienia drugiego upłynęły zaledwie dwa lata — wyjaśniał prok. Leszek Goławski.
Decyzja Sądu Apelacyjnego oznacza, że Roman G. o przedwczesne zwolnienie będzie mógł starać się dopiero po 25 latach odsiadki, czyli za około 10 lat. Będzie wówczas miał ponad 60 lat, z czego grubo ponad połowę spędzoną za kratkami. Czy bestia znowu się w nim odezwie?