Skok stulecia Swarzędzu: Grzegorz Ł. staje przed sądem. Miał być mózgiem kradzieży 8 milionów złotych
Grzegorz Ł., nazywany „mózgiem” i liderem skoku stulecia, podczas którego fałszywy konwojent ukradł 8 mln zł w Swarzędzu, stanie we wtorek przed sądem. Do tej pory, oprócz niego, wyroki skazujące usłyszeli już wszyscy członkowie grupy odpowiedzialnej za kradzież.
Takiej kradzieży w historii Wielkopolski jeszcze nie było. A wszystko zaczęło się jeszcze kilka miesięcy przed planowanym skokiem. W spisku uczestniczyło kilku mężczyzn. „Twarzą” całej operacji był Krzysztof W., lecz głównym pomysłodawcą miał być Grzegorz Ł. z Adamem K. Ten pierwszy był wiceprezesem firmy ochroniarskiej, zaś Adam K. był jego bliskim przyjacielem. Obaj znali się od lat, a na początku lat 90. wspólnie wstępowali do policji. Mimo że potem ich drogi zawodowe się rozeszły, prywatnie nadal pozostawali w kontakcie. Podczas jednego ze spotkań w 2014 roku Grzegorz Ł. powiedział Adamowi K., że istnieje możliwość zdobycia dużej sumy pieniędzy bez użycia broni.
– Chodziło o to, by w prosty sposób przejąć pieniądze ładowane do bankomatów. Mówił, że potrzebny jest do tego jakiś człowiek zatrudniony w Servo na podstawie fikcyjnych dokumentów, który w ramach swojej pracy przewoziłby pieniądze z banku do bankomatów, a w pewnym momencie odjechałby z nimi samochodem – zeznawał potem w prokuraturze Adam K.
Fałszywy konwojent kradnie ponad 8 mln zł
Przez długi czas w sprawie kradzieży nie wiele się działo, bo mężczyźni wciąż nie mieli kogoś, kto wykonałby „brudną robotę” i
wcielił się w rolę fałszywego konwojenta. Wszystko zmieniło się na przełomie 2014 i 2015 roku. Wtedy do akcji wkroczył Marek K., znajomy Adama K., który znał również Grzegorza Ł. To on zaproponował, by fałszywym konwojentem został Krzysztof W., który borykał się wtedy z dużymi problemami finansowymi i podjął się zadania.
Czytaj też: Najgłośniejsze sprawy kryminalne w Wielkopolsce. Sprawdź, czy je pamiętasz
Przez następne tygodnie mężczyzna całkowicie zmienił swój wizerunek. Zapuścił brodę i zafarbował ją na czarno, przytył oraz ogolił głowę. W kwietniu 2015 roku rozpoczął pracę w firmie ochroniarskiej Servo a już w maju został przeniesiony do poznańskiego oddziału firmy. Niedługo później do akcji został zwerbowany też Dariusz D., który miał pomagać przy przeładunku pieniędzy.
Dzień kradzieży wyznaczono na 10 lipca 2015 roku. Tego dnia Krzysztof W. miał być dowódcą konwoju, zaś kierowcą Jan M.
– Poprosił mnie, czy mógłbym chodzić z torbami do bankomatów, a on byłby kierowcą. Poinformowałem o tym kierownika i zgodziłem się
– opowiadał po zdarzeniu policjantom Jan M. Kiedy bankowóz podjechał przed bank PKO BP w Swarzędzu, dwóch konwojentów wyszło z pojazdu z pieniędzmi. Po ich powrocie, auta już nie było. Krzysztof W. odjechał z pieniędzmi w ustalone wcześniej miejsce, gdzie mężczyźni podzielili między siebie większość pieniędzy. Łącznie ukradli ponad 8 mln zł.
Śledczy przez długie miesiące nie mogli wpaść na żaden trop złodziei. Wszystko zmieniło się dopiero, gdy żona Adama K. wpłaciła na swoje konto 250 tys. zł. Dzięki temu policja dotarła do pierwszego ze złodziei. A potem ruszyła lawina. Adam K. dokładnie opisał przebieg kradzieży, dzięki czemu zatrzymano kolejnych mężczyzn, w tym Krzysztofa W. Na wolności pozostawał jedynie Grzegorz Ł., który uciekł już wtedy z kraju.
W lipcu 2017 roku łódzki Sąd Okręgowy skazał czterech mężczyzn na kary więzienia. Od wyroku odwołała się zarówno obrona, jak i prokuratura. Ostatecznie w czerwcu 2019 roku Sąd Apelacyjny w Łodzi wydał prawomocny wyrok skazując Krzysztofa W. na 8 lat i 2 miesiące więzienia, Adama K. na 6 lat i 2 miesiące więzienia, Marka K. na 7 lat więzienia oraz Dariusza D. na 6 lat więzienia.
Miesiące poszukiwań, koniec na Ukrainie
W tym czasie za kratkami, w areszcie, przebywał już także Grzegorz Ł. Tuż o kradzieży mężczyzna uciekł z kraju i ukrywał się przed policją. Chociaż śledczy robili co mogli, przez długi czas nie byli w stanie wpaść także na jego trop. Grzegorz Ł. pozostawiał za sobą fałszywe ślady np. publikując zdjęcia na portalach społecznościowych z Niemiec. Tymczasem w praktyce ukrywał się na Ukrainie.
W listopadzie 2017 roku śledczy dopięli swego i zatrzymali Grzegorza Ł. za naszą wschodnią granicą. Wytropieniem mężczyzny zajęli się tzw. „łowcy głów”, czyli policjanci z poznańskiej specgrupy zajmującej się jedynie poszukiwaniem ukrywających się przestępców.
W październiku 2018 roku Grzegorz Ł. został przetransportowany do Polski. Dwa miesiące później zeznawał jako świadek w procesie wspólników. Twierdził wtedy, że jest niewinny, nie ukrywał się przed policją, legalnie wyjechał
na Ukrainę i że nie wszyscy uczestnicy skoku, którzy podzielili się gotówką, są wśród oskarżonych. Mimo tego jeszcze w grudniu 2018 roku prokuratura skierowała do sądu przeciwko niemu akt oskarżenia.
Jego proces rozpocznie się we wtorek w łódzkim Sądzie Okręgowym. Podobnie jak w przypadku pozostałych oskarżonych podjęto taką decyzję ze względu na fakt, że większość świadków na co dzień mieszka w Łodzi.