Składowisko idzie do likwidacji?
Do końca października z Wiechlic zniknąć mają niebezpieczne substancje. Dysponent terenu zapowiada wielkie porządki
- 30 sierpnia spotkałem się z prezesem firmy Formid, panem Ostrowskim - przyznaje Mirosław Ganecki, Lubuski Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska. - Ustaliliśmy, że do końca października niebezpieczne odpady znikną z terenu Wiechlic.
WIOŚ dokonał analizy płynów zgromadzonych na terenie dzierżawionym przez firmę z Warszawy. Pierwsze doniesienia, jakoby zalegały tam odpady radioaktywne, nie potwierdziły się. Okazało się, że w zbiornikach i beczkach znajdują się przede wszystkim stare farby i lakiery, oraz przeróżnego rodzaju rozpuszczalniki.
- Jeszcze 29 sierpnia prowadzono tam oględziny biegłych. Wiem, że firma Formid nosi się z zamiarem skierowania wniosku do prokuratury w sprawie udostępnienia jej wyników naszych badań. Kolejnym krokiem będzie ogłoszenie przetargu na wybór firmy, która podejmie się transportu odpadów do miejsca, gdzie zostaną one zutylizowane lub zagospodarowane.
Na dziś (06.09) starostwo powiatowe w Żaganiu zaplanowało kontrolę, której celem jest ograniczenie zezwolenia na składowanie odpadów. Z decyzji wykreślone zostaną odpady niebezpieczne. O zmianę tą wnioskował sam Formid, który planuje gromadzić w Wiechlicach jedynie olej rzepakowy i żywicę jonowymienną.
- W chwili, gdy rozpocznie się wywóz odpadów, będziemy mieli informację, dokąd one jadą i gdzie ostatecznie trafią - uspokaja M. Ganecki. - Póki co, wiemy jedynie tyle, że prokuratura zakończyła czynności i jest zgoda na to, by substancje opuściły teren Formidu.
Z takiego finału sprawy cieszy się Maciej Boryna, regionalista i członek zarządu powiatu żagańskiego. To on pod koniec lipca zaalarmował organy ochrony środowiska.
- Chciałbym być w tej sprawie optymistą. Mam nadzieję, że chemikalia te nie staną się przedmiotem dalszego obrotu i nie trafią gdzieś, gdzie będą dalej zalegać stając się źródłem nowego zagrożenia - mówi.
Przypomnijmy, że skandal wokół składowiska wybuchł miesiąc temu, gdy członkowie stowarzyszenia „Bory Dolnośląskie” zauważyli na niezabezpieczonym terenie zgromadzono pojemniki z przeróżnymi cieczami. Zamalowane etykiety i liczne wycieki pozwalały spodziewać się jak najgorszych rzeczy.
„Nadmieniam, że przebywanie na terenie składowiska związane było z podrażnieniem oczu i górnych dróg oddechowych. Były obecne w powietrzu łatwo wyczuwalne wonie różnych substancji, obcych w codziennym życiu. Niektóre drzewa na granicy składowiska są martwe. O pochodzeniu substancji świadczyły m.in. etykiety na niektórych pojemnikach” – pisał w swoim piśmie do WIOŚ M. Boryna. Brama na składowisko była otwarta. Nie było żadnego znaku, terenu nikt nie pilnował. W tym czasie mogły tam wejść osoby postronne, w tym dzieci z pobliskiego osiedla mieszkaniowego.