Skarby nie tylko w kryształach soli zamknięte. Odkrywamy tajemnice wielickich podziemi
Jak wygląda solny bałwan? Czym zajmował się montium salinarum architector? Do czego służył kierat? O kogo troszczył się trybarz, a komu pomagał konował? Czy ślepr to górnik, który stracił wzrok, a może turysta, któremu zgasła lampka łojowa? Jakie skarby kryją Groty Kryształowe? Co Magnum Sal ma wspólnego z Wieliczką? Tego wszystkiego, a nawet nieco więcej, dowiemy się, przemierzając niespiesznie podziemne ścieżki Kopalni Soli „Wieliczka”.
Oto szczypta historycznej soli, którą odkrywa przed nami Kopalnia Soli „Wieliczka”… Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Ze skarbców cesarza Indii
Filary całkowicie klasyczne w swej formie i przejrzyste jak „oświetlona alabastrowa waza”, postawione w równych odstępach niczym rząd łuków triumfalnych podtrzymują sklepiony strop, a stalaktyty, uformowane przez skraplającą się wodę i wydobywanie soli, leżą wokoło lśniące niczym klejnoty skradzione ze skarbców cesarza Indii i rozrzucone tutaj w akcie hojności - tak barwnie wizytę w czeluściach wielickiej kopalni opisała Eliza S. Craven Green, angielska aktorka i poetka. Autorka nieformalnego hymnu wyspy Man odległy, dla niej, zakątek Starego Kontynentu odwiedziła w 1845 roku.
Jak to się stało, że na południu Polski, a więc bardzo daleko od słonego morza, pojawiły się tak obfite pokłady soli, aby można było w nich wyrąbać ów „rząd łuków triumfalnych”?
- Mają kilkanaście milionów lat, a powstały w czasie, gdy zanikało olbrzymie morze Paratetydy, zwane też niekiedy jeszcze Morzem Sarmackim - wyjaśniają naukowcy. - Obniżenie poziomu oceanów i jednocześnie wypiętrzanie m.in. Karpat sprawiło, że słona woda zaczęła się gromadzić na terenach najniżej położonych. Za sprawą wysokich temperatur szybko parowała, a solanka wypełniająca „zagłębienia” gęstniała. Aż zaczęła się z niej wytrącać m.in. sól.
Potem doszły ruchy górotwórcze, fałdowania i… sól na tysiące lat zniknęła pod ziemią. O tym, że gdzieś tam jest, świadczyły jedynie niewielkie słone „oczka”, które tworzyły się na powierzchni. Już przed kilkoma tysiącami lat zainteresowała się nimi, tyle na pewno wiemy, ludność kultury lendzielskiej.
- Solankę wlewano do niewielkich naczyń, a te stawiano na paleniskach. Gdy woda odparowała, pozostawała sama sól. Tak czyniono już kilka tysięcy lat temu, czyli jeszcze przed powstaniem piramidy Cheopsa, wiszących ogrodów Semiramidy, a także dzieł Homera - barwnie historię powstania pierwszych prehistorycznych warzelni wyjaśnia Monika Szczepa z Kopalni Soli „Wieliczka”.
W ten sposób zdobytą solą nie tylko wzbogacano smak jadła, ale też używano jej do leczenia oraz konserwacji mięsa i skór. Stanowiła również cenny walor w handlu wymiennym, być może była również środkiem płatniczym.
Sól jak magnes
- Czas mijał, a słona woda działała niczym magnes - przypominają w kopalni. I nie ma w tym krzty przesady.
Niewielka osada, mimo wielu dziejowych burz, cały czas się rozrastała, przybywało jej mieszkańców, wyrastały nowe, solidniejsze zabudowania, pojawiły się pierwsze instalacje obronne, znalazła się na najważniejszych szlakach handlowych, nabierała jednocześnie znaczenia gospodarczego i politycznego.
W średniowieczu jej znaczenie dostrzegli również panujący na krakowskim stolcu. Książę nie tylko wziął ją pod opiekę, ale także przejął źródła solankowe na własność.
- Już w XII-wiecznych dokumentach osada nosi dumną nazwę Magnum Sal, czyli Wielka Sól. Dwieście lat później skrybowie skracają ją do „Wielka”, a stąd już blisko do Wieliczka bądź Weliczka - wyjaśnia Paweł Nowak, prezes Zarządu Kopalni Soli „Wieliczka” SA. - Sól nie tylko nadała Wieliczce nazwę, ale też „zaplanowała” jej przestrzeń - osada przylegała do urządzeń solankowych znajdujących się w rejonie dzisiejszych ulic Daniłowicza i Dembowskiego.
Niebezpieczna wyprawa w głąb ziemi
Nic jednak nie trwa wiecznie. W pewnym momencie matka natura się zbuntowała, odcinając warzelnikom dostęp do solanki. Dalszy byt osady wydawał się przesądzony. Ktoś jednak wpadł na pomysł - by wzorem nieodległej Bochni - zacząć poszukiwać soli nieco głębiej. Zaczęto więc drążyć pierwsze studnie. I tak oto - na przełomie XII i XIII stulecia - natrafiono na pokłady soli kamiennej.
Od tego momentu górnicy zaczęli wyrywać ziemi piędź za piędzią soli. Drążyli szyby, chodniki i potężne komory. Schodzili coraz głębiej, jednocześnie cały czas poszerzając mroczny świat podziemi. Z biegiem czasu proste narzędzia przestały im już wystarczać do pozyskiwania soli oraz jej transportu. Pod ziemię, ale i na jej powierzchnię, zaczęły więc trafiać nowoczesne narzędzie i wymyślne machiny, np. potężne kieraty.
Jak ten świat wyglądał? Zakapturzeni mężczyźni, przywiązani do grubej liny, codziennie zjeżdżali w mroczną jak smoła czeluść. Płomyki lampek łojowych, które mieli ze sobą, tylko przez chwilę błądziły po belkach szybu, rozświetlając kilka, kilkanaście najbliższych centymetrów. Jednak i one po chwili niknęły w głębi szybu. O tym, że kolejna grupa śmiałków wyruszała, by wyrywać ziemi jej najcenniejszy skarb - sól - świadczyło tylko miarowe skrzypienie kołowrotu, jęk nawijanej na niego liny i dobiegający gdzieś z głębi śpiew „Salve Regina” - tak kilka wieków temu zjeżdżano w niebezpieczny świat podziemi. I tak też uwiecznił go na jednym ze swoich kunsztownych sztychów Wilhelm Hondius, królewski rytownik i kartograf.
Na innych jego sztychach widać, jak wyglądało odbijanie bloków solnych od ściany, przenoszenie soli drobnej w workach, dowożenie jej na taczkach, a także ładowanie do beczek. Widzimy spuszczanie koni w specjalnej klatce, walaczy toczących solnego bałwana oraz urzędników wycinających na nim cechy, cieśli wznoszących kaszt podtrzymujący sklepienie komory, geometrę, który z pomocnikami dokonuje pomiaru przy użyciu sznura i kompasu, a także ołtarz w kaplicy, na którym płoną świece. Hondius uwiecznił również wyładunek soli wyciągniętej przez kierat, pracę w warzelni, sprzedaż soli i jej załadunek na wozy…
Nie tylko Skarbnik
Praca pod ziemią była bardzo niebezpieczna i potwornie ciężka. Przytłaczały ciemność i strach, których nie potrafił rozświetlić lichy kaganek. Każdy dźwięk mógł być zaś zwiastunem nieszczęścia, a to wdzierającej się do sztolni wody, a to walącego się sklepienia...
- Skarbnik, Biała Pani, skrzaty - oto najsławniejsi, ale niejedyni bohaterowie górniczych opowieści. W obcym podziemnym świecie nadprzyrodzonych istot było o wiele więcej. W ich obecność nikt też nie wątpił - mówi jeden z przewodników po solnych podziemiach.
A tak pisał o nich Jodok Willich, lekarz i humanista: „Nie należy wszakże pominąć milczeniem, że w kopalni pojawiają się niekiedy widziadła […]. Widziadła te, niby Proteusz lub Wertumnus, przybierają tak różnorodne postacie, że mógłby ktoś wymienić bądź kota, bądź świnię, człowieka lub coraz to inny rodzaj istoty żywej, biegającej bez przerwy tu i tam”.
Licho nie śpi - mawiali z kolei górnicy. Nic więc dziwnego, że nawet najmniej wierzący przed zjazdem w głąb ziemi oddawali się w opiekę Bogu, Matce Bożej i wszystkim świętym. Stąd też tak liczne – w eksploatowanych komorach i chodnikach - niewielkie ołtarzyki ledwie z obrazkiem świętego lub krzyżykiem, ale również potężne, bogato zdobione kaplice, które i dzisiaj możemy podziwiać. Każdemu zaś podziemnemu spotkaniu towarzyszyło „Szczęść Boże”.
Pierwsi turyści – ciekawi i odważni
Jednak w głąb wielickiej ziemi zjeżdżali nie tylko górnicy, ale także wszyscy ci, którzy pragnęli doświadczyć czegoś nowego, przeżyć niezwykły dreszcz emocji. Imponujące komory i mroczne korytarze budziły lęk, ale też ciekawość i pożądanie.
- Już w renesansie kopalnia była znana. Jej sława sięgała nie tylko Polski, ale daleko poza jej granice. Do Wieliczki zaczęli przybywać turyści, aby na własne oczy zobaczyć wspaniałe podziemia. A pierwszym spośród nich, którego znamy z imienia i nazwiska, był genialny astronom, medyk i inżynier - Mikołaj Kopernik - przypominają w kopalni.
„Goście z grupy porannej do kopalni mogli zjechać u liny (po osiem osób), po południu zaś zstępuje się tylko po schodach, albowiem lina zajętą jest wyciąganiem soli (260 stopniami w szybie Francisci, następnie pochylnią o 109 stopniach). Najpierw wszakże należało udać się do zamku po bilet. Potem turyści szli do kancelaryi, w której wypożyczali ochronne ubranie dla uchronienia sukien od wilgoci solnej” - tak o sposobie zwiedzania podziemi informował pierwszy „Przewodnik dla zwiedzających Żupy Solne w Wieliczce”, który ukazał się w 1860 roku nakładem Juliusza Wildta.
Jego autor wspominał również o tym, że jeśli ktoś życzył sobie - oprócz oczywiście „kagańców” - dodatkowego „oświetlenia, bądź atrakcji w postaci strzałów, musiał dopłacić”. Podziemna trasa wiodła wtedy - jak przypomina Monika Szczepa - m.in. przez komory Michałowice, Urszula, Drozdowice, Pieskowa Skała, Sielec, Spalone, kaplica św. Antoniego.
Obecnie, aby znaleźć się na jej I poziomie, a więc u początku Trasy Turystycznej, trzeba pokonać około 380 stopni. Tak wkroczymy w świat tajemniczych korytarzy, imponujących i zarazem malowniczych komór, solankowych jezior, niezwykłych przykładów kunsztu ciesielskiego, wspaniałych dzieł sztuki, a także kaplicy św. Kingi, niemającej równych sobie na całym świecie.
Pokonanie całej, blisko 3-kilometrowej trasy nie powinno nam zająć więcej niż 3 godziny (łącznie z ekspozycją Muzeum Żup Krakowskich). W tym czasie zejdziemy na 135 metrów w głąb ziemi.
„Szczęść Boże” - ten krótki, jakże ważny dla górniczego stanu, wpis w kopalnianej księdze pozostawił naczelnik państwa Józef Piłsudski podczas odwiedzin w 1919 roku. Przed nim i po nim byli tutaj m.in. Chopin, Staszic, Goethe i Mendelejew, ale też Moniuszko, Matejko, Orzeszkowa, Paderewski oraz Wojtyła… Byli również królowie i książęta, premierzy oraz prezydenci, a także miliony turystów z całego świata.
700 tysięcy gości w 2021 roku
W minionym, pandemicznym roku wielicką żupę odwiedziło blisko 700 tys. gości. Jak na ten mocno nietypowy czas, to dużo. Oznacza ponad 57 proc. zwiedzających więcej niż w 2020 r., ale jednocześnie tylko 37 proc. gości z rekordowego 2019 r. Nie można przy tym zapomnieć, że w 2021 r. Trasa Turystyczna była zamknięta przez 77 dni, a w 2020 r. przez 140 dni.
Kto najczęściej zaglądał do królestwa św. Kingi? Turyści krajowi - było ich 69 proc.
- Polacy wrócili do krajowej turystyki, chętnie odwiedzając miejsca o szczególnym znaczeniu dla naszego kraju, które gwarantują wysoki poziom świadczenia usług, ale też są celem szkolnych wycieczek. Bardzo nas to cieszy - zaznacza Paweł Nowak, prezes Zarządu Kopalni Soli „Wieliczka” SA.
A skąd pochodzili turyści zagraniczni, których było 31 proc.? Najchętniej podziemne skarby zwiedzali Francuzi, Niemcy, Brytyjczycy, Hiszpanie, Włosi, Czesi, Litwini, Grecy, byli też obywatele Stanów Zjednoczonych Ameryki i Niderlandów.
Jaki będzie ten rok? - Jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego w 2022 r., założyliśmy wzrost odwiedzających, do poziomu 46 proc. liczby gości sprzed pandemii. Prognozujemy, że zabytkowe podziemia odwiedzi około 850 tysięcy turystów. Szczególnie mocno liczymy na rodziny z dziećmi i grupy szkolne - mówi Damian Konieczny, dyrektor wykonawczy Kopalni Soli „Wieliczka” SA.
Gdy już dogłębnie poznamy magiczny świat komór i korytarzy oraz niesamowitych kryształów, może wybierzemy też inhalacje naziemne. Wielicka tężnia solankowa, znajdująca się w pobliżu szybu Daniłowicza, także kusi… niezwykłym mikroklimatem. Wiosną po zimowej przerwie tężnia znów ruszy.
A przecież Wieliczka również ma się czym chwalić. Zabytków i atrakcji jej nie brakuje!
Oto szczypta historycznej soli, którą odkrywa przed nami Kopalnia Soli „Wieliczka”… Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE