Skąd wziąć pracowników? Szanuj tych, których masz!
Zatrudnienie. Polski rynek pracy kurczy się o 50 tys. osób rocznie. Niebawem będzie to ponad 100 tys. rocznie. Co robić?
Przedsiębiorcy od dwóch lat narzekają, że znalezienie kompetentnego pracownika graniczy z cudem. Bezrobocie jest najmniejsze od początku przemian - w Małopolsce spadło do ok. 6 proc., w Krakowie praktycznie go nie ma, długotrwale bezrobotni nie palą się do (oficjalnej) pracy. A w kolejnych latach pracodawcom ma być jeszcze ciężej.
Według najświeższego raportu NBP, krajowy rynek pracy kurczy się nam o 50 tys. osób rocznie. W następnej dekadzie ubytki będą dwa razy większe. Co eksperci zalecają przedsiębiorcom? Przede wszystkim: dbanie o aktualne kadry (które konkurencja będzie chciała podkupić) oraz docenienie i wykorzystywanie kompetencji i doświadczenia pracowników 55+, które znakomicie uzupełniają się z zapałem młodych.
Na razie Polska wypada pod tym względem katastrofalnie - w przygotowanym przez PwC „Indeksie Złotego Wieku” zajęła 30. miejsce wśród 34 krajów OECD. Pracodawcy (którzy sami się starzeją) nie palą się do wykorzystania potencjału osób 55+, nie kierują ich na szkolenia, nie oferują zatrudnienia na część etatu.
W państwach brylujących w rankingu (Islandia, cała Skandynawia) pracuje nawet 90 proc. ludzi w grupie 55-64 lata. W Polsce tylko 42,5 proc. - i odsetek ten zapewne spadnie po przyszłorocznym obniżeniu wieku emerytalnego. Wg PwC nasz kraj rozwija się przez to dużo wolniej niż by mógł.
Posucha
Najświeższe „Badania ankietowe rynku pracy” NBP przypominają, że na początku stulecia przedsiębiorcy mogli wybierać w pracownikach jak w ulęgałkach z powodów demograficznych: mieliśmy najmłodsze zasoby ludzkie w Europie. Polska gospodarka nie wchłonęła wchodzących na rynek młodych, więc wielu wyemigrowało. Ponad 90 proc. nie zamierza wracać, więc możemy mówić o trwałym ubytku. Kolejne roczniki nie wypełnią go, bo są coraz mniej liczne. W 1983 r. (stan wojenny) urodziło się 723 tys. dzieci, w 1998 - poniżej 400 tys., a w 2003 - 351 tys.
Problem na rynku byłby jeszcze większy, gdyby PO i PSL nie podwyższyły wieku emerytalnego - chwilowo zatrzymało to na rynku pracy starsze roczniki. Mimo to od 2013 r. zasoby pracy i tak stale maleją. Obniżenie wieku emerytalnego może zdecydowanie pogorszyć sytuację - i to już w przyszłym roku.
Odchodzących z rynku częściowo zastąpią nowe roczniki. Mamy 8,5 mln dzieci i młodzieży, ale aż 1,8 mln z nich (zwłaszcza kobiet) nie podejmie pracy i zajmie się dziećmi. W tym samym okresie ponad 7 mln Polaków zamierza się utrzymywać z emerytur. Przed topnieniem zasobów pracy może nas uchronić jedynie radykalne zwiększenie dzietności kobiet oraz aktywności zawodowej, która w niektórych grupach wiekowych jest rażąco niska. Jeśli to się nie uda, problemy będą mieli nie tylko przedsiębiorcy (brak rąk do pracy), ale i pracownicy (coraz mniejsza grupa będzie musiała wypracować świadczenia rosnącej rzeszy emerytów).
Lekarstwo: żłobki i... roboty
W zeszłym roku nieaktywnych zawodowo było 4,8 mln kobiet i 3,1 mln mężczyzn, głównie w wieku 15-24 lata (ze względu na naukę) oraz 55-64 lata (choroby, renta, emerytura). Ale mało aktywne, w porównaniu z krajami rozwiniętymi, są także Polki w wieku 25-44 lat. Jest ich 750 tys. - aż jedna trzecia chciałaby pracować, ale nie ma w pobliżu instytucji, która mogłaby się zaopiekować ich dziećmi lub innymi osobami pozostającymi pod ich pieczą (przeważnie starymi rodzicami). Problem ten dotyczy głównie wsi. Potrzeba nam zatem zdecydowanie więcej powszechnie dostępnych żłobków, przedszkoli i opiekunów dla dorosłych oraz elastycznych form zatrudnienia młodych matek.
Czy braki na rynku mogą uzupełnić imigranci? NBP prognozuje, że nie, bo przybywają oni do pracy jedynie tymczasowo, a długoterminowe plany wiążą przeważnie z bogatszymi krajami.
W długim okresie pracodawcy będą musieli się jednak ratować stałym zwiększaniem wydajności pracy, inwestując w robotyzację i automatyzację. Na razie od Niemców, a nawet Czechów dzielą nas pod tym względem lata świetlne.