Sklepowy bandzior już jest w rękach policji
W poniedziałek, 10 kwietnia, po 19.00 rabuś napadł z bronią na Żabkę przy ul. Szwoleżerów. Wczoraj przed południem już był złapany.
Napad wyglądał groźnie, choć bandzior nie był specjalnie zamaskowany: miał tylko okulary na nosie i kaptur na głowie. Za to w dłoni trzymał broń. Kamera monitoringu nagrała jego twarz wyraźnie. Nagrała też jak w poniedziałkowy wieczór strzela do lodówki koło kasjerki, a potem każe wydać pieniądze z kasy i ucieka.
Zaraz potem do pracy ruszyli policyjni technicy (napastnik nie miał na dłoniach rękawiczek), którzy do późna szukali w sklepie śladów złodzieja.
Karton pełny szkła
Gdy we wtorkowy poranek, przed 8.00, pojechaliśmy do obrabowanego sklepu, cały czas było widać ślady rabunku: przed wejście stał karton pełny pobitego szkła z ostrzelanej szyby (choć nasz rozmówca z policji od razu wykluczył, by złodziej posługiwał się pistoletem na ostrą amunicję).
Wówczas jeszcze nie wiedzieliśmy, że śledczy są na tropie sprawcy. A byli - namierzyli go niedługo potem, jeszcze przed południem w miejscowości koło Gorzowa. - Na razie uznajemy go za podejrzanego. Będzie przesłuchiwany - mówił nam na gorąco sierż. Mateusz Sławek.
Co grozi napastnikowi, jeśli okaże się, że to on napadł na sklep i ukradł pieniądze? Gdyby nie miał w rękach broni, mógłby pójść do więzienia na czas od 2 do maksymalnie 12 lat. Jednak przez to, że napadł na Żabkę z pistoletem, może mu grozić od 3 do 15 lat za kratkami.
Odruchowa obrona
Gdy zapytaliśmy wczoraj M. Sławka czy policja łączy poniedziałkowy napad z niedawną próbą rabunku w innej Żabce - przy ul. Obrońców Pokoju - zastrzegł, że za wcześnie na odpowiedź.
Jednak w obu przypadkach ekspedientki zaatakował zakapturzony jegomość. I_sam napad wyglądał podobnie: był szybki, dokonany przez jedną osobę, wieczorową porą.
Tyle że napastnik z 5 kwietnia miał jeszcze czapkę z daszkiem. A zamiast broni trzymał... gaz. Jednak - przypomnijmy - nie ukradł z kasy ani złotówki. Wszystko przez bohaterską postawę sprzedawczyni.
Byliśmy wczoraj właśnie w tamtym sklepie na Obrońców Pokoju. Rozmawialiśmy z mamą dzielnej ekspedientki (wspólnie prowadzą interes, pracują za ladą na zmianę). - Ten człowiek wszedł i bez słowa psiknął na córkę gazem. Tylko że ona, zamiast uciekać czy panikować, w tych emocjach złapała to, co miała pod ręką i narobiła hałasu. Zaczęła machać tymi kartkami, wyskoczyła z rękami w kierunku tego człowieka. No i go spłoszyła - powiedziała nam jej mama (dane do wiadomości „GL”).
Kasa została obroniona, jednak nerwy obie mają zszargane. - Pracujemy jak zawsze, ale każda obca twarz w drzwiach powoduje, że w człowieku budzi się niepokój - dodała w rozmowie z „GL” mama zaatakowanej gazem. Teraz myśli jak jeszcze lepiej zabezpieczyć sklep.